Osiemnastoodcinkowy serial zyskał miano kultowego, ale choć od lat mówiło się o jego kontynuacji, kolejne projekty upadały jeszcze na etapie planów. Aktorzy tymczasem robili się coraz starsi (roczniki 1929 i 1923) i w wywiadach przypominali, że chętnie wcieliliby się jeszcze w swoje sztandarowe postaci, oby jak najszybciej – póki jeszcze podołają roli... I wreszcie, w czterdzieści cztery lata po zakończeniu produkcji serialu, do polskich kin trafił film Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć w reżyserii Patryka Vegi.
Wiadomo było, iż polscy widzowie nie zaakceptują filmu bez Mikulskiego i Karewicza: i na szczęście nie musieli. Obaj panowie raz jeszcze mogli odegrać role życia, w opowieści rozgrywającej się trzydzieści lat po wojnie. Fabuła nowej Stawki... zawierała też jednak drugi wątek, dziejący się w 1945 roku. W role młodych Klossa i Brunnera wcielili się Tomasz Kot i Piotr Adamczyk. Mimo iż ten dobór aktorów mógł wydawać się niefortunny, oglądając ich na ekranie uznałam, że reżyser trafił nieźle. Choć obaj aktorzy bardziej niż postaci odgrywali swoich poprzedników, efekt był niezły (lepszy w wypadku Adamczyka). Raziła mnie natomiast... charakteryzacja. Kolor włosów Kota był nienaturalny, żółtawy, przez co zbliżenia, w których aktor nie miał na sobie czapki, raziły sztucznością nie z jego winy. Inne postaci „typu nordyckiego, czystego” miały ten sam problem. Nie rozumiem, dlaczego w filmie, w którym spory nacisk położono na efekty specjalne, zbagatelizowano wygląd głównego bohatera. To detal, ale chwilami naprawdę irytujący.
Jak już napisałam, Kot i Adamczyk spisali się nieźle, ale film skradli jednak dawni bohaterowie. Także w tym przypadku lepiej wypadł Brunner. Karewicz odegrał swoją rolę świetnie, jakby wczoraj zszedł z planu pierwszej Stawki...; Mikulskiemu na początku brakowało oblicza amanta, którym poruszał kiedyś serca fanek, ale w miarę rozwoju fabuły było coraz lepiej. Z niekłamaną przyjemnością oglądałam sceny rozgrywające się w 1975 roku; warto było dla nich czekać tyle lat na filmowego Klossa.
[image-browser playlist="604307" suggest=""]
Fabułę obu planów czasowych łączył główny wątek – poszukiwanie zatopionego w czasie wojny skarbu Trzeciej Rzeszy, który umożliwiłby wciąż wiernym nazistom (żyjącym spokojnie w Ameryce Południowej) zbudowanie nowego państwa. Zagadka bezcennego transportu zajmowała młodych Klossa i Brunnera i to ona połączyła ich po latach. Film Vegi pełen był zwrotów akcji, widowiskowych pościgów oraz trzymających w napięciu scen. Mniej było dedukcji obecnej w serialu, ale na szczęście reżyser nie zdecydował się na całkowite zastąpienie jej efektami specjalnymi. W rezultacie nakręcił film akcji w stylu amerykańskim, nietracący jednak przy tym ducha serialu z lat sześćdziesiątych. Nastrój podtrzymywały liczne nawiązania, padające czy to w dialogach, czy w rekwizytach (jak zbliżenie na bibułkę Lux obecną w jednym z haseł w odcinku Podwójny nelson). Trudno powiedzieć, czy któraś ze scen nowej Stawki… stanie się kultowa, ale przesłuchanie Klossa czy jego rozmowa z Brunnerem w samochodzie przykuwają uwagę i mogą zapaść w pamięć.
Słabą stroną Stawki większej niż śmierć były postaci kobiece: Ingrid grana przez Annę Szarek i Elsa Krause – w tej roli Marta Żmuda Trzebiatowska. Ich kreacje aktorskie były przerysowane, a ich losy to najsłabszy element fabuły. Zwłaszcza pierwsza z bohaterek sprawiała wrażenie, jakby znalazła się w filmie tylko po to, by zdjąć futro i pokazać nagie plecy... Inną irytującą rzeczą było to, że nie tylko Kloss i Brunner pojawiali się w obu warstwach czasowych, za to wyłącznie ich role obsadzone były podwójnie. W pozostałych wypadkach aktorów jedynie ucharakteryzowano, co dodawało im na oko pięć czy dziesięć lat, ale na pewno nie trzydzieści, a w rezultacie sprawiało wrażenie podróży bohaterów w czasie, zaś w jednym wypadku postarzająca charakteryzacja niemal pozbawiła postać mimiki.
[image-browser playlist="604308" suggest=""]
Podsumowując – Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć to wciągająca, pełna zwrotów akcji fabuła, niezłe aktorstwo, efektowne zdjęcia i montaż. Film, który łączy w sobie cechy przygód Jamesa Bonda i dawnego Klossa. Film, który może nie powala na kolana, ale zapewnia widzowi dwie godziny dobrej, trzymającej w napięciu rozrywki, wywołującej uśmiech na twarzy oraz nastrajającej sentymentalnie, gdy Vega nawiązuje do produkcji Janusza Morgensterna i Andrzeja Konica. Film, który spodoba się młodemu widzowi, ale może też usatysfakcjonować wieloletnich fanów Stawki większej niż życie. Próbę stawienia czoła legendzie uważam za udaną. Warto obejrzeć.