„Homeland”: sezon 4, odcinek 5 – recenzja
Nowe odcinki Homeland, określane przez twórców jako fabularny restart całej produkcji, nie muszą przypaść do gustu wszystkim widzom. Historia prezentowana w 4. sezonie jest spokojniejsza, bardziej kameralna i nie czuć w niej tak dużego napięcia jak w poprzednich seriach.
Nowe odcinki Homeland, określane przez twórców jako fabularny restart całej produkcji, nie muszą przypaść do gustu wszystkim widzom. Historia prezentowana w 4. sezonie jest spokojniejsza, bardziej kameralna i nie czuć w niej tak dużego napięcia jak w poprzednich seriach.
Homeland od 1. sezonu zapowiadany był jako spokojna, stosunkowo poukładana historia, która jednak z każdym kolejnym odcinkiem ewoluowała w poważny, dojrzały i pełen zaskakujących zwrotów akcji thriller. Ze sporą liczbą zalet i niewieloma wadami historia Nicholasa Brody’ego dobiegła końca blisko rok temu, ale życie toczy się dalej, o czym przekonuje się główna bohaterka – Carrie Mathison. Daleko od swojej ojczyzny, w państwie, gdzie terrorystów spotkać można na ulicy, pracuje pod głęboką przykrywką, starając się zapobiec czemuś, co może wydarzyć się w przyszłości. Niestety za tydzień dotrzemy do połowy finału, a nadal to coś nie zostało ostatecznie zdefiniowane.
4. sezon produkcji Showtime tworzony jest ze znacznie mniejszym rozmachem niż poprzednie serie. Akcja toczy się powoli, momentami zbyt powoli, przez co zirytowany widz może zacząć narzekać na brak cliffhangerów i konkretnych zaskoczeń, które sprawiłyby, że na kolejny odcinek czekałoby się z dużą niecierpliwością. Pakistańskie operacje na tyłach wroga są do tego stopnia utajnione, że nie wzbudzają żadnych emocji. Szczególnie gdy scenarzyści proponują wątek, który świetnie znamy z 1. sezonu, czyli Carrie – uwodzicielkę, robiącą wszystko, by zdobyć kluczowe informacje. Jednym może się to podobać, innym niekoniecznie, a całą sprawę najtrafniej określił chyba zirytowany Quinn, nazywając pracę Carrie jako: "jeb**** się z dzieckiem". Na szczęście to kablówka premium, więc takie rzeczy w telewizji nie są niczym nowym. Problem w tym, że twórcy powielają to, co świetnie znamy z 1. serii, gdzie wprowadzenie miłosnego wątku było – przynajmniej według mnie – pomysłem zupełnie nietrafionym.
[video-browser playlist="632989" suggest=""]
Niezaprzeczalnym atutem nowego epizodu Homeland jest rozwinięcie wątku Saula. Co prawda można było się spodziewać, że postać grana przez Mandy’ego Patinkina będzie mieć sporo problemów z opuszczeniem Pakistanu, bo zwyczajnie nie pasowało to do rozwoju całej historii. Tymczasem Berenson wpadł w sidła wroga, z których niełatwo będzie mu się wydostać. Powoli i systematycznie scenarzyści rozwijają też wątki amerykańskiej ambasador oraz jej męża, jednak bez większych zaskoczeń i konkretów. Cieszy, że do stolicy Pakistanu dotarł też Quinn, który wprowadza do odcinków nieco więcej błyskotliwych dialogów. Biorąc pod uwagę zajętą urabianiem nastolatka Carrie i porwanego Saula, Quinn i Fara zaczynają tworzyć duet, z którym trudno nie sympatyzować.
Homeland to w 4. sezonie zupełnie inny serial niż na przestrzeni ostatnich lat. Kameralna historyjka o szpiegach pracujących daleko za linią wroga nie musi przypaść do gustu każdemu. Stawka, o jaką toczy się gra, jest – przynajmniej na razie – zaskakująco niska. Czy to dobry sposób na opowiadanie historii, szczególnie po pamiętnym zamachu z finału 2. sezonu?
Czytaj również: Damian Lewis i Paul Giamatti gwiazdami nowego serialu Showtime
Jedno jest pewne – Homeland nieubłaganie zmierza do końca. Jeśli nie w tym, to w przyszłym sezonie historia Carrie zostanie zakończona. Tajną operację w Pakistanie, w której Mathison poszukuje groźnego terrorysty, można uznać za kolejny rozdział z jej życia, niestety nie tak błyskotliwy i zaskakujący jak ten, gdy znała Brody'ego.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat