Homeland: sezon 7, odcinek 12 (finał sezonu) – recenzja
Turcja, Polska, Węgry, Nikaragua, Filipiny. Demokracja umiera gdy nie patrzymy. Ten smutny dla nas wniosek płynący z przemówienia abdykującej pani prezydent, to jeden z mocniejszych motywów finałowego odcinka siódmego sezonu Homeland. Co jeszcze wydarzyło się w dwunastym epizodzie? Sprawdźmy.
Turcja, Polska, Węgry, Nikaragua, Filipiny. Demokracja umiera gdy nie patrzymy. Ten smutny dla nas wniosek płynący z przemówienia abdykującej pani prezydent, to jeden z mocniejszych motywów finałowego odcinka siódmego sezonu Homeland. Co jeszcze wydarzyło się w dwunastym epizodzie? Sprawdźmy.
Udręczona Carrie, w psychotycznej panice, przewracająca nerwowo oczami na widok Saula to scena którą miłośnicy formatu zapamiętają bardzo długo. Finałowy los głównej bohaterki jest doskonałym podsumowaniem tego sezonu i świetnie wpisuje się w przesłanie serialu. Mathison poświęca wszystko dla swojego kraju – włącznie ze zdrowiem psychicznym. Jasne stają się powody, dla których twórcy męczyli Carrie przez długie odcinki bieżącego sezonu. Czytelny staje się również zwrot fabularny, podczas którego agentka bardzo szybko wraca do formy i jest gotowa na kolejną misję. W świetle wszystkich wydarzeń z siódmej serii poświęcenie Mathison niszczy ją doszczętnie. Sposób w jaki kraj dziękuję jej za oddanie, daje mocno do myślenia.
Zanim Carrie trafia do rosyjskiego więzienia, gdzie konfrontuje się z bezwzględnością Yevgeny’a Gromova, widzowie zostają uraczeni całkiem interesującą sekwencją akcji. Ulice Moskwy stają się polem chaotycznych działań amerykańskiej jednostki, próbującej wywieźć Simone Martin do USA, wyprowadzając tym samym w pole rosyjskie służby. Motyw ten trzyma w napięciu jak w starych dobrych szpiegowskich dreszczowcach. W momencie gdy Saul wraz z Simone i ekipą zostają zatrzymani przez służby graniczne i rozpoczyna się zamieszanie podczas którego obie strony niebezpiecznie wymachują bronią, naprawdę trudno domyślić się finału tej sytuacji. Podobnie jak rezultatu ucieczki Carrie, po wąskich moskiewskich uliczkach i reakcji Gromova na zdemaskowanie agentki.
Trochę bardziej przewidywalny jest wątek więzienny, podczas której Carrie zostaje skonfrontowana z dobrodusznym strażnikiem, imieniem Aleksander. Ogłada i zaangażowanie emocjonalne w los amerykanki nie zwiodły chyba żadnego widza. Klawisz od początku wydaje się podejrzany i aż dziw bierze że Mathison tak łatwo daje się wymanewrować Gromovowi. Bohaterka sama przecież wielokrotnie używała podobnych metod (nawet w bieżącym sezonie z Dante Allenem) i mało wiarygodne jest, że będąc przetrzymywana przez najbardziej bezwzględną służbę wywiadowczą świata, Carrie staje się tak mało uważna i dajea się podejść we wręcz dziecinny sposób.
Podobnie można odebrać drugi główny wątek sezonu czyli polityczną rozgrywkę w Białym Domu. Elisabeth Keane po znokautowaniu swoich przeciwników, nagle idzie po rozum do głowy i po nagłym ataku wątpliwości moralnych, decyduje się przekazać władzę swojemu zastępcy. Podczas pożegnalnego przemówienia padają znamienne słowa o rodzących się dyktaturach i krajach gdzie upada demokracja. Elisabeth Keane, widząc jak łatwo wódz, działając pod wpływem emocji, może sięgnąć po autorytarne środki, składa rezygnację.
Oczywiście powyższe wydarzenia trzeba traktować z przymrużeniem oka. Niestety oddalają one serial nieco od realizmu, stawiając na czystą fikcję. Trudno sobie wyobrazić podobne zachowanie u polityków w naszej rzeczywistości. Zasady demokracji naginane są na co dzień na całym świecie. Manipulacja, populizm, socjotechnika i zarządzanie przez kryzys, to przecież dzień powszedni wielu demokratycznych rządów. Tendencje te wpisują się w tezę pani prezydent o tym że współcześnie wolny świat nie upada w trakcie zbrojnych rewolt, ale podczas stopniowych działań zdeterminowanych ludzi. Uderzenie się w pierś przez Elisabeth Keane wywołuje jednak uśmiech politowania. O ile jej przemówienie można odnieść do zwiastowanego przez obserwatorów politycznych końca demokracji liberalnej, to już sama abdykacja nie jest zbyt wiarygodna. Szkoda że Homeland w finale siódmego sezonu uderza w tak niskie tony, bo do tej pory kluczem do sukcesu serialu było skrupulatne odzwierciedlanie rzeczywistej sytuacji globalnej.
O ile wątek polityczny kończy się fiaskiem, to opowieść o poświęceniu i udręczeniu głównej bohaterki robi wrażenie. Doskonale koresponduje z pierwszymi sezonami, opowiadającymi o naiwnym żołnierzu, wykorzystanym przez poszczególne reżimy do brutalnej walki politycznej. Carrie Mathison, podobnie jak niegdyś Nick Brody jest ofiarą ideałów, wartości i niewłaściwie pojmowanego patriotyzmu. Poświęcenie rodziny, zdrowia czy nawet życia dla państwa które finalnie okazuje się machiną działającą według bezwzględnego systemu to przesłanie, towarzyszące serialowi od pierwszych sezonów. W najnowszej serii również ma dobitny wydźwięk. Szkoda tylko że wątek polityczny mitręży nieco tą tezę, wyprowadzając opowieść na manowce populizmu.
Mimo to przedostatnią serię Homeland trzeba uznać za sukces, ponieważ po raz kolejny twórcom udaje się zachować niesamowicie równy poziom. Sezon wciąż jest niemiłosiernie aktualny. Wiele wydarzeń (fake news, rosyjska dezinformacja, nacjonalizmy) jest żywcem wyjętych z ogólnoświatowych programów informacyjnych. Dzięki temu Homeland wciąż stanowi ważny komentarz w kwestii współczesności, nawet wtedy gdy korzysta z atrakcyjnych fabularnie, ale mniej realistycznych środków. Wielki finał serialu już za rok. Czy Carrie zdąży uleczyć swój umysł aby po raz kolejny poświęcić się dla wolnego świata?
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat