Impulse: sezon 1 – recenzja
Impulse to spin-off filmu Jumper, nad którym pieczę sprawuje twórca oryginału, Doug Liman. Choć nie miałam większych oczekiwań wobec produkcji, muszę przyznać, że miło mnie zaskoczyła.
Impulse to spin-off filmu Jumper, nad którym pieczę sprawuje twórca oryginału, Doug Liman. Choć nie miałam większych oczekiwań wobec produkcji, muszę przyznać, że miło mnie zaskoczyła.
Zgodnie z ideą spin-offu, Impulse i film Jumper posiadają wspólny rdzeń, jednak prezentują zupełnie inne historie. Tutaj także mamy skoczków z umiejętnością teleportacji oraz tajemniczą instytucję, która ich ściga, jednak całość została przedstawiona z perspektywy debiutującej w tym temacie nastolatki. Główną bohaterką jest bowiem siedemnastoletnia Henry, która wraz z mamą sprowadza się do nowego miasta, ponieważ jej rodzicielka (po raz kolejny) próbuje sobie ułożyć życie z nowym mężczyzną.
Henry (Maddie Hasson) to typowa buntowniczka – maluje oczy na czarno, chodzi w podartych ubraniach, mówi co myśli i nie ma żadnych przyjaciół. Do pary zestawiona jest z nią Jenna (Sarah Desjardins), idealna i zdolna córka ojczyma, zupełne przeciwieństwo Henry. Z biegiem czasu dziewczyny zaczynają nawiązywać kontakt i znajdują wspólny język, a coraz dziwniejsze rzeczy, jakie zaczynają dziać się z główną bohaterką, przyciągają do nich także Townesa (Daniel Maslany) – szkolnego kujona z autyzmem. Cała trójka będzie odtąd pakować się w rozmaite tarapaty, a dynamika między nimi sprawia, że śledzi się je z autentycznym zainteresowaniem.
Skupmy się jednak na Henry, ponieważ to na niej spoczywa cały ciężar fabuły. Przez dziesięć odcinków pierwszego sezonu dziewczyna dopiero poznaje swoje moce i tak naprawdę nie do końca wie co ma z nimi zrobić. Najciekawszym jest moment, w którym dochodzi do pierwszego zniknięcia - Henry dzięki swoim umiejętnościom wymyka się z rąk szkolnego celebryty, który usiłuje ją zgwałcić. Ta trauma będzie do niej wracać przez wszystkie kolejne odcinki sezonu, w związku z czym rzec można, że serial jest podszyty wyraźnym życiowym wątkiem i bardzo umiejętnie porusza w swoim rdzeniu niezwykle mocny temat.
Tak naprawdę to właśnie nastoletnie życie głównej bohaterki jest ważniejsze w pierwszym sezonie niż sama teleportacja - poznajemy typowe szkolne rozterki, ale i szereg znacznie poważniejszych problemów, z którymi może mierzyć się człowiek. Serial porusza tematykę przemocy, molestowania seksualnego, proponuje szereg wątków kryminalnych, a także pokazuje przestępczy podziemny światek, nakręcany przez najbogatszą rodzinę z sąsiedztwa. Główni bohaterowie poprzez swoje działania wpadają w spiralę kłamstw, a każda kolejna decyzja ciągnie za sobą poważne konsekwencje. Wszystko to buduje wokół produkcji bardzo mroczny klimat, któremu sprzyja również sama scenografia – każdy pojedynczy kadr jest utrzymany w szarych, ciemnych barwach, pogłębiając jednocześnie uczucie niepokoju. Ogląda się to naprawdę dobrze – chyba na żadnym z epizodów nie towarzyszyło mi uczucie nudy, co jest dużym sukcesem produkcji.
Bardzo podoba mi się to, że twórcy serialu nie starają się zrobić z Henry superbohaterki ani urodzonej specjalistki od teleportacji – dziewczyna jest zwyczajną, zagubioną nastolatką, która częściej, niż robi coś z głową, popełnia głupie młodzieńcze błędy. Henry daje się ponieść intuicji, jest impulsywna, ale przy tym prawdziwa. To samo można powiedzieć o pozostałych bohaterach – wszyscy zostali zbudowani wiarygodnie i budzą szczerą sympatię. Autentyczne są także ich reakcje na moce głównej bohaterki i wspólne próby ich okiełznania. Bo tak naprawdę to właśnie na tym mija cały sezon – na pierwszych próbach i jednej wielkiej niewiadomej. Nie ma tu konfrontacji z innymi skoczkami, a nawet jeśli takowi się pojawiają (bo rzeczywiście ma to miejsce w drugim owianym tajemnicą wątku, do którego kilkakrotnie się przenosimy), to nie mają związku z samą Henry. A przynajmniej – jeszcze nie. Sygnały, że sprawy przybiorą poważniejszy obrót, są bardzo wyraźne, a kolejne odcinki budują ciekawą atmosferę niepokoju. Czuć wyraźnie, że umiejętność, którą nastolatka brała z początku jako ciekawą przypadłość, może sprowadzić na nią prawdziwe niebezpieczeństwo. Natomiast fakt, że nie do końca jest tego świadoma, tylko dodaje sytuacji autentyczności.
Cały schemat serialu również jest dobrze przemyślany i uzasadniony – pierwsze odcinki mają za zadanie wprowadzić nas w historię i właśnie po trzecim epizodzie otrzymujemy pierwszy cliffhanger. Każdy kolejny odcinek będzie proponował wątki, które zaczną łączyć się w jedną całość, zapewniając historii ciągłość i utrzymując poziom. Finał sezonu również działa bardzo skutecznie – ostatni cliffhanger pozostawia nas z wieloma niewiadomymi i tylko zachęca do tego, by sięgnąć po drugi sezon w przyszłości.
Impulse to dobry serial do łyknięcia na jeden raz. Choć odcinki trwają po 45-50 minut, ogląda się je bardzo szybko i z dużym zainteresowaniem. Bieżącej akcji może i nie ma tu wiele – jeśli jesteście fanami Jumpera i spodziewaliście się pościgów czy balansowania na krawędzi, możecie odrobinę się zawieść. Serial dzielnie nadrabia to jednak intrygą i gęstym ponurym klimatem – jak na pierwszy sezon wprowadzający jest to według mnie zupełnie wystarczające. Czuć wyraźnie, że to, co najważniejsze, wciąż jest przed nami i że zagadkowe wątki i postacie wreszcie dadzą się poznać bliżej. Klimatyczna seria numer jeden ma u mnie mocne 7 z plusem – dobrze się bawiłam, przeżywałam trudne chwile z bohaterami, a gdy trzeba było – trzęsłam się wraz z nimi z niepokoju. I już teraz czekam na więcej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat