„Justified: Bez przebaczenia”: sezon 6, odcinek 5 i 6 – recenzja
Twórcy „Justified” nie powtarzają błędów sprzed roku i chcą koniecznie pożegnać się z widzami z klasą. Finałowy sezon jest póki co znakomity, a pomysł na niego genialny w swojej prostocie.
Twórcy „Justified” nie powtarzają błędów sprzed roku i chcą koniecznie pożegnać się z widzami z klasą. Finałowy sezon jest póki co znakomity, a pomysł na niego genialny w swojej prostocie.
„Justified: Bez przebaczenia” znów zachwyca jak w seriach 1-4. Ta poprzednia się scenarzystom nie udała. Zbyt dużo wątków pobocznych, niemalże proceduralne historie i rodzinne dramaty na poziomie opery mydlanej nie pozwoliły serialowi rozwinąć skrzydeł w 5. sezonie. Teraz już takich kombinacji w hicie FX nie znajdziemy. Wszystko, co dzieje się na ekranie, odnosi się do podstawowej linii fabularnej, czyli pojedynku pomiędzy dwoma głównymi bohaterami – Raylanem i Boydem. I to się ogląda wyśmienicie!
Givens i Crowder są w centrum tej opowieści, a każdy ma prostą (przynajmniej na papierze) misję do wypełnienia. Ten pierwszy chce załapać drugiego, który zaś znów ma szalony plan, by się obłowić i być królem hrabstwa Harlan. Wisienką na torcie tej rywalizacji jest zaś to, że producenci znów przypomnieli sobie, jak obsadza się wyraziste postacie drugoplanowe. I powiem szczerze, że chyba przeszli samych siebie, bo takiej ekipy aktorskiej w "Justified" nie mieliśmy chyba nigdy. Potężny gangster Avery Markham przeniósł się do Kentucky, aby zbić majątek na sprzedaży marihuany, a grający go Sam Elliott jest w swojej roli fantastyczny. Pomaga mu zaś grupka najemników złożona z - jak zwykle świetnego - Garreta Dillahunta ("Terminator: Kroniki Sary Connor") i Scotta Grimesa, którego na pewno rozpoznają fani "Ostrego dyżuru". Największym odkryciem jest tu jednak debiutant Duke Davis Roberts jako Choo-Choo, najlepszy złoczyńca w serialu od czasów Roberta Quarlesa.
[video-browser playlist="667751" suggest=""]
A to w końcu finałowy sezon, więc jak szaleć, to szaleć. Powracają Patton Oswald jako Bob oraz Mykelti Williamson jako Limehouse, a nam się łezka w oku kręci, gdyż niedługo ten rewelacyjny serial zejdzie z anteny. No i jeszcze przecież jest tu Jeff Fahey ("Zagubieni") oraz Mary Steenburgen ("Powrót do przyszłości 3"). Za dużo dobroci na ekranie do ogarnięcia!
I ci jedyni w swoim rodzaju scenarzyści do pary z tą zjawiskową obsadą sprawiają, że dialogi w „Justified” to dla naszych uszu prawdziwy afrodyzjak. Jak choćby początkowa sekwencja kuchenna w „Alive Day” i wiele innych momentów w tym sezonie, które rozwijają się w sposób przemyślany i bardzo intrygujący.
Boyd próbuje podkopać się do skarbca w pizzerii Markhama i zatrudnił do pomocy człowieka, któremu - jak się okazuje - nie może ufać. W każdym razie, czy zdąży zrealizować swój plan, zanim zniweczy go pracująca dla szeryfów Ava? Granie na dwa fronty jest w tej serii wyraźnie zaakcentowane. Każdy ma ukryte motywacje i aby pokonać jednego wroga, musi z innym podjąć współpracę. Wszyscy lawirują jak mogą najlepiej w tej sieci kłamstw, a my gapimy się na to jak zahipnotyzowani.
Czytaj również: „Arrow” – Thea Queen niedługo założy maskę superbohaterki?
Niemal na półmetku swojego ostatniego sezonu, „Justified” pokazuje, dlaczego zawsze będzie załapywać się do rankingów najlepszych seriali telewizyjnych w historii medium. Wszystko działa tu na razie perfekcyjnie i już można żałować, że na małym ekranie długo nie zobaczymy (i nie usłyszymy) produkcji w podobnym, unikalnym stylu.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat