Kim jest Jangles?
Graceland oferuje nam sporo ważnych dla fabuły wydarzeń, z czego jeden element kompletnie nie wychodzi, rażąc bolesną przewidywalnością.
Graceland oferuje nam sporo ważnych dla fabuły wydarzeń, z czego jeden element kompletnie nie wychodzi, rażąc bolesną przewidywalnością.
Odcinek w gruncie rzeczy potwierdza wszelkie plany Briggsa. Robi to, co robi, by dorwać Janglesa, który spaprał mu swego czasu życie. Jest to osobista zemsta przy jednoczesnej próbie pozbycia się innych handlarzy narkotyków. Co prawda metody Briggsa dalekie są od legalnych, ale należy przyznać, że taka postać wzbudza większe zainteresowanie. Briggs jest wewnętrznie zniszczony. Zemsta trawi jego duszę, a on sam powoli się w niej gubi. Oglądaliśmy to w poprzednim odcinku, gdy doszło do starcia z jego przyjaciółmi. Mamy jednak świadomość, że mieszkańcy Graceland są dla niego czymś więcej niż współpracownikami. Zwłaszcza Mike jest dla Briggsa jak młodszy brat. Da się to odczuć w momencie, gdy Jangles napada na fortecę Bello.
Nieoczekiwanego obrotu przybiera główny wątek z Mikiem, który ma problem ze zwierzchnikiem. Podsłuch w rzekomym prezencie to zaledwie katalizator konfliktu, który wybucha kilka minut później. Wygląda na to, że jest to raczej osobista, trochę fanatyczna krucjata, a nie istotna wewnętrzna sprawa biura. Skoro wyraźnie nie ma dowodów, ciekawi mnie - kto dał autoryzację na ten rozkaz dla Mike'a?
[video-browser playlist="635545" suggest=""]
Poznajemy wiele ważnych informacji na temat przeszłości Briggsa i kulisów jego problemów. Pomysłowe, interesujące, dobrze zaprezentowane. Z drugiej strony mamy kluczowy dla serialu aspekt postrzelonego Mike'a, którego gryzie sumienie. Briggs ponownie ratuje mu życie i ma świadomość, że musi komuś powiedzieć o swoim zadaniu. Reakcja Paige, która w końcu na coś rozsądnego się przydaje, jest naturalna i prawdopodobnie zgubna dla przyszłości Graceland.
Wątek Janglesa to kompletna porażka odcinka. W scenie, w której Charlie spotyka meksykańskiego policjanta, od razu nachodzi myśl, że to będzie właśnie on. I koniec końców okazuje się, że to ten człowiek. Przewidywalne, za proste, rozczarowujące. Nie pomaga w tym nawet końcowa scena ze zwierzchnikiem Mike'a, który doprowadza do konfrontacji z Briggsem. Tutaj też boli okrutna oczywistość. Mogliśmy przewidzieć, co się stanie, gdy już zdecydował się tam pójść. Prawda, że porządnie to namiesza w życiu Briggsa i w jego planach, ale twórcy mogli to lepiej rozegrać, bo to, co pokazali, nie satysfakcjonuje.
Dobry odcinek, pełny emocji i wartkiej akcji, ale z kilkoma popsutymi pomysłami, które niszczą znakomite wrażenie budowane przez kilku epizodów Graceland.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat