Trochę zbyt oczywista przewidywalność to największą bolączka piątego odcinka sezonu, w którym intryga w bardzo dynamiczny sposób ruszyła do przodu. Odkrywamy, że mężczyźni naszych bohaterek to podstawieni obserwatorzy. Niby dobry zabieg, ale taki za bardzo oczekiwany, pozbawiony elementu zaskoczenia. W ten sposób z chwilą odkrycia tożsamości Paula i męża Allison trudno ulec zdumieniu, bo to po prostu kolejny poprawny krok w schemacie, po którym twórcy się poruszają. Dobrze jednak, że jak na razie nic nie wskazuje na to, że tajna organizacja ma coś wspólnego z religijnym fanatyzmem.
Operowanie schematami gatunkowymi wymaga wyczucia, aby udało się czymkolwiek zainteresować wyszukany gust współczesnego widza. Nie oznacza to, że nie da się sprawić niespodzianki - jak się chce to można, bo w poprzednich odcinkach nam to udowadniano. Tutaj scenarzyści idą na łatwiznę, dając nam po prostuwątek, którego oczywistość można porównać do odkrycia Sary, że Allison, Cosima i Helena są klonami.
[image-browser playlist="591835" suggest=""]
©2013 BBC America
Gdy już przymkniemy oko na ten niefortunny aspekt piątego epizodu, poziom serialu nie obniża się nawet o milimetr. Nadal mamy emocjonującą opowieść, w której nie brak napięcia i ciekawych postaci. Przyzwoitym zabiegiem jest zachowanie Paula, który w istocie czuje coś do Beth. Jego konfrontacja z Sarą i wyjawienie przez kobietę prawdy to wskazane przyspieszenie akcji, dzięki czemu nie ma czasu na zbędne zapychacze.
Do myślenia daje wątek Cosimy i tajemniczej Francuzki, która przyciągnęła jej uwagę. Nie wydaje mi się, aby jej nagłe rozklejenie się i pojawienie w tamtym miejscu było przypadkiem. Przeczuwam, że jest to osoba, która ma śledzić Cosimę i uzyskać od niej potrzebne informację.
Orphan Black to nadal serial stojący na bardzo wysokim poziomie. Jest klimat, znakomite kreacje Maslany i emocje, których próżno szukać w wielu innych serialach. Małe fabularne niedociągnięcia w żadnym razie nie psują ogólnego wrażenia.