Krótka książka o miłości – recenzja
Data premiery w Polsce: 16 lutego 2016Swoją Krótką książkę o miłości Karolina Korwin-Piotrowska przedstawia jako książkę o niewypowiedzianej miłości do kina. Szkoda tylko, że to nie jest prawda.
Swoją Krótką książkę o miłości Karolina Korwin-Piotrowska przedstawia jako książkę o niewypowiedzianej miłości do kina. Szkoda tylko, że to nie jest prawda.
Prawie 700 stron opowieści o filmach, przytaczania ciekawostek i omawiania kilkudziesięciu dzieł kinematografii światowej. Brzmi dobrze? Dla każdego fana kina brzmi nawet więcej niż dobrze! To marzenie! Jakiś kocyk, herbata i można zagłębić się w lekturę. Sama dokładnie tak postąpiłam, stwierdzając, że nie będę miała żadnych uprzedzeń związanych z nazwiskiem autorki. Dostała ode mnie całkowicie czyste konto, które jednak koncertowo zmarnowała - i to już po pierwszych kilkunastu stronach.
Sposób, w jaki Korwin-Piotrowska pisze o kinie, jest niedopuszczalny i całkowicie przeczy celowi, który chciała osiągnąć. Już we wstępie pisze bowiem o tym, że chciałaby, aby jej książka stała się swego rodzaju przewodnikiem dla ludzi, którzy nie do końca są w kinie zorientowani i których odrzucają często niezrozumiałe recenzje krytyków. Świetna idea. Czasem wszyscy tak mamy, że potrzebujemy kogoś, kto nami pokieruje, poda pomocną dłoń i zwróci uwagę na rzeczy, które inaczej by nam umknęły. Jako wielbicielka kina uważam takie podejście za godne pochwały.
Tyle tylko, że Krótka książka o miłości jest dokładnie czymś odwrotnym. Nie ma w sobie nic z przystępnego poradnika napisanego lekkim, przyjemnym językiem, który otworzyłby nam oczy na wiele nieznanych filmowych aspektów. Jest za to książką pełną pogardy, krytyki i litości kierowaną właśnie w stronę ludzi, których Korwin-Piotrowska chce prowadzić przez trudne kinowe ścieżki – tych niezorientowanych, tych, którzy dopiero zaczynają i koniec końców nie mieli okazji widzieć jeszcze wielu filmów szeroko uznawanych za kultowe i obowiązkowe.
"Nieznajomość tego filmu to dowód na wysoko posunięty analfabetyzm i nieuleczalną głupotę", pisze autorka, a ja z niesmakiem odkładam książkę. I nie ma znaczenia, o jakim filmie mowa, bo taki, którego nieznajomość oznacza analfabetyzm i głupotę, zwyczajnie nie istnieje. To tylko jeden przykładowy cytat z ogromu tego typu dyskwalifikujących zdań. Stawianie się na pozycji lepszej, mądrzejszej Korwin-Piotrowska praktykuje nieustannie, więc, czytelniku, jeśli nie znasz Ojca chrzestnego czy filmografii Kieślowskiego, to z pewnością poczujesz się obrażony. Poczujesz się źle.
Dodatkowo Krótka historia o miłości jest słaba pod względem merytorycznym. Autorka chwali się swoją pracą w branży filmowej, znajomościami, mówi o milionach (!) obejrzanych filmów, a do swojego zestawienia wybiera tytuły w zdecydowanej większości z ostatnich piętnastu lat. Jej omówienia nader często są streszczeniami (nie polecam czytać przed obejrzeniem filmu), a ciekawostki to głównie ploteczki. Rozczarowująco jest więc w każdej warstwie.
Czytanie książki Korwin-Piotrowskiej było męczące i nieprzyjemne, w rezultacie okazało się też ogromną stratą czasu. Z każdej strony atakuje nas brak szacunku do czytelnika i przede wszystkim brak szacunku do kina, które przecież wszystkich traktuje jako równych sobie. Zamiast więc czytać Krótką książkę o miłości, obejrzyjcie raczej jakiś film. Jakikolwiek. Każdy będzie lepszy.
Poznaj recenzenta
Katarzyna KoczułapDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat