

Lincoln Rhyme i kolekcjoner kości pokazuje swój proceduralowy charakter, czyli bohaterowi biorą swoją pierwszą sprawę niemającą nic wspólnego z tytułowym kolekcjonerem kości. Mamy więc tajemniczego seryjnego mordercę i śledztwo rozpisane tak banalnie, że scenarzyści ogranych do granic możliwości seriali typu Hawaii 5.0, Agenci NCIS czy Kryminalne zagadki poczuliby się zażenowani. Prostota prowadzenia sprawy kryminalnej woła o pomstę do nieba, bo nie ma w tym za grosz napięcia, ani pomyślunku. Tego typu seriale powinny angażować widza ciekawymi tropami, sugestiami rozwiązań i myleniem podejrzeń, a wszystko idzie po linii najmniejszego oporu. Same oczywistości.
Problemem jest również sam Lincoln Rhyme. Russell Hornsby robi, co może, ale scenariuszowo dostaje coraz gorsze sceny. Jak w pierwszym odcinku miał swoje momenty, tak tutaj kompletnie nie udaje się zaakcentować jego intelektu. Wręcz Rhyme wydaje się zbyteczny w całej historii, bo jego wkład w śledztwo to mówienie brzmiących mądrze oczywistości, które wcale nie pokazują nic wyjątkowego w tej postaci, tak jak powinno to mieć miejsce. A to duży problem. Podobnie jak jego relacja z każdym bohaterem, która praktycznie nie jest w ogóle budowana - sobie jest, twórcy za bardzo się tym nie interesują, więc rozwój postaci jest zerowy.
Kilka scen poświęcono kolekcjonerowi kości, który wydaje się wyjęty z podręcznika: Jak pokazać seryjnego mordercę? Wszystkie schematy, sztampowe rozwiązania i dziwne absurdy są tutaj obecne. Zamiast skupić się na tym, by przedstawić widzom ciekawy obraz człowieka, który jest kimś więcej, ma rodzinę, to twórcy od razu wrzucają go w środek gry z Lincolnem. Jeśli tak ma być prowadzony główny wątek tego serialu, to trudno patrzeć z optymizmem.
Lincoln Rhyme to przeciętniak, który nie ma w sobie nic, co mogłoby przyciągnąć, zainteresować i najzwyczajniej w świecie powiedzieć: warto poświęcić temu czas. Nuda, sztampa i brak pomysłu.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/

