Manifest: sezon 1, odcinek 10 i 11 – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024Manifest powraca po świątecznej przerwie i w końcu mówi coś więcej o tajemniczym wydarzeniu. Jednak nie wszystko działa prawidłowo.
Manifest powraca po świątecznej przerwie i w końcu mówi coś więcej o tajemniczym wydarzeniu. Jednak nie wszystko działa prawidłowo.
Manifest ma spore problemy w budowie wątków osobistych bohaterów. To tutaj nacisk kładziony jest na sztampę oczywistości, kiepskie zwroty akcji i irytujące zachowania. Tyczy się to wątku Michaeli i jej nudnego romansu z Jaredem, który w tych odcinkach przeszedł do okropnego trójkąta miłosnego. Pomijam już fakt, że trudno sympatyzować z Jaredem i jego decyzją uwłaczającą jego obecnej żonie, ale po prostu sam wątek jest tutaj zbyteczną komplikacją. Na plus decyzja Michaeli z 11. odcinka, która odcina się całkowicie od tematu i mam nadzieję, że pójdzie on w zapomnienie. Niestety jednak podobny wątek mamy u Bena, który również nie przekonuje, nie ma ładunku emocjonalnego i jest trochę ckliwym wypełniaczem czasu. Teoretycznie mieliśmy dostać ludzkie problemy, ale one nie mają jakiejś autentyczności w sobie, aby te emocje były budowane, obecne i trafiały do widza.
Wątek Autumn, czyli oczywistego szpiega w szeregach pasażerów, jest najsłabszy. 10. odcinek przynajmniej wskazuje na jej przemianę i rozwój w ciekawym kierunku. Rozmowy pasażerów o wspólnym działaniu dawały wrażenie zjednoczenia. Tylko szybko wszystko wraca do korzeni i buduje dość negatywne odczucia. Szkoda, że twórcy nie chcą wyjaśnić, co tak naprawdę motywuje tę postać do godzenia się na bycie szpiegiem, bo tak ona dużo traci i mota się bez większego sensu. Do tego jej zachowanie jest tak podejrzane, że sceny z jej udziałem robią się śmieszne. A szkoda.
W końcu dostajemy jakieś informacje na temat tego, co jest najciekawsze w serialu Manifest. Intryga, tajemnica i tropy prowadzące do spisków napędzają tę fabułę i nadają jej atrakcyjność. Dowiadujemy się o jakiejś organizacji rządowej dowodzonej przez panią major i o tym, że Cal okazuje się najważniejszy z nich wszystkich. Cały sezon dawał jasno do zrozumienia, że jego łączność z mocą jest największa, więc nie jest to szczególne zaskoczenie. Ciekawiej jest w 11. odcinku, gdzie w wątku pilota dostajemy w końcu obraz całej katastrofy i sugestię wyjaśnienia. Piszę "sugestię", ponieważ w tego typu serialach to, co widzimy na pierwszy rzut oka, może być zupełnie czymś innym. Dziwne zjawisko naturalne miałoby odpowiadać za podróż w czasie? Jakoś w to wątpię, więc na pewno jest w tym coś więcej, niż teraz się dowiedzieliśmy. Ważne jest, że w końcu nasza ciekawość jest pobudzana. Dostajemy drobne elementy układanki, które niewątpliwie będą budować cały obraz w przyszłości. Tego typu odcinków musi być więcej.
Zagadką jest dla mnie scena wlotu kapitana w burzę wraz z Fioną. Władzę mówią, że ich zestrzelili, ale... zauważcie dwie rzeczy. Po pierwsze zanim zobaczyliśmy wybuch, osoby w kokpicie ujrzały mocne światło, jak wtedy przy skoku w czasie. Po drugie - w wiadomościach mówili, że nie mogą znaleźć wraku. Coś czuję, że to wydarzenie było ważne, ale zarazem może być ryzykowne, bo odtworzenie tego, co tam zaszło, może obedrzeć fabułę z mistycznej aury i klimatu. W tym wszystkim zastawia mnie jedna z pierwszych scen z samolotu z Calem, który widział jasne światło z boku chyba przed tym, jak dostrzegł je pilot i jego towarzysz. Wszystkie znaki wskazują, że tu może być coś więcej na rzeczy.
Manifest potrafił zaciekawić, ale zarazem nadal jest to serial nierówny przez przeciętne wątki obyczajowe. Wprowadzenie teorii spiskowych i konspiracji jest o tyle ryzykowne, że łatwo wpaść tu w scenariuszowe bagno, z którego serial może się już nie wywlec. Na razie jest poprawnie z potencjałem na więcej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat