Martwi detektywi - sezon 1 - recenzja
Netflix odważnie rozwija świat Sandmana. Tym razem stworzył serial przeznaczony dla młodzieży. Martwi detektywi to udana produkcja, którą polubią miłośnicy horrorów i nadprzyrodzonych zagadek. Spodziewajcie się przerysowanych postaci i specyficznego humoru.
Netflix odważnie rozwija świat Sandmana. Tym razem stworzył serial przeznaczony dla młodzieży. Martwi detektywi to udana produkcja, którą polubią miłośnicy horrorów i nadprzyrodzonych zagadek. Spodziewajcie się przerysowanych postaci i specyficznego humoru.
Edwin i Charles to duchy, które ukrywają się przed Śmiercią. Prowadzą też agencję detektywistyczną, zajmującą się rozwiązywaniem zagadek dla innych duchów. Egzorcyzmy, tajemnicze zniknięcia i niewyjaśnione zgony to ich główne zadania, nad którymi pracują, aby pomóc przejść zagubionym duszom w zaświaty. Pewnego dnia spotykają medium opętaną przez demona. Po jego wypędzeniu Crystal prosi nastoletnich detektywów o pomoc w odzyskaniu pamięci. Ostatecznie trafiają do miasteczka Port Townsend, gdzie czekają na nich nowe sprawy do wyjaśnienia. Na ich drodze staje potężna i niebezpieczna wiedźma.
Serial Martwi detektywi jest częścią świata Sandmana, jednak jego fabuła nie opiera się na komiksach. Twórcy wykorzystali jedynie koncepcję głównych postaci oraz częściowo ich genezę, a także zaczerpnęli kilka charakterystycznych motywów z powieści graficznych. Warto podkreślić, że podnieśli wiek głównych bohaterów – nie są dziećmi, a starszymi nastolatkami. Problem w tym, że wybrano do tych ról dwudziestokilkulatków, którzy wyglądają dojrzale. Wzbudza to pewny dysonans poznawczy – to, jak postrzegamy postacie, nie pasuje do tego, co twórcy próbują nam wmówić. Jednak są tego świadomi, dlatego naginają fabułę, jak tylko mogą.
Martwi detektywi to procedural z elementami nadprzyrodzonymi. W każdym odcinku oglądamy jedno śledztwo, które utrzymywane jest w klimacie horroru. Krwi nie brakuje! Niekiedy przybiera też mroczniejszy charakter, gdy sprawa staje się bardziej osobista. Pojawia się też humor rozładowujący atmosferę. Nie mamy do czynienia z wyjątkowo błyskotliwym sarkazmem, ale komentarze, przytyki czy komediowa gra aktorów wywołują uśmiech. Twórców czasem ponosi wyobraźnia – jak przy sprawie chochlików czy nawiedzonego grzyba.
Zagadki nie są zbyt skomplikowane, a ich rozwiązania nie zaskakują. Oczywiście łączą się one z tym, co przeżywają postacie na danym etapie historii, ale nie jest to nachalne. Sprawy zachęcają bohaterów do refleksji oraz zmierzenia się ze swoimi skrywanymi uczuciami i demonami z przeszłości. Pozwalają zbudować przyjaźń między Crystal i Niko a Edwinem i Charlesem. Bohaterowie otwierają się i wyznają sobie, co ich trapi. Tym samym dotykamy problemów nastoletniej miłości, przemocowych rodziców i związków, a także żałoby. I nie jest to podane w trywialny sposób. Twórcy dali sobie czas na rozwój postaci w ciągu tych ośmiu odcinków. Zaserwowali nam też kilka niezbyt mądrych uproszczeń, szczególnie w końcówce sezonu przy postaci Crystal – jakby nie wiedzieli, co z nią począć. Jeśli chodzi o pozostałych, scenarzyści wyszli obronną ręką w ich wątkach.
Bohaterowie bardzo różnią się charakterami. Edwin o nienagannych manierach jest nieufny, zasadniczy i wyniosły. Bardzo dobrze go portretuje George Rexstrew, który potrafi wyciągnąć maksimum emocji w najważniejszych momentach dramatycznej historii. I to jego rozwój jako postaci wydaje się najbardziej satysfakcjonujący, choć z początku raczej trudno go polubić ze względu na jego sztywniactwo. Z kolei Charles to jego kompletne przeciwieństwo – wesoły, czarujący młodzieniec, który obsesyjnie stara się wszystkim pomóc. Jayden Revri od razu zyskuje sympatię i przez długi czas przyćmiewa Rexstrewa. Jego wątek też potrafi poruszyć ze względu na traumę z przeszłości. Ale tak naprawdę motorem napędowym tego serialu jest chemia między bohaterami. Ten pełen szczerości bromance jest przekonujący.
Martwym detektywom partneruje Kassius Nelson, która wciela się w medium Crystal Palace. Jej wątek jest dość chaotyczny, dlatego bohaterka czasem irytuje. Natomiast Nelson gra z dużą swobodą i pewnością siebie, dzięki czemu ożywia tytułowy duet i wpływa na dynamikę relacji. Jedną z dziwniejszych postaci w serialu jest Niko, która dołącza do grupy. Yuyu Kitamura miała niezwykły pomysł na swoją bohaterkę, która bawi nietypowym – naiwnym i przesłodzonym – zachowaniem wynikającym z jej zainteresowań mangą. Da się ją lubić! Trudno nie odnieść wrażenia, że aktorka mocno inspirowała się postacią Mantis z MCU, w którą wcielała się Pom Klementieff. Ważne, że zagrała świetnie, wlewając dużo uczucia w Niko. Dla kontrastu w historii występuje Jenny, która swoim gotyckim stylem przypomina Śmierć z komiksów – bardziej niż wersja, która pojawia się w serialu Sandman. Briana Cuoco w tej roli potrafi błyszczeć, gdy tylko dostaje na to szansę (niestety jest ich niewiele).
Na pewno wiele scen w tym serialu skradła Jenn Lyon, która zagrała pozbawioną skrupułów wiedźmę. Jej kreacja jest niesamowicie przerysowana, ale dzięki temu dostarcza dużo humoru. Nie raz można wybuchnąć śmiechem na jej widok. Zabawne są jej jadowite i kpiarskie komentarze. Dostała też dobre kwestie, którymi umiejętnie się bawi przed kamerą. Esther jest komicznie przerażająca. Ponadto fanów Nie z tego świata ucieszy Ruth Connell w roli służbistki z zaświatów, która bardzo przypomina pamiętną Rowenę. Historię uzupełniają: David Iacono jako prześladujący Crystal demon David, Michael Beach jako rozsądny mors Mick oraz Lukas Gage jako uwodzicielski i przebiegły Koci Król.
Twórcy nieźle poradzili sobie z tym, aby świat przedstawiony – wypełniony duchami, potworami i kilkoma wymiarami – był interesujący i w miarę bogaty. Gdy jest to potrzebne, bohaterowie wyjaśniają niuanse oraz mechanizmy jego działania, ale raczej nic nie odbiega od standardów walki z nadprzyrodzonymi bytami. Odpowiedzi zawsze znajdują się w księgach, a niekiedy trzeba zasięgnąć języka u innych. Przez to wszystko ten świat wymagał zastosowania wielu efektów wizualnych oraz CGI, które nie zawsze są najwyższej jakości (choćby przy kotach czy potworach), choć momentami potrafią zaimponować. Warte pochwały są pomysłowe ujęcia (np. te w wagonie) oraz dynamiczny montaż. Dzięki temu serial jest pełen życia, a akcja prowadzona jest w szybkim tempie. Nie ma miejsca na nudę. Do tego wykorzystuje się też animacje, które kapitalnie uzupełniają historie.
Martwi detektywi to serial z elementami horroru, który podejmuje trudne, ale uniwersalne tematy. Staje się dość lekką rozrywką ze względu na dużą ilość humoru. Historia potrafi wciągnąć, dzięki nowym sprawom oraz rozwojowej fabule i stopniowym poszerzaniu świata, który wymagał kreatywności. Trzeba jednak dodać, że opowieść jest prowadzona dość bezpiecznie, przetartymi szlakami innych tego typu seriali dla młodzieży.
Postaci są wyraziste, budzą sympatię, dlatego chcemy z nimi przebywać. Miłośnicy Sandmana odnajdą kilka nawiązań do komiksów. Do tego gościnne występy zalicza dwóch Nieskończonych. Pojawienie się świetnej Kirby Howell-Baptiste jako Śmierci było obowiązkowe, ale drugi Nieskończony może być pozytywnym zaskoczeniem. Myślę jednak, że sympatycy tego uniwersum mogą być rozczarowani, bo pewnie oczekiwali czegoś innego.
Martwi detektywi to dobry serial z gatunku Young Adult, ale "przygody" bohaterów nie wzbudzają większych emocji. Seans jest przyjemny – podobnie jak Nie z tego świata – ale pewnie szybko o nim zapomnimy. Mimo to chętnie obejrzałabym 2. sezon z nowymi sprawami do rozwiązania i barwnymi złoczyńcami. Twórcy zbudowali podwaliny pod ewentualną kontynuację, więc może jest na to szansa. Szkoda byłoby zmarnować tak udany i przyjemny dla oka bromance.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat