Marvel’s Inhumans: sezon 1, odcinek 1 i 2 – recenzja
Marvel's Inhumans to nowy serial od Marvel Entertainment i stacji ABC, który opowiada historię Królewskiej Rodziny tytułowej rasy. Sprawdzamy jak wypadły pierwsze dwa epizody produkcji.
Marvel's Inhumans to nowy serial od Marvel Entertainment i stacji ABC, który opowiada historię Królewskiej Rodziny tytułowej rasy. Sprawdzamy jak wypadły pierwsze dwa epizody produkcji.
Rodzina Królewska Inhumans na czele z władcą Black Boltem rządzi ludem miasta Attilan, znajdującym się na Księżycu. W metropolii panuje system kastowy. Osoby, które po rytuale terragenezy zyskują moce stają się pełnoprawnymi członkami rasy Inhumans i są uwielbiani przez tłum. Ci, którzy nie otrzymują wyjątkowych umiejętności zostają oddelegowani do pracy, między innymi w kopalni. Jednemu z członków Królewskiej Rodziny, Maximusowi, nie podoba się ten stan rzeczy i postanawia zorganizować zbrojne powstanie przeciwko swojemu bratu Black Boltowi. Zdradzona familia zmuszona jest do ucieczki. Bohaterowie lądują na Hawajach, jednak każdy w zupełnie innej części wyspy. Będą musieli odnaleźć się i połączyć siły zanim odszukają ich ludzie Maximusa.
Czytaj także: Recenzje Marvel's Inhumans. Jest źle
Bardzo słabo wypada historia ukazana w serialu. Twórcy używają wielu skrótów fabularnych, intryga jest źle zawiązana, czego najlepszym przykładem jest zamach stanu przeprowadzony przez Maximusa. Cała sytuacja wydaje się jakby była wciśnięta na siłę. Scenarzystom nie udało się w ogóle zbudować narracyjnego fundamentu całego spisku. Motywacje głównego antagonisty w żaden sposób nie zostały pogłębione, całość wewnętrznego cierpienia i ogromnej złości Maximusa na swoją rodzinę jest tak naprawdę zaznaczona w kilku zdawkowych przemówieniach. To słabo jak na ponad godzinną ekspozycję, która miała nam nakreślić cały spór. Gdy jeszcze bohaterowie są ukazani na ekranie wszystko jakoś trzyma poziom, lecz kiedy twórcy rozdzielają postacie, całość zaczyna się sypać niczym domek z kart. Scenarzyści w tym wypadku nie potrafią zgrabnie połączyć wątków każdej z postaci a serial zamienia się w zbiór różnych, niezwiązanych ze sobą opowieści.
Jeśli już mówimy o bohaterach produkcji to pozytywnie wyróżnia się tu przede wszystkim główny czarny charakter, czyli Maximus. Iwan Rheon po raz kolejny sprawdza się jako ten zły. Tak naprawdę jest tutaj mniej psychopatyczną i poukładaną wersją Ramsaya Boltona. Dobrze także wypada Karnak, szczególnie w scenach, w których jego moce wywołują niezamierzone humorystyczne sytuacje, a także Black Bolt w drugiej części połączonego epizodu. Do połowy ta postać jest zupełnie bezbarwna, co wynika z tego, że Anson Mount nie potrafi nadać dodatkowej mocy i wyrazu swojemu bohaterowi. Kiedy jednak Bolt zjawia się na Hawajach, jego perypetie są póki ci najciekawsze. Bardzo irytuje postać Meduzy, której cierpienia połączone z wielkim gniewem w ogóle nie przekonują. Źle prezentuje się także Crystal, którą twórcy ukazują jako rozpuszczoną nastolatkę, bez własnego ugruntowanego światopoglądu i świadomości swoich mocy. Potencjał postaci Gorgona jak na razie został skutecznie zaprzepaszczony a obecność Tritona można nazwać bardziej epizodem niż pełnoprawnym występem. Jednak najbardziej boli to jak w tych dwóch odcinkach w niektórych momentach bohaterowie przy całej swojej mocy są kompletnie bezsilni i to w obrażający widza sposób. Najlepszym przykładem niech tu będzie metoda jaką Maximus neutralizuje moc Meduzy.
Serialu nie broni również sfera wizualna i efekty specjalne. Reżyser Roel Reiné za bardzo upodobał sobie efekt slow motion, co za którymś z kolei razem po prostu męczy. W dodatku sam zabieg nie porywa w scenach, w których się pojawia. Nie pomaga, a nawet szkodzi to, że epizody były nakręcone kamerami IMAX, przez co jeszcze bardziej widz odczuwa niedoskonałości produkcji. Sceny akcji i te, w których użyte były efekty specjalne w kinie IMAX sprawiają wrażenie niedopracowanych, wręcz ubogich względem innych produkcji, które możemy oglądać na tego rodzaju seansach. Można pomyśleć, że twórcy dostali do ręki kamery IMAX i nie za bardzo wiedzieli co począć z tym fantem, ponieważ goniły ich terminy. Lepszym rozwiązaniem byłaby zwykła telewizyjna premiera tego projektu. Źle prezentuje się także sposób ukazania mocy bohaterów. Umiejętności niektórych z nich zostały jak na razie pokazane w mikroskopijnym stopniu, tak jak w przypadku Crystal. W sekwencjach z udziałem postaci, które mogły zaprezentować widzom więcej swoich możliwości nie wypadło to efektownie. Szczególnie słabo wyglądają na ekranie śmiercionośne włosy Meduzy, co już można było zobaczyć w zwiastunie produkcji. I wcale tego nie poprawiono. Właściwie broni się tutaj tylko ciekawe ujęcie mocy Karnaka z przewidywaniem ruchów przeciwnika oraz scena, w której Black Bolt pokazuje ułamek swojej potęgi. Pozytywnym elementem są także dwie retrospekcje, które pojawiają się w pierwszych epizodach, ukazujące przeszłość władcy Inhumans. Fani komiksów dostrzegą w nich znaną z komiksów genezę spotkania Meduzy i Black Bolta oraz słynne dźwiękoszczelne pomieszczenie, w którym wychował się bohater. To na plus.
Wersja telewizyjna serialu różni się od tej stworzonej dla IMAX kilkoma dodatkowymi scenami, które jednak nie wpływają zbytnio na całą historię. Jedynym ciekawym elementem jest wprowadzenie nowej postaci, pani naukowiec, Louise, która odkrywa, że Inhumans zamieszkują Księżyc i postanawia dowiedzieć się więcej o tej rasie wdrażając specjalny program. Dzięki temu widz może uczyć się o Inhumans wraz z nią. Jednak nie sprawia to, że serial staje się lepszy.
Marvel's Inhumans jest póki co jedną z najsłabszych produkcji jaka wyszła spod ręki twórców z Marvel Entertainment. Słaba intryga, która pozbawiona jest napięcia oraz źle napisane postacie powodują, że na razie cała historia słabo prezentuje się w kontekście kolejnych odcinków, a jest ich w 1. sezonie tylko osiem.
Źródło: zdjęcie główne: Marvel
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat