Mayans MC: sezon 3, odcinek 5 i 6 - recenzja
Stało się. Serial Mayans MC przemienił się w pełnoprawny dramat obyczajowy. Pytanie tylko, czy to dobra, czy zła wiadomość.
Stało się. Serial Mayans MC przemienił się w pełnoprawny dramat obyczajowy. Pytanie tylko, czy to dobra, czy zła wiadomość.
Na początku zaznaczmy jedną rzecz: nie ma nic złego w wątkach obyczajowych. Odpowiednio poprowadzone mogą dać wspaniały efekt, nawet w serialu z pogranicza sensacji i thrillera. Gorzej, gdy takie motywy nie mają siły fabularnej, ciągną się w nieskończoność i nie kierują w żadne interesujące miejsca. Niestety, w dwóch ostatnich odcinkach Mayans MC jest więcej tych gorszych niż lepszych chwil. Motywy obyczajowe zastępują akcję (której dosłownie jest jak na lekarstwo), ale tylko niektóre historie można uznać za udane. Większość kontynuowanych wątków zostaje rozwleczona, a poszczególne postacie tracą na charakterze i osobowości. Można by rzec, że w czasie tych dwóch epizodów niewiele się wydarzyło.
Akcja nie posuwa się do przodu u żadnego z głównych bohaterów. Wątek Coco toczy się chyba w najbardziej przewidywalny sposób. Motocyklista kradnie heroinę i staje się częścią trupy cyrkowców-narkomanów. Raj utracony jest tak naprawdę piekłem, ale widzowie przecież już dawno o tym wiedzieli. Bohater musi przejść drogę od zagubienia do samoświadomości, żeby wyzwolić się z kajdan nałogu. W przypadku Coco jest przynajmniej barwnie – grupa dziwaków budzi ambiwalentne odczucia, ale nie można jej odmówić charakteru. Dużo gorzej wypada wątek Ezekiela. Pod koniec piątego epizodu EZ zostaje postrzelony, aby w szóstym już hasać niczym jurny ogier. Próba zamachu na protagonistę mogłaby rzeczywiście być sympatycznym zwrotem akcji, gdyby tylko niosła odczuwalne reperkusje. Cliffhanger jednak nie działa, bo przecież nikt nie uwierzy, że twórcy zrobią krzywdę głównemu bohaterowi w połowie toczącego się sezonu.
Szósty odcinek przynosi nam dalsze amory z udziałem Ezekiela i Gabrieli oraz kontynuację wcześniej rozpoczętych historii. Najgłębiej udaje się wejść w postać Bishopa i chyba to on zyskuje najwięcej na obecnym etapie opowieści. Mayans MC zmyślnie rekonstruuje postać lidera, pokazując jego słabości. Chwiejna sylwetka Bishopa służy podbudowie Ezekiela, który zapewne już niedługo zostanie nowym przywódcą gangu. Jak niegdyś Jax Teller, także i on będzie musiał udowodnić swoją wartość i zdetronizować obecnego króla. Pierwszym krokiem ku temu jest brawurowo poprowadzona misja przerzutu narkotyków przez graniczny mur. EZ wykazuje się charakterem i zdecydowaniem. Porównując jego wigor do zniechęcenia Bishopa, nie ma wątpliwości, na którego konia stawiają twórcy.
Niestety kolejne postacie nie dostają już tak dogłębnej wiwisekcji i w większości zostają potraktowane po macoszemu. Adelita ścina włosy, żeby zobrazować wewnętrzną metamorfozę, którą przechodzi. Czy teraz, z nową fryzurą, stanie się bardziej drapieżna? A może łysa głowa symbolizuje poddanie się i pogodzenie z przegraną? Zaskakujące jest to, jak bardzo wyblakł Angel, od momentu, gdy na scenę wkroczyła bohaterka. Krewki motocyklista wciąż znajduje się w jej cieniu, a twórcy zupełnie nie mają pomysłu, jak go fabularnie ograć. Trudno też domyślić się, dokąd zmierza opowieść, jeśli chodzi o rodzinę Galindo. Miguel zupełnie nie jest podobny do siebie z poprzednich sezonów – to w jego przypadku serial przeszedł największy reboot. Szkoda tylko, że charakterologicznie mafioso przypomina bardziej bohatera opery mydlanej niż wielkiego brata rozdającego karty w regionie. Na obecnej narracji cierpi również wątek przewodni, ściśle powiązany z postacią zdrajcy - Taza Romero. Bohater otrzymuje kilka minut ekranowych, a widz zastanawia się, o co właściwie chodzi z tym gościem? Podobne pytanie pojawia się w przypadku niespodziewanego ataku na zasoby Galindo, ale akurat w tym przypadku mamy zapowiedź czegoś być może ciekawego. Przydałaby się jakaś wojna gangów, żeby podgrzać nieco atmosferę.
Najlepszym momentem piątej odsłony jest z pewnością scena powrotu Coco i Ezekiela z udanego przerzutu narkotyków. Ten drugi pozwala sobie na chwilę szczerości i zaczyna uzewnętrzniać się przyjacielowi z sercowych rozterek. Coco w niewybrednych słowach przerywa mu, każąc koledze zamknąć się i skupić na drodze. Oglądając ostatnie odsłony Mayans MC, chciałoby się zareagować identycznie jak Coco. „Skończcie marudzić i dajcie nam wreszcie coś konkretnego!”.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat