Miłość, śmierć i roboty. Oficjalna antologia – recenzja książki
Miłość, śmierć i roboty to świetna animacja, ale równie interesujące są opowiadania, które za nią stoją. Recenzujemy oficjalną antologię serialu.
Miłość, śmierć i roboty to świetna animacja, ale równie interesujące są opowiadania, które za nią stoją. Recenzujemy oficjalną antologię serialu.
Serialowa antologia animacji Miłość, Śmierć i Roboty narobiła sporo szumu pierwszym sezonem. I jeśli nawet jej kontynuacje nie były już tak ciepło przyjmowane, to tych kilkanaście krótkich filmików o tematyce fantastycznej odbiło się szerokim echem. Co interesujące, za podstawę większości animacji brane były opowiadania, w tym znanych i rozpoznawalnych także u nas pisarzy, takich jak Marko Kloos, Alastair Reynolds, John Scalzi, Ken Liu czy Michael Swanwick. Zostały one zebrane w antologię, która w maju ukazała się nakładem wydawnictwa Nowa Baśń.
W stworzonych przez nich tekstach czuć specyfikę ich twórczości. Co jednak jeszcze istotniejsze – przekłada się ona również na animacje. Większość filmów stanowi wierne przełożenie tekstu na ekran, czasem tylko zmieniono akcenty lub uproszczono je (co jest naturalne szczególnie przy dłuższych opowiadaniach). Niemniej główna linia fabularna jest niezmienna, a perypetie postaci bardzo podobne. Nie zaskoczy więc fakt, że w przeważającej większości najlepsze opowiadania to także najlepsze odcinki serialu. Bawią krótkie humoreski Scalziego (Trzy roboty, Gdy jogurt przejął władzę, Historie alternatywne), nostalgiczne Udanych łowów Liu, przewrotna Epoka lodowcowa o błyskawicznym rozwoju cywilizacji w lodówce Michaela Swanwicka czy mocno zakorzeniona w SF Za szczeliną orła Reynoldsa.
Nie przynoszą zaskoczenia historie nakierowane na akcję: czy to bardziej z gatunku fantastyki militarnej, czy też horroru. Chyba najlepiej wypada Sekretna wojna Davida W. Amendoli o walce sowietów z potworami na Syberii. Marko Kloos, specjalista od militarnej SF, całkiem nieźle (i chyba lepiej niż animacja) przedstawia historię desantowca w Szczęśliwej trzynastce, ale jego druga historia o wilkołakach już lepiej wypada w serialu. Także Sonie ma przewagę o walkach zwanych bestioszczuciem sprawdza się lepiej jako film niż opowiadanie Petera F. Hamiltona. Wysysacz dusz Kirsten Cross pozostawia obojętnym, podobnie jak Mechy Steve’a Lewisa o obronie farm przed obcymi. Wysypisko to nieco makabryczna humoreska, dla fanów takiego podejścia zarówno w animacji, jak i tekście Lansdale’a. Natomiast fani ascetycznego SF docenią Pomocną dłoń Claudine Griggs – w tym przypadku mam wrażenie, że animacja wyciągnęła z opowiadania sedno.
Największe rozczarowanie? Antologia zawiera również scenariusze, a nie opowiadania. Konkretnie dwa. Nie jest to samo w sobie złe, ale przed rozpoczęciem lektury najbardziej sobie ostrzyłem zęby na Świadka. W animacji była to zakręcona, robiąca wrażenie historia. Miałem nadzieję, że jako opowiadanie sprawdzi się jeszcze lepiej. W książce jest zaledwie suchy skrypt, z którego twórcy filmiku wycisnęli więcej, niż można by się było spodziewać. Drugi – Martwy punkt Vitaliya Shushki o ataku cyborgów na pociąg – pozostawia równie obojętnym co odcinek. Jeśli chodzi o największe zmiany, to chyba dotyczą one Rybiej nocy Joe R. Lansdale’a – w tym wypadku animacja wydobyła z historii znacznie więcej niż słowo, nieco inaczej też została rozwiązana fabuła. Pewne zmiany są też w Błękicie Zimy Raynoldsa: opowiadanie kładzie akcenty na nieco inne elementy, być może dlatego, że jeden z kluczy do odczytania tekstu leży w kolorystyce, która w medium wizualnym może być podawana niemal podświadomie.
Skoro animacje i opowiadania są dość podobne, to czy warto sobie zaprzątać nimi głowę? Moim zdaniem tak, bo po pierwsze przypominają być może już nieco zatarte wspomnienia z serialu (wszak od premiery pierwszego sezonu Miłości, śmierci i robotów minęły już ponad trzy lata), a po drugie mamy do czynienia z różnymi środkami przekazu. W animacji równie istotna jak fabuła jest warstwa wizualna. W literaturze tę drugą zastępuje język. Interesujące jest obserwowanie, jak twórcy filmów dobierali środki do opowiedzenia danej historii: czasem jest to zaskakujące i sprawia, że całość nabiera innej wymowy, a akcenty są położone inaczej. Trzeci powód, dla którego warto sięgnąć po tę książkę, jest prozaiczny: na naszym rynku ukazuje się stosunkowo niewiele zbiorów, antologii i opowiadań fantastycznych. Zbiór dobrych tekstów zawsze jest wart uwagi.
Poznaj recenzenta
Tymoteusz WronkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat