„Murder in the First”: Kryminał bez iskry
Pilotowy odcinek Murder in the First ogląda się jak standardowy serial policyjny. Z fabularnego punktu widzenia nie oferuje on niczego nowego, ale przyjęty format opowiadania historii może zaciekawić. Jedna kryminalna sprawa prowadzona przez cały sezon to formuła dająca spore pole do popisu, lecz trzeba ją odpowiednio wyegzekwować.
Pilotowy odcinek Murder in the First ogląda się jak standardowy serial policyjny. Z fabularnego punktu widzenia nie oferuje on niczego nowego, ale przyjęty format opowiadania historii może zaciekawić. Jedna kryminalna sprawa prowadzona przez cały sezon to formuła dająca spore pole do popisu, lecz trzeba ją odpowiednio wyegzekwować.
Nie da się ukryć, że wśród stacji basic cable panuje pewna hierarchia. Różnią się one ofertą programową do tego stopnia, że można bez większych problemów podzielić je na te, które artystycznie są bliższe kanałom premium (choćby AMC i ostatnio prężnie rozwijające się FX), oraz te, które łączy duże podobieństwo do współczesnej telewizji ogólnodostępnej – jak USA czy właśnie TNT. W ich produkcjach z reguły sporo jest humoru, lekkości i proceduralnych (prawniczych lub kryminalnych) zagadek. Tego lata można jednak zauważyć pewną zmianę w ramówce TNT, tak jakby stacja powoli i nieśmiało modyfikowała swoją ofertę na nieco bardziej ambitną.
Pierwsze sygnały takiej metamorfozy już ujrzały światło dzienne, ale eksperyment w postaci Mob City zakończył się spektakularną klęską. Wcześniej przez kilka sezonów TNT było nowym domem dla wyrzuconych z NBC Gliniarzy z Southland, ale wysokie koszty realizacji i niezadowalająca oglądalność zmusiły włodarzy do kasacji tego rewelacyjnego serialu. Tytuły te są przykładem próby zbyt gwałtownego odejścia od kultywowanego do tej pory modelu. Przyjęto więc inną taktykę. Nie rezygnując z charakterystycznego dla stacji rozrywkowego tonu produkcji, zdecydowano się na kilka nowych pozycji z jednowątkową, poważną fabułą, a także głośnymi nazwiskami na liście płac. Czy ten nowy kierunek się opłaci? Odpowiedź na to pytanie będzie można formułować chyba dopiero w przyszłym roku wraz z premierą tworzonego przez Stevena Spielberga Public Morals. Niedługo startuje natomiast The Last Ship, które swoim nazwiskiem firmuje Michael Bay, a – raczej proceduralne, choć z Seanem Beanem w roli głównej - Legends ruszy w sierpniu.
Murder in the First miało zaszczyt być pierwszym nowym serialem TNT tego lata i można z całą pewnością powiedzieć już teraz, że potrzebuje on jeszcze kilku odcinków, aby złapać grunt pod nogami i poprawić szereg elementów. Otrzymaliśmy standardowe zawiązanie akcji typowego kryminału. Terry English i Hildy Mulligan zajmują się dwoma z pozoru niezwiązanymi ze sobą morderstwami. Posiadają one jednak wspólny mianownik w postaci szanowanego milionera Ericha Blunta, który jest na skraju dokonania technologicznego przełomu. Jeżeli twórcy chcą wnieść do tej historii powiew świeżości, mają przed sobą jeszcze sporo pracy. Brakuje tutaj bowiem czegoś, co sprawiłoby, że zaczęlibyśmy się tym wszystkim przejmować. Jednowątkowy format powoduje, że odpowiedź na ten problem wydaje się być prosta: zarysowanie kompleksowych bohaterów.
[video-browser playlist="633936" suggest=""]
Na razie Murder in the First zawodzi właśnie w tych aspektach, w których perfekcyjnie sprawdziło się Dochodzenie. Tam oprócz świetnie poprowadzonych protagonistów mieliśmy również paletę fantastycznych i wielowymiarowych postaci drugoplanowych. Trudno również nie wspomnieć o unikalnym klimacie deszczowego Seattle. San Francisco tak spektakularnego wrażenia nie robi i jest tylko mało znaczącym tłem dla całej opowieści. Obsada nie tworzy też tak zwartego kolektywu jak w serialu AMC. Poświęcono tak wiele czasu parze głównych detektywów, że o pozostałych zapomniano niemal całkowicie.
Można jednak przypuszczać, że ten błąd zostanie naprawiony stosunkowo szybko. Gdy ma się w ekipie takich aktorów jak Richard Schiff (Prezydencki poker), Steven Weber (Studio 60) czy James Cromwell (Sześć stóp pod ziemią), nie można oczekiwać, że będą oni pełnić role statystów. Za to Taye Diggs i Kathleen Robertson radzą sobie dobrze w głównych rolach, prezentując niezłą chemię pomiędzy swoimi postaciami. Ich backstory jest skonstruowane w obiecujący sposób i można tu liczyć na solidne kreacje. Natomiast Tom Felton robi co może, aby nie kojarzyć nam się w każdej scenie z Draco Malfoyem. Udaje mu się to połowicznie, ale jest na dobrej drodze. W każdym razie tworzenie kontrastu pomiędzy cyfrowym magikiem a staromodnymi, wręcz analogowymi detektywami wypada nieźle i motyw zderzenia tych dwóch światów może być zalążkiem ciekawej dynamiki.
Mimo swoich wad seans Murder in the First mija bezboleśnie i dość szybko. Gdyby był to kolejny procedural, miałbym duże wątpliwości, czy inwestować w niego swój czas, ale formuła 10-odcinkowego śledztwa sprawia, że nowemu kryminałowi TNT należy się choć mały kredyt zaufania.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat