Na własnej skórze
Tatuaże występują w niemal każdej kulturze od niepamiętnych dziejów. Ta niezwykła sztuka ozdabiania ciała przez jednych jest uwielbiana, a przez innych nienawidzona. Jakikolwiek jednak nie byłby nasz stosunek do tatuażu, należy przyznać jedno - nie jest łatwo go wykonać, a osoby, które się tym zajmują muszą posiadać ogromny talent.
Tatuaże występują w niemal każdej kulturze od niepamiętnych dziejów. Ta niezwykła sztuka ozdabiania ciała przez jednych jest uwielbiana, a przez innych nienawidzona. Jakikolwiek jednak nie byłby nasz stosunek do tatuażu, należy przyznać jedno - nie jest łatwo go wykonać, a osoby, które się tym zajmują muszą posiadać ogromny talent.
Taką osobą jest Mario Barth, jeden z najlepszych i najsłynniejszych tatuażystów na świecie. Swoją karierę rozpoczął będąc jeszcze nastolatkiem, choć z powodów czysto prawnych musiał ze swoją profesją zejść do podziemia. W Austrii bowiem tatuaże były wówczas czymś zakazanym. Dlatego też Barth zajmował się głównie tatuowaniem motocyklistów i członków różnych gangów. Jednak jego pasja i upór sprawiły, że udało mu się otworzyć w swojej ojczyźnie pierwsze, w pełni legalne studio tatuażu. Z czasem postanowił rozwijać swoją karierę w Stanach Zjednoczonych, gdzie stał się właścicielem kilku ekskluzywnych salonów, których klientami są największe gwiazdy amerykańskiego show-biznesu. Obecnie Mario ma tak napięty grafik, że na wizytę u niego należy zapisywać się nawet z dwuletnim wyprzedzeniem.
[image-browser playlist="606304" suggest=""]©9th Plan 2011
W swoim dokumencie Barth zabiera nas do Kraju Kwitnącej Wiśni, by przybliżyć nam sztukę Tebori. Te tradycyjne japońskie tatuaże wykonywane są ręcznie, przy użyciu prostych narzędzi. Są też dużo bardziej bolesne i bardziej czasochłonne, aniżeli te robione za pomocą współczesnej technologii. W Japonii tradycyjne tatuaże są prawnie zabronione, gdyż budzą skojarzenia z yakuzą. Z tego względu jest to sztuka bardzo undergroundowa, a studia tatuażu nie są łatwe do odnalezienia. Mistrzami w tej dziedzinie jest rodzina Horitoshi, od wielu pokoleń zajmująca się Tebori, ale kompletnie nieznana poza granicami Japonii, ponieważ jej członkowie unikają wścibskich "oczu" kamer i niechętnie udzielają wywiadów. Barth jest pierwszym obcokrajowcem, którego wpuszczono w to hermetyczne środowisko i pozwolono sfilmować mistrza Horitoshiego I podczas pracy.
[image-browser playlist="606305" suggest=""]©9th Plan 2011
Film przedstawia nam historię Tebori, mistrzów tego fachu, rezultaty ich pracy, a także sam proces tworzenia i usuwania tatuaży. Poznajemy również tradycje i rytuały związane z tą sztuką. No i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie dziwne wrażenie, że potencjał tkwiący w podjętym temacie nie został w pełni wykorzystany. Ten godzinny dokument bardziej sprawia wrażenie zapisu z wycieczki do egzotycznego kraju, aniżeli filmu, który w znaczący sposób miałby poszerzyć naszą wiedzę o japońskim tatuażu. Za dużo w tej produkcji zbędnych scen, rzekłbym nawet, że typowych zapychaczy, które w zasadzie nic nie wnoszą. Dokument z założenia jest filmem edukacyjnym, natomiast oglądanie przez blisko 5 minut grającego na gitarze i śpiewającego Bartha z pewnością edukacyjne nie jest. Widać, że Austriak dobrze się bawił, a jego nadrzędnym celem była po prostu chęć poznania swojego idola - mistrza Horitoshi, co zresztą umożliwił mu reżyser Billy Burke, zapraszając go do współpracy przy realizacji "Na własnej skórze".
[image-browser playlist="606306" suggest=""]©9th Plan 2011
Mam dość ambiwalentne odczucia względem tej produkcji. Z jednej strony jest to całkiem ciekawa podróż do zakazanego świata japońskiego tatuażu, okraszona wspaniałymi widokami Tokio, z drugiej zaś, jakby kompletnie nie wykorzystana. Największą wadą filmu jest przesadne eksponowanie samego Mario, który staje się jego głównym bohaterem, tym samym spychając na dalszy plan ważniejszą przecież sztukę malowania ciała. Liczyłem, że omawiany dokument będzie miał dla mnie dużo większą wartość edukacyjną, bo choć dowiedziałem się z niego kilku ciekawych rzeczy, to jednak pewien niedosyt pozostał. W końcu z blisko godzinnego filmu można było wycisnąć o wiele więcej. Niemniej jednak nie mogę powiedzieć, by był to nieudany seans. Czas zleciał mi naprawdę szybko, co jest o tyle istotne, że tatuaż nigdy szczególnie mnie nie interesował i sądziłem, że na "Under the Skin" ledwie wysiedzę. Okazało się inaczej. Czy warto zapoznać się z produkcją Burka? To już zależy od tego, czy szukacie po prostu przyjemnego dokumentu, czy stawiacie przede wszystkim na walory czysto edukacyjne. Jeżeli to drugie, to podobnie jak ja, możecie później odczuwać niedosyt.
Ocena: 6/10
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat