Ostatnia sprawa?
Nie dajcie się zwieść przewrotnemu tytułowi - Mentalista powróci w siódmym sezonie, najprawdopodobniej finałowym. Jednak po obejrzeniu "Blue Bird" można założyć, że równie dobrze szósta seria mógłaby być ostatnią.
Nie dajcie się zwieść przewrotnemu tytułowi - Mentalista powróci w siódmym sezonie, najprawdopodobniej finałowym. Jednak po obejrzeniu "Blue Bird" można założyć, że równie dobrze szósta seria mógłaby być ostatnią.
Nie do końca rozumiem postępowanie Bruno Hellera. Nie do końca kupuję też koncepcję i pomysł na szósty sezon. Pierwsza, niezwykle emocjonująca połowa przybliżała widzów do nieuniknionego: konfrontacji Patricka Jane'a z Red Johnem. Gdybanie, czy tożsamość RJ-a była dobrze rozwiązana, czy też nie, pozostawiam czytelnikom. Mnie w pełni usatysfakcjonowało rozwiązanie największej zagadki serialu, podobnie jak podobało mi się to, kim nemezis Jane'a był. Wiadomo było, że będziemy mieli do czynienia ze zwykłym człowiekiem, który musi mieć siatkę wyznawców, aby móc kontrolować wszystko. Nie do końca kupiłem ideę stowarzyszenia Tiger, Tiger sięgającego aż do najwyższych władz.
Problem pojawił się po odcinku i śmierci największego wroga głównego bohatera. Zamiast rozłożyć wszystko na cały sezon lub też zrobić po prostu jego skróconą wersję (na przykład trzynastoodcinkową) i zakończyć serial postanowiono w drugiej części pokazać przeskok czasowy. Tym sposobem z jednego sezonu zrobiły nam się niemal dwa, każdy o odmienne stylistyce. Właśnie to nie do końca zostało przez Hellera przemyślane. I o ile jego tłumaczenia, że Mentalista nigdy nie był opowieścią o Red Johnie, można w miarę zaakceptować, tak faktu, że to właśnie pogoń za niedoścignionym mordercą stworzyła postać Jane'a, przemilczeć nie można. Widać to niestety w drugiej części sezonu, gdy zagrożenie już mija, a twórcy robią wszystko, by zaciekawić widza.
I tak prześcigają się w pomysłach. Dostajemy Jane'a pracującego dla FBI, nowych bohaterów i scenerię. Choć nie wszystko jest trafione, to postać technika czy Abbota jak najbardziej wpisała się w konwencję nowej odsłony serialu. Nie zmienia to jednak faktu, że Jane pracujący dla FBI i niemający już w życiu celu nie ma tego błysku w oku. Nienapędzany żądzą zemsty stał się takim drugim Castle'em - pomagającym policji, bawiącym się tym, rozwiązującym sprawę za sprawą, poprawiającym statystyki, ale w głębi duszy będącym bez wyrazu. Bo skoro każde morderstwo było tylko kolejnym przystankiem na drodze ku Red Johnowi, to co dalej? Jak powiedział Joker do Batmana: "Bez ciebie nie ma mnie. Jesteś moim przeciwieństwem". Bez Red Johna nie ma Jane'a. Metaforycznie oczywiście. Bo istotnie, Jane radzi sobie dobrze, ale czy właśnie takiego Patricka chcą widzowie?
[video-browser playlist="634033" suggest=""]
Z nadzieją na jakiś kolejny wątek główny oglądałem następne odcinki, a wraz ze mną - miliony widzów na całym świecie. Niestety, wątek istotnie się pojawił, ale naiwny był ten, kto myślał, że będzie dotyczyć jakiejś zbrodni czy kolejnego seryjnego mordercy. Co to to nie, twórcy z Bruno Hellerem na czele postawili na wątek emocjonalny, uczuciowy. I jest to nie tyle strzał w dziesiątkę, co dobre zagranie. Tego właśnie brakowało. Skoro nie ma Red Johna, to pokażmy chociaż, że Patrick dojrzewa, zmienia się, może wreszcie się otworzyć.
Niestety, skupiając się na wątku romantycznym, scenarzyści kompletnie olali wszelkie sprawy kryminalne. I tak w finale otrzymujemy zbrodnię sprzed lat, która widza ni ziębi, nie grzeje. Ot, jest, podobnie jak rozwiązanie. Wśród dosłownie trzech-czterech podejrzanych nietrudno rozpoznać, kto jest zabójcą. Jane dobrze to wie, więc całą sprawę nieco przekręca na własne potrzeby (dobry, bardzo w stylu Jane'a motyw z listem). Tak więc wątek zabitej żony pięć lat wcześniej to nie jest sprawa na finał takiego serialu. Szczególnie jeśli kilkanaście odcinków wcześniej dostaliśmy rozwiązanie tajemnicy Red Johna, która trwała notabene sześć lat!
Czym więc twórcy zaskoczyli? Uczuciami, które Patrick żywi do Lisbon. Nie jest tajemnicą, że para ta miała się ku sobie. Tutaj wielkie brawa dla aktorów, którzy to odpowiednio pokazali. W każdym spojrzeniu, geście i łzie widać, że powinni być razem. I to nam daje Bruno Heller. Pierwszy pocałunek, pierwsze wyznanie uczuć, wreszcie nadzieję na wspólne życie razem. I tak, powinien to być ostatni odcinek, wtedy całość miałaby sens. Dostaniemy jednak w zamian jeszcze jeden sezon. Gdybanie nie jest tutaj odpowiednie, ale sugerowałbym porządny wątek główny, możliwe, że taki wymagający ofiar. Bo życie Jane'a to walka, żądza zemsty. Twórcy widocznie o tym zapomnieli.
Ocena dotyczy ostatniego odcinka; podsumowując cały sezon, można spokojnie dodać pół gwiazdki albo gwiazdkę. Wszak pierwsze kilka odcinków trzymało wysoki poziom, a i potem zdarzały się całkiem niezłe odcinki. Niestety po wątku Red Johna wszystko wydaje się słabsze i mniej emocjonujące.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat