Pamiętniki Wampirów: sezon 8, odcinek 10 – recenzja
Tym razem Pamiętniki zaskakują w pozytywny sposób. Wbrew temu, co sugerowały wszystkie zapowiedzi, dostajemy przyzwoity odcinek, mający sporo do zaoferowania. Udało się pozbyć większości irytujących rzeczy i wprowadzić wiele emocjonalnych scen.
Tym razem Pamiętniki zaskakują w pozytywny sposób. Wbrew temu, co sugerowały wszystkie zapowiedzi, dostajemy przyzwoity odcinek, mający sporo do zaoferowania. Udało się pozbyć większości irytujących rzeczy i wprowadzić wiele emocjonalnych scen.
Poprzedni epizod zwiastował skupienie się na dalszych rozterkach emocjonalnych Damona, a to nigdy nie kończyło się dobrze. Zamiast tego twórcy zdecydowali się pójść w całkowicie innym kierunku i to pasującym idealnie. Obrana droga obfituje w wiele emocji, ale na pewno nie tych romantycznych, które przeważnie niszczą pozytywny odbiór większości wątków w tym serialu. Mimo iż odcinek nie wyróżnia się szczególną akcją, to wzbudza zainteresowanie innymi aspektami, które stoją na wysokim poziomie, a do tego posiada kilka niespodzianek.
Starszy z braci Salvatore, po tym jak Sybil włączyła jego człowieczeństwo z powrotem, całkowicie zagubił się w swojej podświadomości i przestał reagować na wszelkie bodźce. To posłużyło jako środek umożliwiający zagłębienie się w jego umysł, co dostarcza wielu emocji. Caroline i Bonnie postanowiły uratować Damona z opresji, nawiązując tymczasową współpracę z jedną z syren. Wątek ten stanowi motyw przewodni epizodu z ciekawymi pomysłami i ich dobrą realizacją. Jak widać twórcy zachowali ciekawe koncepcje również na końcówkę serialu.
Dzięki wspomnianej historii udało się również pokazać w serialu postaci, których dawno nie widzieliśmy, a nawet bardzo dawno. Ze względu na Drugą Stronę do szóstego sezonu scenarzyści mieli ułatwione zadanie w przypadku ukazywania martwych osób. Po finale piątej serii zadanie to było nieco utrudnione, ale nie stanowiło większego wyzwania, poza tym, że cierpiała logiczna spójność całości. Tym razem jednak wypada to sprawnie i sensownie, a dodatkowo niesie za sobą spory ładunek emocjonalny. Ponowne połączenie wybranych bohaterów z rodziną stanowi nie lada gratkę dla fanów, ponieważ ponownie mogą zobaczyć bohaterki, które zakończyły swoją przygodę z serialem jakiś czas temu. Ukazano to delikatnie i subtelnie. W końcu funkcjonuje to jako właściwe uhonorowanie poprzednich sezonów i wywołuje nostalgiczne odczucia w widzu.
Na drugim planie rozgrywał się wątek Matta i jego ojca, którzy postanowili połączyć siły z Seline, która desperacko chce pozbyć się siostry. Tutaj również udało się zobrazować odpowiednie emocje w kluczowych momentach, a do tego nie wieje nudą i brakiem pomysłu tak jak do tej pory. Rozwijane jest to w niezbyt szybkim tempie, ale idealnie komponuje się z pozostałymi wątkami, dając zadowalający efekt. Postać młodego Donovana zyskuje odrobinę wyrazu i staje się przez to ciekawsza. Po ponad połowie sezonu ma on do odegrania jakąś znaczącą rolę, ale mimo tych prób nadania mu ważności i tak pozostaje najsłabszym ogniwem w panteonie postaci w tym serialu.
Na drugim planie przemyka między postaciami również Stefan w swoim mrocznym wcieleniu. Paul Wesley w takim wydaniu na ekranie czuje się znacznie lepiej, a poczynania jego bohatera wydają się być bardziej frapujące, nie nużą i dostarczają odpowiedniej rozrywki. Niestety można założyć, iż taki stan długo się już nie utrzyma, zważywszy na jedną z końcowych scen związaną z młodszym z braci Salvatore.
Sama końcówka Nostalgia's a Bitch to również wielka niespodzianka. Taki obrót spraw był niespodziewany, ale zważywszy na pozostałą liczbę odcinków do końca sezonu, wydaje się to idealnym momentem na takie zagranie. Jeżeli twórcy utrzymają dobrą passę, to wątek ten może rozwinąć się w intrygującym kierunku w kolejnej odsłonie. Coraz bardziej realna staje się także wizja godnego pożegnania produkcji w wielkim finale, który zbliża się dużymi krokami.
The Vampire Diaries w dziesiątym epizodzie skupiają się na sprawnym operowaniu emocjami, co wychodzi naprawdę dobrze. Fabuła jest konsekwentnie rozwijana i potrafi zaciekawić od początku do końca. Niemal w całości pozbyto się większych i mniejszych mankamentów trapiących poprzednie odcinki. Tym razem każdy z bohaterów ma swój udział w wydarzeniach, dzięki czemu serial nie nudzi. Nie zabrakło zaskakujących momentów i nostalgicznych powrotów. Jeżeli uda się utrzymać ten poziom do końca, to będzie to dobre zwieńczenie serialu.
Tytułowe słowa wypowiada Damon w dziewiętnastym odcinku pierwszego sezonu do Anny Zhu podczas uroczystości Miss Mystic Falls.
Źródło: zdjęcie główne: The CW
Poznaj recenzenta
Maciej LehmannKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat