Patrick Melrose: sezon 1, odcinek 2 – recenzja
Kolejny odcinek serialu Patruck Melrose różni się od zeszłotygodniowego. Najważniejszą prawdopodobnie zmianą jest to, że już przestaje się robić tak zabawnie.
Kolejny odcinek serialu Patruck Melrose różni się od zeszłotygodniowego. Najważniejszą prawdopodobnie zmianą jest to, że już przestaje się robić tak zabawnie.
W zeszłym tygodniu poznaliśmy Patricka jako ekscentrycznego młodego mężczyznę o niewyparzonym języku, który robi to, co mu się podoba, wywołując tym samym uśmiech na twarzy widza. Uśmiech od początku jednak nie miał nic wspólnego z komediową wesołością, albowiem perypetie Melrose’a często przyprawiały o dreszcze na plecach. Twórcy umiejętnie połączyli jego wybuchowy charakter z samą fabułą, dając tym samym efekt czarnej komedii. W tym tygodniu jednak wszystko ulega zmianie – dorosły Patrick pojawia się może w dwóch czy trzech scenach, a całą robotę na ekranie robi jego znacznie młodsze wcielenie.
Przez niemal cały czas trwania odcinka kamera skupia się na chłopcu bawiącym się wśród winorośli na południu Francji. To mały Patrick, którego poznaliśmy jeszcze w zeszłym tygodniu. I choć odcinek rozpoczął się od dynamicznego zarysowania sytuacji wyjściowej (Benedict Cumberbatch ponownie stał nad trumną ojca, by za chwilę rzucać nią po wszystkich ścianach pokoju), miało to na celu tylko przypomnienie, w jakim momencie pozostawiliśmy głównego bohatera ostatnio. Trudno ocenić, czy wydarzenia z Francji lat 60. są po prostu akcją retrospektywną, czy może rozgrywają się w głowie głównego bohatera. Biorąc pod uwagę, że co jakiś czas mamy przebłyski z konającym z bólu Cumberbatchem odwożonym przez kierowcę taksówki, skłaniam się nieco bardziej ku drugiej z opcji – cały odcinek to przerażające przypomnienie sytuacji sprzed lat, która wywrze na chłopaku prawdziwe piętno.
Twórcy serialu dalej są oszczędni jeśli chodzi o pokazywanie nam kulis całej sytuacji. Molestowanie chłopca przez ojca zasygnalizowano tylko krótkimi komunikatami – „zdejmij spodnie”, „zamnkij drzwi”, „nie mów nikomu” – czy też scenografią – ojciec zawiązujący pas szlafroka, pognieciona pościel na łóżku. Ważną w tym wszystkim rolę pełni też sugestywny montaż – gdy śledziłam wydarzenia, wkładając w to 120% mojej uwagi, na ekranie pojawił się wymowny kadr ukazujący rozścielone łóżko i odbijający to, co się na nim dzieje, w tafli lustra. Dopiero po najeździe kamery zorientowałam się, że to wijący się w konwulsjach dorosły Patrick, jednak jeszcze chwilę wcześniej zamarłam, spodziewając się, że twórcy pokażą nam konkret tej przerażającej sceny. Nic takiego nie ma miejsca i trzeba to zapisać serialowi na plus – mamy tu duże pole do interpretacji własnej, a za sprawą opisowego charakteru produkcji i sygnałów z samego dźwięku i obrazu, bez większego problemu możemy sobie wyobrazić, co tam tak naprawdę zaszło.
Hugo Weaving w roli ojca jest po prostu przerażający i napawa się chwilami, w których może zademonstrować swoją władczość. Nawet ja przed ekranem złapałam się na tym, że boję się tego, co zrobi kolejnym razem. Sceny z trzęsącą się przed panem pokojówką, zestresowanym sąsiadem czy równie napiętym Nicholasem są bardzo wymowne – mężczyzna budzi ogromny strach w swoim najbliższym otoczeniu, jednak nie całkiem jest dla mnie jasne dlaczego. Przecież nawet Bridget zadaje to pytanie wszystkim zgromadzonym – „dlaczego się go tak boicie?”. Poza kilkoma opisami żony czy wspomnianego sąsiada, niewiele wiemy o poczynaniach pana domu. Na pewno jest tyranem i na pewno dopuszcza się okrucieństw jeśli chodzi o członków jego rodziny. Myślę jednak, że musiało się tam wydarzyć coś więcej, o czym dowiemy się dopiero w swoim czasie. Nie opuszcza mnie bowiem wrażenie, że twórcy nie pokazują nam wszystkiego, sugerując ledwie, czego możemy się spodziewać. Czekam na rozwój wydarzeń, zwłaszcza w wątku samej matki, która jest zagadkowa. Jak wiemy, kobieta posiada ogromny majątek i to ona kupiła mężowi ten dom na południu Francji. Teraz jednak jest mu posłuszna i bardzo potulna. Zastanawiam się, jaki haczyk ma na nią Melrose, że Eleanor zwyczajnie nie spakuje manatków i stamtąd nie ucieknie.
W tym tygodniu poznajemy również kilku nowych bohaterów – dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Przy czym to właśnie męskie grono aż drży przedstarym Melrose’em, traktując go niemal z czcią. Podoba mi się postać Anne, graną przez Indira Varma – kobieta jako jedyna myśli tutaj trzeźwo i widać, że próbuje zmienić sytuację przerażonego Patricka. Jej otwarty monolog przy stole imponuje, podobnie jak zdeterminowana postawa. Szkoda, że koniec końców nie udało jej się wpłynąć na los chłopca – niemniej jednak, dała się poznać jako osoba, która może jeszcze wiele zmienić, toteż z niecierpliwością czekam na to, czy pojawi się w kolejnych odcinkach. Warto wspomnieć, że wśród mężczyzn jest również Nicholas, a zatem ten sam mężczyzna, który poinformował dorosłego Patricka o śmierci jego ojca przez telefon. O nim jednak na razie nie wiemy zupełnie nic i trochę brakuje mi rozwinięcia tego wątku, tym bardziej, że będzie miał znaczenie dla późniejszych wydarzeń.
Odcinek jest zatytułowany przewrotnym tytułem Nic takiego, a jak już wiemy z samej fabuły, to właśnie w nim wydarzyło się wszystko. Między Patrickiem a jego ojcem doszło do sytuacji, która przez lata będzie teraz powracać do mężczyzny echem i która uczyniła go takim, jakiego poznaliśmy w odcinku pilotowym. Zestawienie koszmaru rodzinnego z beztroskim klimatem śródziemnomorskim, pszczółkami i figami, jeszcze bardziej działa na wyobraźnię – choćby nie wiem jak sielankowo było w otoczeniu rodziny, od środka mamy do czynienia z jedną wielką zgnilizną. W to wszystko wplecione są również motywy i symbole, które pojawiły się już w poprzednich odcinkach – nafaszerowany narkotykami Patrick dostrzega przemykającą po ścianach jaszczurkę, która (jak już wiemy) była obecna w pokoju ojca podczas rozgrywania się tragedii chłopca. Hasając wśród winorośli, Patrick ponownie zagląda do studni, co robił już w zeszłym odcinku, czym sugeruje, że głęboka dziura w ziemi być może miała jakieś znaczenie z historią całej rodziny. I wreszcie wanna, która zapewne nie bez przyczyny pojawia się na plakatach i w pierwszym odcinku serialu. Teraz z napełniającą się wodą misą związany jest jednak ojciec, który wyraźnie pokazuje nam, że jest masochistą i czerpie chorą przyjemność z zadawania bólu sobie i innym. O co dokładnie może chodzić z wanną, tego jeszcze nie wiem – myślę jednak, że w kolejnych odcinkach warto na ten motyw zwrócić większą uwagę.
Nic takiego to odcinek zupełnie inny niż zeszłotygodniowy – tym razem skupiamy się przede wszystkim na tragedii kilkunastoletniego chłopca, a zaprezentowane tu wydarzenia nie są już choćby w najmniejszym stopniu zabawne. W małym Patricku stopniowo rodzi się agresja, nad którą dominuje jednak lęk przed ojcem-tyranem – scena, w której po wyrządzonej krzywdzie wyżywa się na rosnących wkoło domu krzakach jest analogiczna do tej z urną w pokoju hotelowym. Patrick może dać upust swoim emocjom dopiero, gdy czuje, że ojciec na niego nie patrzy. Dopiero, gdy jest w samotności. To wyraźny znak na to, że trauma nie minęła mu nawet w dorosłości. Za bieżący epizod mocne 8/10. Choć zagłębiamy się w tę dziwną historię coraz bardziej, jest jeszcze wiele, o czym prawdopodobnie nie mamy pojęcia. Uznaję to za najmocniejszą stronę serialu Patrick Melrose i z niecierpliwością czekam na to, co będzie dalej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat