Pokłosie żniw
Naszprycowany emocjami jedenasty epizod dostarcza widzom gigantycznej dawki pomieszania z poplątaniem.
Naszprycowany emocjami jedenasty epizod dostarcza widzom gigantycznej dawki pomieszania z poplątaniem.
Wydawać by się mogło, że zakończenie rytuału żniw rozwiąże zarówno nieustanną walkę wampirów z czarownicami, problemy czarownic z magią, , jak i Daviny, w której dokonuje się samodestrukcja. Właściwie proces samozniszczania stanowi główny motyw tego odcinka. Plus za to, że zostaje on tak trafnie wpleciony w całą konwencję serialu, a także dość racjonalnie wytłumaczony – jak na świat magii, mistycyzmu i nadnaturalnych istot. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Danielle Campbell (Davina) zagrała naprawdę przekonywająco.
Dodatkowym pozytywem "Après Moi, Le Déluge" jest namieszanie w relacjach Elijah i Hayley. Tym razem mistrz przebaczania nie potrafi tak łatwo zrozumieć i zapomnieć zdrady dziewczyny. Zwłaszcza, że jest ona przyczyną złamania obietnicy złożonej 200 lat temu. To działa na korzyść The Originals, nie chcemy przecież, aby bohaterowie byli przewidywalni. Spodziewając się rozwoju romansu wilczycy i wampira, dostajemy swojego rodzaju ostrzeżenie, że scenariusz nie jest banalny. W całej sytuacji ze żniwami i portretem Celeste, Hayley wypada blado. Krząta się po posiadłości Mikaelsonów z coraz to większym brzuchem, a w serialu sadzi ziarenka wydarzeń, które kiełkują co prawda, ale tak, że zapominamy o udziale przyszłej mamy. Chyba zbliża się już czas rozwiązania, bo ciąża wysysa z aktorki cały wigor, dający się poznać na początku.
Jeśli już jestem przy odstępstwach od schematycznych zachowań, uwadze nie może ujść niezwykle emocjonalna scena rozpaczy Marcela po utracie Daviny i postawa wykazana przez Klausa. W poprzednich odcinkach kilka razy już zaskakiwał pro-ludzkim zachowaniem, teraz natomiast daje pokaz prawdziwego współczucia - identyfikuje się z cierpieniem i smutkiem swojego protegowanego. Zachowuje się jak prawdziwy mentor, a nawet (biorąc pod uwagę barwną historię tych panów) jak ojciec.
O dziwo, zatraciła się gdzieś Rebekah. Zapoczątkowane przez nią w poprzednim odcinku działania nie są aż tak fenomenalne. Świadoma zbliżającego się końca współpracy z Daviną, próbuje kolejnego planu. Czyżby tonący brzytwy się chwytał? A może to rodzinne geny. Dziewczyna, tak jak Klaus, zaczyna zawierać pakt ze wszystkimi po kolei, zarazem nie będąc z nikim. Niezrozumiała jest scena podjęcia wspólnej rodzinnej decyzji, co do poświęcenia ziemi i ciała matki. To miało znaczyć, że "zawsze i na zawsze"? Kpina. Oczywiste jest, że ostatecznie stanie się tak jak zarządzi Klaus, niezależnie od zgody rodzeństwa.
Odcinek nasycony wielością i różnorodnością scen, zwrotów akcji i przesiąkniętych dramatyzmem sytuacji, co sprawia, że The Originals wciąż utrzymują swój dobry poziom. I tak… mimo że produkcja stoi na wysokim szczeblu, to niestety ciągle na tym samym. Czas na to, żeby Pierwotni wskoczyli na wyższe miejsce, a w tym mogłaby im pomóc zapowiedź z ostatniej sceny.
Poznaj recenzenta
naEKRANIEPoznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat