Polowanie
Ósmy odcinek Homeland to - zgodnie z zapowiedzią twórców - finał fazy drugiej trzeciego sezonu. Oczekiwany cliffhanger faktycznie zwiastuje zakończenie pewnego etapu i jednocześnie początek kolejnego.
Ósmy odcinek Homeland to - zgodnie z zapowiedzią twórców - finał fazy drugiej trzeciego sezonu. Oczekiwany cliffhanger faktycznie zwiastuje zakończenie pewnego etapu i jednocześnie początek kolejnego.
Oglądając ósmy epizod trzeciego sezonu Homeland zrozumiałem, że tę serię należy traktować jako etap przejściowy. Nie będzie w niej kolejnych wybuchów, szaleństw i emocjonujących zwrotów akcji, jak miało to miejsce podczas tropienia Abu Nazira. W obecnie emitowanym sezonie scenarzyści mozolnie budują podwaliny pod wydarzenia, których świadkami będziemy w czwartej i zapewne piątej serii. Trudno pisać tutaj o rozczarowaniu, bo serial wciąż zachowuje swój konspiracyjny, mocno nastawiony na wzajemne relacje i psychikę bohaterów klimat. Odważnie "wypisano" z niego Damiana Lewisa, pokazując go w ledwie jednym odcinku, ale sama produkcja na tym nie straciła. Mało tego – od dwóch tygodni zrezygnowano również z rodziny Brodych i dramatów Dany, co również wypadło na korzyść dla całej historii.
Tajemnice i dwuznaczności w Homeland to nic nowego. W czwartym odcinku trzeciego sezonu scenarzyści nabrali nas po raz pierwszy, wyjawiając misterny plan Saula i Carrie. Miesiąc później podczas emisji ósmego epizodu potwierdziło się, że głównym rozgrywającym tej serii jest Berenson. Świadczy o tym nie tylko scena u sekretarza stanu, gdzie bez skrupułów wyprasza z pokoju przyszłego szefa CIA, senatora Lockharta. Znacznie bardziej bezpośrednia i udowadniająca świetnie nakreślony przez Saula plan była wizyta w wenezuelskim mieście Catia La Mar, która zakończyła epizod. Pozostawiła ona wiele pytań i wywołała jeszcze więcej spekulacji związanych z czteroodcinkowym, trzecim aktem kończącym sezon.
[video-browser playlist="633764" suggest=""]
W Homeland od początku emisji byłem bardzo tolerancyjny w stosunku do wyczynów Carrie. Bez względu na to, czy sypiała z terrorystą, czy za nim płakała, czy w końcu przez niego szła do szpitala psychiatrycznego. Jakże znamienne były słowa Alexa Gansy podsumowujące drugi sezon, gdy stwierdził, że pod koniec pierwszej serii jedynie Carrie była przekonana, że Brody jest terrorystą, z kolei w finale kolejnego sezonu tylko ona wiedziała, że jest niewinny. Teraz Mathison twierdzi, że Brody jest ojcem jej dziecka, a to sprawia, że (jak to Carrie) zachowuje się irracjonalnie w najmniej spodziewanych momentach. Polowanie i próba dotarcia do prawdziwego zamachowca odpowiedzialnego za przestawienie samochodu Brody’ego kończy się niesubordynacją i postrzałem. Czy tylko mi wydaje się, że Saulowi bardzo na rękę jest sytuacja, w której terrorysta został wyeliminowany przez Franklina?
Trzecia seria prowadzona jest w dosyć ślamazarnym tempie. Świadczą o tym choćby wstawki z Mirą, które akurat mają uzasadnienie. To Saul jest kluczowym bohaterem tego sezonu, to on rozdaje karty. O ile świetnie idzie mu w pracy, tak nie do końca radzi sobie w życiu prywatnym, za co niebawem może słono zapłacić. Nie porywa też wątek Fary, który na chwilę obecną w rozwoju głównego wątku nie ma żadnego uzasadnienia. Jestem jednak przekonany, że niebawem się to zmieni.
Homeland w trzeciej serii nie elektryzuje widowiskowością. Scenarzyści piszą kolejne odcinki uważniej, z większą dbałością o szczegóły. W odpowiednich momentach puszczają do widza oko i pozwalają snuć teorie związane z finałem. Jestem jednak przekonany, że ten sezon nie będzie miał wyrazistego punktu kulminacyjnego. Jest tylko (albo i aż) wstępem do wydarzeń, które będziemy oglądać za rok. Mnie to nie przeszkadza. Produkcję stacji Showtime nadal ogląda się znakomicie.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat