Powstanie czarownic
Kiedy w The Originals na dalszy plan schodzą wątki obyczajowo-miłosne, a priorytet dostają ciekawe intrygi, serial wznosi się na swoje wyżyny.
Kiedy w The Originals na dalszy plan schodzą wątki obyczajowo-miłosne, a priorytet dostają ciekawe intrygi, serial wznosi się na swoje wyżyny.
Twórcy The Originals bardzo pozytywnie zaskakują, tworząc dość klimatycznego i charyzmatycznego łotra w osobie czarownika imieniem Papa Tunde. To postać niezwykle intrygująca, z ekranowym magnetyzmem i imponującymi umiejętnościami, które sprawiają, że serial staje się ciekawszy. Jego składanie ofiar w teraźniejszości wraz z pokonaniem Rebekah przekonuje i zarazem zaskakuje, bo nigdy dotąd nie widzieliśmy nikogo na tyle potężnego, kto byłby w stanie z taką łatwością uporać się z oryginalnym wampirem (Daviny nie liczę, bo nie była czarnym charakterem). Cieszy także samo starcie Papa Tunde z Klausem, gdyż w odróżnieniu od zabaw Daviny tutaj mamy okrutnego czarownika z doświadczeniem, czego efektem jest zabawa z przeciwnikiem jak z młokosem.
Dobrze wyglądają także retrospekcje, które rzucają trochę światła na sytuację w Nowym Orleanie w czasach I wojny światowej. Odpowiednie nakreślenie relacji Rebekah z Marcelem oraz ukazanie burzliwej przeszłości konfliktu z czarownicami cieszy i dostarcza rozrywki. Bezwzględna taktyka Klausa może się podobać, bo nie ma tu miejsca na ckliwe banały - zamiast tego jest bezkompromisowe okrucieństwo. W scenach z przeszłości twórcy także potrafią nas zaskoczyć czymś więcej niż klimatem. Postępowanie Marcela jest dość niespodziewane, ale w zdecydowanie pozytywnym sensie, bo choć działa z dość naiwnych pobudek, wątek efektywnie rozbudowuje tę postać. Zastanawia tylko mały brak konsekwencji - jeśli Marcel wiedział, jak Klaus pokonał Papa Tunde, to dlaczego dał się mu podejść, skoro taktyka Klausa w stosunku do niego była bardzo podobna?
[video-browser playlist="634118" suggest=""]
W wątku czarownic znajduję największą wadę The Originals i Pamiętników wampirów. Kiedy w końcu dostajemy charyzmatyczny czarny charakter pokroju Papa Tunde, twórcy dość szybko nam go zabierają, w zamian wprowadzając kobietę, która nie ma żadnej z wcześniej wspomnianych zalet. Jaki jest sens zamiany dobrego łotra na komicznie sztuczną czarownicę, która stroi przeraźliwie drewniane miny?
Trochę zaczynają męczyć wybuchy rozpaczy Rebekah. Pomysł na jej przejęcie inicjatywy i walkę o jakąś lepszą pozycję to posunięcie warte rozwoju, ale nie może poruszać się takim torem. Zamiast skupić się na jej poczynaniach, twórcy serwują nam jej tyrady, jaki to Klaus jest zły i jak to ona ma dość. Rebekah nie ma doświadczenia, więc nie dziwota, że Elijah tak szybko ją rozpracowuje. Oby scenarzyści mieli na to lepszy pomysł.
The Originals po słabszych odcinkach oferuje nam sporo wrażeń i historię, która wciąga i intryguje. Kilka momentów imponuje ładnym doborem muzycznym, dzięki któremu zbudowano dobry klimat.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat