Riff Raff. Zabójcza rodzina – recenzja filmu
Riff Raff. Zabójcza rodzina to film z bardzo fajnym pomysłem. Szkoda, że finalnie wyszła z tego bardzo nierówna produkcja.
Riff Raff. Zabójcza rodzina to film z bardzo fajnym pomysłem. Szkoda, że finalnie wyszła z tego bardzo nierówna produkcja.

Film Riff Raff. Zabójcza rodzina, wyreżyserowany przez Dito Montiela na podstawie scenariusza Johna Pollono, wyraźnie nawiązuje do wczesnych dzieł Quentina Tarantino. Choć nie brakuje w nim ekscentrycznych dialogów i nielinearnej narracji, same postacie nie są szczególnie intrygujące, a odkrywanie ich tajemnic rzadko bywa angażujące.
Z jakim gatunkiem filmu właściwie mamy do czynienia? W sieci można znaleźć informacje, że Riff Raff. Zabójcza rodzina to komedia kryminalna, ale taki opis nie oddaje w pełni gatunkowej różnorodności. Montiel całkiem sprawnie balansuje między komedią a dramatem. Ba, początek jest wręcz sielankowy — akcja rozpoczyna się od spokojnych perypetii w wakacyjnym domu Vincenta (Ed Harris), byłego przestępcy, który próbuje ułożyć sobie życie u boku drugiej żony Sandy (Gabrielle Union) i jej syna, DJ-a (Miles J. Harvey). Sielanka zostaje zakłócona przez przyjazd syna Vincenta, Rocco (Lewis Pullman), jego ciężarnej dziewczyny Mariny (Emanuela Postacchini) oraz byłej żony Ruth (Jennifer Coolidge). Rocco twierdzi, że zerwał z przestępczą przeszłością, ale wyraźnie coś ukrywa. Pochodząca z Włoch Marina oraz bezpośrednia i kontrowersyjna Ruth wprowadzają do domu sporo zamieszania. Film staje się przez to dość chaotyczny – zarówno pod względem narracyjnym, jak i tonalnym. Niestety, często również zawodzi pod względem komediowym. Jeśli początek miał być zabawny, to poza dobrymi intencjami niewiele z tego wyszło. Choć nietypowa, patchworkowa rodzina stwarza okazje do serwowania gagów, większość z nich pozostaje zdecydowanie poniżej oczekiwań.
Choć przejście od lekkiego, komediowego tonu do poważniejszej tematyki wypada całkiem sprawnie, nie oznacza to, że pierwsza część filmu rozpieszcza widza humorem. Zdecydowanie ciekawiej robi się wtedy, gdy na ekranie pojawia się tajemniczy duet gangsterów: Leftie (Bill Murray) i Lonnie (Pete Davidson), którzy mają własne porachunki z Rocco. Szkoda tylko, że to właśnie rodzina Vincenta otrzymuje więcej czasu ekranowego. Duet Murray–Davidson prezentuje się w akcji znacznie bardziej interesująco i z łatwością kradnie każdą scenę, w której się pojawia. Wyróżniają się na tyle mocno, że można mieć poczucie oglądania dwóch filmów, ale tym lepszym jesteśmy raczeni rzadziej.
Jak u wczesnego Tarantino, nie wszystko jest takie, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Scenariusz opiera się na założeniu, że widz stopniowo będzie odkrywał skomplikowane relacje między bohaterami, a liczne tajemnice z czasem zostaną rozwikłane. Czy zmarły ojciec DJ-a naprawdę był tak zły, jak twierdzi Vincent? Dlaczego w scenie otwierającej syn mierzy z broni w głowę przyszywanego ojca? W co znowu wpakował się Rocco? Co tak naprawdę dzieje się z wiecznie odurzoną Ruth? Jakie intencje kryją się za działaniami duetu gangsterów? Twórcy starają się wzbudzić ciekawość widza, ale mnie osobiście angażowało to w niewielkim stopniu. Przez większą część pierwszej połowy filmu tajemnice te były mi raczej obojętne – z wyjątkiem wątku Rocco, który jako jedyny przyciągał uwagę. Lewis Pullman dostał tu szansę zagrania postaci niejednoznacznej moralnie: to „dobry facet”, ale z łatwością traci panowanie nad sobą, co pozwoliło aktorowi pokazać więcej emocji niż w dotychczasowych rolach.
Jak można zauważyć, obsada jest naprawdę interesująca. Ed Harris jak zwykle portretuje swoją postać bez zarzutu, Gabrielle Union to klasa sama w sobie, a Bill Murray – mimo że gra w charakterystyczny dla siebie sposób na jednej nucie – w duecie z Pete’em Davidsonem tworzy na ekranie nieoczywiste, ale efektowne widowisko. Problem pojawia się jednak przy wyborze kierunku twórczego, który poświęca sporo czasu zupełnie nieciekawym wątkom. DJ jest sympatyczny, ale z czasem bardziej irytuje, niż intryguje. Podobnie jest z Ruth – na początku jej przeszłość i losy budzą pewne zainteresowanie, jednak szybko staje się nużąca. Na szczęście postać Sandy – to taki kontrapunkt dla szeregu ekscentrycznych bohaterów – otrzymuje odpowiednio więcej głębi i wyróżnia się na tle reszty.
Za napięcie służy eskalowanie wydarzeń i perspektywa nieuniknionego spotkania wszystkich bohaterów w jednym miejscu, co też jest charakterystyczne dla filmów Tarantino. Wszystko, co miało jednak zaskoczyć widza, wypada raczej przeciętnie – pozbawione jest solidnych podstaw. Brakuje sytuacji, w której widz mógłby rezonować z postaciami, bo mimo płynnego przejścia gatunkowego, nie udaje się odpowiednio wykorzystać instrumentów różnorodnej tkanki gatunkowej, przez co zarówno strona humorystyczna, jak i emocjonalna wypada słabo. Świetni aktorzy potrafią wydobyć ze scenariusza więcej, niż ten ma do zaoferowania, jednak wszelkie oryginalne i nietypowe elementy toną w przeciętnej reżyserii. Był potencjał na dużo więcej, szkoda więc, że Riff Raff. Zabójcza rodzina to film przeciętny.
Poznaj recenzenta
Michał Kujawiński


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 53 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 73 lat
ur. 1988, kończy 37 lat

