Riverdale: sezon 3, odcinek 7 – recenzja
Riverdale skacze pomiędzy konwencjami jak wielkanocny królik. Jeszcze tydzień temu mieliśmy kryminalną operę mydlaną, a teraz dostajemy dziwaczne połączenie opowieści drogi z mroczną historią o zakładzie zamkniętym oraz intrygą z kasynem w roli głównej.
Riverdale skacze pomiędzy konwencjami jak wielkanocny królik. Jeszcze tydzień temu mieliśmy kryminalną operę mydlaną, a teraz dostajemy dziwaczne połączenie opowieści drogi z mroczną historią o zakładzie zamkniętym oraz intrygą z kasynem w roli głównej.
Motywem przewodnim każdego z wątków jest Król Gargulców oraz Hiram Lodge. Twórcy już od kilku odcinków sugerują nam, że to właśnie ojciec Veronici jest mistrzem toczącej się gry. Jak to zwykle z takimi sugestiami bywa, mogą one jednak okazać się fałszywe. Nie wyjawia się głównego złego w połowie sezonu, więc istnieje również ewentualność, że ktoś inny terroryzuje mieszkańców Riverdale. Nie zmienia to faktu, iż Lodge budowany jest w znamienny dla czarnych charakterów sposób, a jego działania skierowane są przeciwko głównym bohaterom serialu. W bieżącym epizodzie odgrywa on kluczową rolę w każdym z toczących się wątków.
Omawiany odcinek podzielony jest na trzy segmenty. Tym razem twórcy postanowili inaczej ułożyć formę opowieści. Zamiast tradycyjnej serialowej narracji i przenikania się poszczególnych historii, wątki prezentowane są po kolei – gdy jeden się kończy, rozpoczyna się kolejny. Jako że bohaterowie każdej z części znajdują się w zupełnie innych miejscach, poszczególne segmenty mają w miarę autonomiczny charakter. Czy taki zabieg robi dobrze Riverdale? Tak, ponieważ nieco systematyzuje historię oraz wprowadza porządek i równowagę w pędzącej na złamanie karku fabule. Tym razem, zamiast skakać po poszczególnych wątkach, możemy prześledzić jeden do końca, a następnie zająć się kolejnym. Ten literacki charakter narracji sprawia, że całość po prostu lepiej się ogląda.
Forma działa na korzyść odcinka, a jak sprawa wygląda z treścią? Pierwsza część prezentuje losy Archiego i Jugheada na gigancie. Druga skupia się na Veronice otwierającej kasyno. Trzecia natomiast przenosi nas do szpitala dla psychicznie chorych, gdzie Betty przeżywa ciężkie chwile. Która opowieść wydaje się najciekawsza? Pierwsza, stylizowana na historię , jest bardzo prosta i niespodziewanie szybko się kończy. Wątek Veronici to znamienne dla formuły Riverdale rozwiązanie– nastolatka staje się biznesowym mastermindem, który z uśmieszkiem na ustach rozgrywa wszystkich wokoło. Losy Betty również przedstawione są w charakterystyczny dla serialu CW sposób. Tutaj twórcy korzystają do woli z gatunkowych klisz kina grozy, gdzie królują mroczne sekrety i niepokojące tajemnice.
Każdy z wątków służy podbudowaniu Hirama Lodge’a, jako głównego antagonisty bieżącego sezonu. Po obejrzeniu epizodu mamy mieć pewność, że to on jest właśnie Królem Gargulców. Aby zbudować u nas takie przekonanie, twórcy kreują trzy opowieści, które fabularnie nie wychodzą jednak ponad przeciętność. Abstrahując już od licznych absurdów, epizod po prostu jest mało atrakcyjny. Jedyny intrygujący motyw wprowadza Ethel, która spotyka Betty w zakładzie zamkniętym. Bohaterka pisana jest również schematycznie (niestabilna manipulatorka), ale przynajmniej robi się ciekawie, gdy pojawia się na ekranie. Aktorka całkiem nieźle radzi sobie z interpretacją takiej postaci, a zestawienie jej z niewinną Betty, tylko działa na jej korzyść.
Niestety pozostałe motywy nie są w stanie przykuć do ekranu. Wizyta Archiego i Jugheada na farmie rozpoczyna się intrygująco, ale wraz z pojawieniem się Hirama niepokojąca atmosfera pryska. Działania Veronici to również odgrzewany kotlet. Nieco ciekawiej jest u Betty. Ta mroczna muzyka, odstręczające pielęgniarki i dziwacznie uśmiechnięte pacjentki. Atmosfera może się podobać, ale pod względem scenariuszowym o fajerwerkach nie ma mowy. Siły odcinka należy upatrywać raczej w sprawności, z jaką twórcy lawirują pomiędzy konkretnymi konwencjami. Każdy z segmentów ma diametralnie inną estetykę. U Archiego jest oszczędnie i surowo, u Veronici tradycyjnie na bogato, a historia Betty przynosi nam natomiast klaustrofobiczny klimat. Riverdale umiejętnie korzysta z cech charakterystycznych kina gatunkowego. To od zawsze było siłą tego serialu, a przy omawianym epizodzie rzuca się wyjątkowo mocno w oczy.
Epizod nie popchnął mocno wątku przewodniego do przodu. Dowiedzieliśmy się jedynie, że Hiram Lodge ma olbrzymie wpływy, a Król Gargulców czczony jest w wielu miejscach w mieście i poza nim. Betty poddała się szpitalnej indoktrynacji, a Jughead i Archie planują odwiedzić matkę tego pierwszego. Mimo ciekawej estetyki niewiele się więc tutaj dzieje. Typowy odcinek przechodni, który spowalnia tempo, systematyzuje wydarzenia i „robi smaka” przed kolejnymi przygodami. Miejmy nadzieję, nieco bardziej rozbudowanymi fabularnie.
Źródło: zdjęcie główne:CW
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat