Sherlock Holmes: Chapter One - recenzja gry
Ukraińskie studio Frogwares w grze Sherlock Holmes: Chapter One postanowiło przybliżyć nam początki działalności słynnego detektywa. Jak wyszło?
Ukraińskie studio Frogwares w grze Sherlock Holmes: Chapter One postanowiło przybliżyć nam początki działalności słynnego detektywa. Jak wyszło?
Już od 2002 roku ukraińskie studio Frogwares serwuje nam gry z jednym z najsłynniejszych detektywów w historii. Sherlock Holmes, bo to o nim mowa, rozgościł się na ekranach naszych komputerów i konsol na dobre, a każdą zagadkę rozwiązywał w mig. Ale czy nie ciekawiło was, jak to się wszystko zaczęło? Teraz nie musicie się już zastanawiać – odpowiedzią jest gra Sherlock Holmes: Chapter One.
Grałem w każdą z części przygód Sherlocka, którą wyprodukowało to studio, ale największy przeskok jakościowy dostaliśmy przy okazji części Crimes & Punishments z 2014 roku. Gra okazała się na tyle dobra, że zaledwie dwa lata później deweloperzy poszli za ciosem i wydali jeszcze lepsze The Devil’s Daughter. Miałem jednak wrażenie, że o ile fabularnie i mechanicznie wypadła ona niezwykle wysoko, formuła gry powoli się wyczerpywała.
Frogwares postanowili przy okazji Chapter One wysłuchać moich próśb i dokonali wystarczająco zmian, aby mówić o nowej jakości w świecie przyszłego mieszkańca apartamentu przy Baker Street 221B. Największą z nich jest przekształcenie gry liniowej z zamkniętymi lokacjami w grę z otwartym światem. Owszem, wiele zadań opiera się na wchodzeniu do różnego rodzaju budynków (posterunek policji, siedziba lokalnej gazety, ratusz, rezydencje, etc.), ale sporo czasu spędzimy, biegając po mieście, odkrywając nowe lokacje, sklepy, miejsca szybkiej podróży, zbierając skarby, etc.
W momencie, gdy poznajemy Sherlocka, nie jest on jeszcze znanym i docenianym detektywem, a młodym, wkraczającym w dorosłe życie mężczyzną, który dopiero musi znaleźć swoje miejsce w świecie. Przybywamy na fikcyjną wyspę Cordona, na której znajduje się siedziba rodu Holmesów. Z pewnego powodu, którego nie przedstawię, gdyż jego odkrycie stanowi oś fabularną nowej części, w dzieciństwie opuścił to miejsce. Teraz powraca i odkrywa tajemnicę swojej przeszłości.
Towarzyszem Sherlocka jest Jon, niewidzialny przyjaciel z dzieciństwa, który jest u boku głównego bohatera od lat. Nikt go nie widzi, ale jest on w stanie pomagać nam przy rozwiązywaniu zagadek, dodając trafne uwagi, pomagając nam, gdy się zatrzymamy i nie wiemy, co zrobić. Jego obecność to kolejny z wątków opowieści.
Fabularnie dostajemy 30 misji, z czego tylko pięć to misje główne. Pozostałe to zadania poboczne, które odkrywamy sami, spacerując po mapie, rozmawiając z ludźmi, podsłuchując rozmowy czy czytając pozostawione tu i ówdzie informacje. A są to sprawy różnego kalibru. Część z nich nie zajmie nam więcej niż 10-15 minut, a na pozostałe – jeżeli potrafimy szybko wyciągać wnioski – poświęcimy po co najmniej 30-40 minut (lub więcej, jeśli się gdzieś zgubimy). Na skończenie wszystkiego poświęcimy około 20-25h, z czego wątek główny zajmie nam około 10-12 godzin. Uważam, że zarówno główna opowieść, jak i sprawy poboczne są na tyle ciekawe, że warto się w nie zagłębić.
Rozwiązując zagadki, natrafimy na różne mechaniki. Najbardziej podstawową jest oczywiście oglądanie różnych przedmiotów, zbieranie śladów. Część z nich będziemy mogli poddawać analizie chemicznej, która jest swojego rodzaju minigrą matematyczną. Na podstawie zebranych wiadomości, rozmów, wyciągamy wnioski i rozwiązujemy zagadki.
Większe sprawy dodatkowo – tak jak w poprzednich grach – mają swoje oddzielne strony związane z dedukcją, a połączenie dwóch właściwych elementów daje nam dalsze informacje i wnioski, na podstawie których decydujemy się na wydanie decyzji. Często są to oskarżenia, które jedną czy drugą osobę wyślą na szafot, ale również możemy – jeśli taka nasza wola – część z tych osób wypuścić bądź nie informować o ich przewinieniu policji.
Oczywiście, nie wszystkiego dowiemy się na miejscu przestępstwa. Przesłuchania czy oględziny dadzą nam tylko wskazówki, a dodatkowych informacji musimy szukać w aktach policji, starych gazetach czy kronikach ratusza. To była dla mnie najnudniejsza część gry, gdyż czasem po prostu nie widziałem, jakich słów kluczowych użyć. Dodatkowo, zaznaczając jakąś poszlakę i rozmawiając z ludźmi, dostaniemy inne informacje niż gdybyśmy mówili do nich bez wybranego dowodu. Dlatego właśnie uważam, że gra może sprawić problem osobom, które nie mają smykałki lub doświadczenia w wyciąganiu wniosków.
Największą zmianą są moim zdaniem sekwencje związane z walką. Wchodząc do części pomieszczeń, Sherlock zamienia się w rasowego rewolwerowca, mierząc się na niewielkiej przestrzeni z przeciwnikami. A tych mamy do wyboru bez liku. Możemy ich po prostu zabić, ale więcej punktów (i co za tym idzie kasy) dostaniemy za aresztowanie jednostki. Dokonujemy to poprzez ukończenie krótkiej sekwencji QTE. Aby jednak ją uaktywnić, musimy najpierw danego delikwenta spacyfikować. Do dyspozycji mamy więc możliwość strzelenia w znajdujący się na jego ciele słaby punkt (często występujący na plecach). Jeśli jednak osoba ma na sobie pancerz, musimy najpierw odstrzelić każdą z jego części, a potem trafić w odpowiedni punkt. Do pomocy przychodzą nam również elementy otoczenia, np. płonące pod sufitem lampy z węgielkami czy rury z gorącą parą. Cieszy oczywiście możliwość całkowitego przeskoczenia tych sekwencji, dla osób nieradzących sobie z elementami akcji czy po prostu chcących się skupić tylko na rozwiązywaniu zagadek.
Dodatkowym elementem podczas naszych śledztw jest konieczność przywdziewania określonych elementów odzienia czy kamuflażu, na który składają się m.in. odpowiedni zarost, makijaż i strój. Część osób chętniej porozmawia z policjantem, a inne z robotnikiem, bo z personą ubraną w strój klasy wyższej nie ma co gadać. Barman powie prawdę tylko marynarzowi, a pewna właścicielka apartamentowca – członkowi bohemy. Strojów w grze jest kilkadziesiąt, więc możliwości jest bez liku.
Oprawa graficzna gry to prawdziwa uczta dla oczu. Otwarty świat wygląda przepięknie, zwiedzanie różnorakich dzielnic, z których każda ma swój niepowtarzalny charakter, to ogromna frajda. Dostaliśmy grafikę na miarę konsol nowej generacji. Boli tylko fakt, że momentami przy szybszym biegu wita nas delikatne gubienie klatek animacji czy stuttering. Nie doświadczymy zwolnień w zamkniętych pomieszczeniach. W gruncie rzeczy nie przeszkadza to jednak w grze i jej ogólnym odbiorze.
Melodie to również dźwięki, które są, ale które absolutnie nie przeszkadzają w odbiorze gry, nie zapadają również w pamięć. Ot, spełniają swoje zadanie, budując atmosferę. Nic złego więc na ich temat napisać nie mogę.
Dla mnie każda kolejna gra z serii to mały krok naprzód. Przejście w otwarty świat okazało się najlepszym z możliwych scenariuszy. Mapa jest na tyle duża, że można znaleźć na niej i umieścić w niej odpowiednią liczbę zadań, a jednocześnie na tyle mała, że nie spędzimy wieków, biegnąc z jednego jej końca na drugi. Mam nadzieję, że każda kolejna gra będzie miała coraz bardziej rozbudowany ten element rozgrywki. Zagadki, które otrzymujemy, są o różnym poziomie trudności, niektóre trywialne, inne wymagające skupienia i uważnego czytania, wyciągania wniosków. Wszystkie doskonale budują świat młodości Sherlocka.
Bałem się również o wykreowane postaci. Główna piątka spisuje się w grze znakomicie, są one wiarygodne i nawet przez moment nie odczuwałem żadnych zgrzytów z tego powodu. Wszystko razem sprawiło, że nawet przez moment gry nie odczułem znużenia. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnej gry od tego studia. Obym nie musiał czekać długo.
Plusy:
- zmiana formuły na open world;
- oprawa;
- różny poziom zagadek i fabuła;
- polska wersja językowa (dla niektórych).
Minusy:
- delikatny stuttering;
- niektóre zagadki jednak zbyt zagmatwane.
Poznaj recenzenta
Michał JankowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat