Słodki koniec dnia - recenzja filmu [44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni]
Data premiery w Polsce: 10 maja 2019Słodki koniec dnia stoi nie tylko znakomitą kreacją Krystyny Jandy i wysmakowanymi krajobrazami Toskanii. Przede wszystkim jest to dzieło pełne bardzo współczesnej i niezwykle ważnej treści.
Słodki koniec dnia stoi nie tylko znakomitą kreacją Krystyny Jandy i wysmakowanymi krajobrazami Toskanii. Przede wszystkim jest to dzieło pełne bardzo współczesnej i niezwykle ważnej treści.
Akcja filmu Słodki koniec dnia rozgrywa się w etruskim mieście Volterra. Bohaterką jest Maria Linde (Krystyna Janda), poetka i laureatka nagrody Nobla. W swoim pięknie położonym domu mieszka z mężem, córką oraz dwójką wnucząt. Wiodą z pozoru spokojne życie w promieniach włoskiego słońca. Wszystko zmienia się jednak po tragicznym wydarzeniu, które miało miejsce w Rzymie, niezwykle ważnym dla kultury europejskiej miejscu.
Sam początek jest spokojny, można rzec, że nawet sielankowy. Zjawiskowe krajobrazy i świetna praca kamery pokazuje nam idealne miejsce do spędzenia wakacji i wypoczynku, budząc przy tym skojarzenia do filmu Tamte dni, tamte noce. Podobnie jak w dziele Luca Guadagnino, tutaj także budowany klimat nie jest bez znaczenia i podkręca gęstniejącą z każdą minutą filmu atmosferę. Oglądamy życie bohaterki, która osiągnęła wszystko na swojej zawodowej ścieżce kariery i nie zamierza tylko siedzieć z książką przy kominku. Mimo sześćdziesięciu lat, nie czuje się staro i chce korzystać z pełni życia. Staje się to jednak dużo trudniejsze po wspomnianym dramacie, który w filmie Jacka Borcucha mocno akcentowany jest czarną planszą i krzykami niewinnych ludzi.
Słońce nad Volterrą dalej świeci, ale nie da się nie zauważyć zmian, które zamach w Rzymie spowodował w społeczeństwie. Rozpoczyna się debata na współczesne nam tematy i chcąc nie chcąc, musimy skonfrontować nasze własne przekonania z tym, co wygłasza Maria Linde. Jej przemowa jest mocna, odważna i charakterna, ale także okrutnie niepoprawna politycznie. Można pomyśleć, że oglądamy tylko performans artystki i trudno nam uwierzyć, że tak właśnie ona postrzega rzeczywistość. Kolejne jej czyny oraz relacja z młodym mężczyzną pochodzącym z Egiptu świadczą, że twórca delikatnie igra z naszą recepcją tej historii.
Słodki koniec dnia bez dwóch zdań nie jest filmem pozbawionym wad. Niektóre słowa i gesty pojawiające się na ekranie mogą budzić skojarzenia z tanią publicystyką lub formą felietonu rozprawiającego o setce problemów współczesnego świata. Osobiście bardzo doceniam humanistyczną rozprawę i sposób, w jaki Borcuch wyzbył się moralitetów, ale niekiedy obraz i jego treść rzeczywiście są sobie dalekie i mogą wręcz irytująco wpłynąć na ostateczny odbiór.
Niesamowita jest jednak kreacja Krystyny Jandy. Intensywna, ekspresyjna i pełna wdzięku. Jej postać jest też niezwykle złożona i zostało to znakomicie pokazane przez aktorkę, choćby w relacjach z córką (Kasia Smutniak), mężem oraz młodym obywatelem Egiptu. Maria Linde uobecnia też humanizm, o którym wspomniałem wyżej - nie ma tutaj labiryntów i gmatwania prostych myśli. Istotne są jednak nie tylko słowa, ale też gesty i choć przemowa głównej bohaterki jest tutaj niezwykle przełomowa dla całej historii, to jednak stanowi tylko świetną nadbudowę jej charakteru.
Przesłanie Borcucha jest więc czytelne i natłok wątków nie przesłania głównej myśli reżysera o współczesnym świecie. Jednak prócz świetnej pracy kamery i genialnej Jandy, kluczowe po seansie staje się nasze własne podejście i polemika z dziełem artystycznym. Została zaprezentowana konkretna myśl, bez podtekstów i narzucania swojego zdania. To od nas zależy, co z tym zrobimy. Jako odbiorcy mamy do tego przecież pełne prawo i widać doskonale, że reżyser takim podejściem kierował się, tworząc swoją historię.
Źródło: Fot. Filip Blank/materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat