Ostatni odcinek drugiego sezonu The Boys był wspaniały. Jednak zaczął się dość spokojnie, gdy tylko przypomnimy sobie krwawą końcówkę poprzedniego epizodu. Twórcy po prostu przygotowywali grunt pod finałowe starcie z supkami, co jest zupełnie normalną rzeczą. Mimo wszystko nie oglądaliśmy walki z czasem czy rosnącego napięcia, lecz staranne prowadzenie historii. Największe emocje pojawiły się w odpowiednim momencie, a każdy element fabuły miał swoje logiczne uzasadnienie. I to udało się idealnie. Wyjątkowo spokojnie, a wręcz rodzinnie rozwijał się wątek Homelandera, który spełniał się, jako ojciec. Można było przeczuwać, że ta miła atmosfera długo nie potrwa i Ryan zatęskni za matką lub dopadnie go kryzys. Bardzo pozytywnie zaskakiwała rozmowa od serca Homelandera z synem. Gdybyśmy nie znali jego socjopatycznego, porywczego charakteru, to moglibyśmy uznać, że jest świetnym, empatycznym tatą. Rozumie chłopca, bo sam przez to przechodził. I to jest fajne w tym serialu, że Homelander nie jest postacią jednowymiarową, a twórcy wykorzystują ten kontrast w jego zachowaniu. Z jednej strony jest narcystycznym, bezwzględnym mordercą, a z drugiej pokazuje też ludzką twarz. Natomiast ważne było dla fabuły to, że on i Stormfront uczyli Ryana używania mocy, co później doprowadziło do kulminacji wydarzeń i tragicznych konsekwencji. Podobnie jak w jednym z wcześniejszych odcinków Annie i Hughie zjednoczyli siły, aby spróbować zgodnie z literą prawa wymierzyć sprawiedliwość supkom. Dzięki ich wspólnym scenom w aucie i muzyce Billy'ego Joela w tle, twórcy sięgnęli do korzeni, kiedy to w pierwszym sezonie ich relacje były wiodącym tematem. W drugiej serii oglądaliśmy ich mniej, ale w wystarczającej ilości, aby widzów nie zanudzić, a jednocześnie dalej rozwijać wątek uczuciowy. Wciąż był nieco mdły, ale w duchu ich charakterów. Stworzyli ciekawy duet, ale mimo to nie przekonali Queen Maeve. Za to niespodziewanie otrzymali akta od A-Traina, co pomogło wdrożyć plan odzyskania Ryana i dopadnięcia supków. Z kolei spotkanie Rzeźnika ze Stanem Edgarem nie miało w sobie tyle napięcia co to z Vogelbaumem. Pokazało bezwzględność Billy’ego - jest on w stanie zrobić wszystko dla żony, nawet poprosić o pomoc wroga. Giancarlo Esposito, jak zwykle znakomicie wciela się w czarny charakter. I trzeba powiedzieć, że w Edgarze możemy dostrzec sporo podobieństw do Gusa z Breaking Bad . Szczególnie, gdy zachowuje fałszywą uprzejmość. Emanuje podobną energią i pewnością siebie. Dobrze wpasował się w serial, kreując solidną postać. Zresztą interesującym bohaterem był  też Alastair Adana, zarządzający Kolektywem. Grający go Goran Visnjic świetnie wzbogacił ten sezon.
fot. Amazon Studios
+3 więcej
Gdy już plan został ułożony, można było zacząć zacierać ręce na to starcie z supkami, które nie poszło po myśli protagonistów. Jednak nie można mu odmówić widowiskowości. Nie brakowało efektownych wybuchów, fruwających samochodów i błyskawic. Efekty komputerowe imponowały, bo jak na serialowe standardy prezentowały się świetnie. Starlight walcząca ze Stormfront (obie korzystały ze swoich mocy) to było coś, na co czekaliśmy od początku sezonu. Błyskało się, aż miło. Dodatkowych emocji dodały rozweselona Kimiko i Maeve, które dołączyły do walki, aby gołymi rękoma wymierzyć sprawiedliwość na nazistce. Było w tym coś zabawnego i satysfakcjonującego. Można powiedzieć, że „dziewczyny dają radę”, a tytuł serialu nie jest do końca adekwatny. Emocje towarzyszyły również wątkowi Billy’ego, który najpierw nie potrafił złamać danej Becce obietnicy, ale zostało mu to wybaczone. Jednak to finał całego starcia z supkami przyniósł ich kulminację. To chyba nowa moda, żeby tego rodzaju sceny rozgrywały się w lesie (tak było na przykład w Avengers: Wojna bez granic). Twórcy czerpią inspirację od najlepszych. Sytuacja była pełna napięcia i doprowadziła do wykorzystania mocy przez Ryana pod wpływem nienawiści. Celowo najpierw pokazano nam makabrycznie okaleczoną Stormfront, żeby po chwili zaskoczyć widokiem wykrwawiającą się Becki, aby jak najmocniej uderzyć w emocje widzów. Jej śmierć była wzruszająca, a aktorzy zagrali z dużym zaangażowaniem. Dodatkowego smutku dostarczał tym scenom chlipiący na boku Ryana, w którego wciela się Cameron Crovetti. On również zagrał nie najgorzej, ale trochę bez przekonania. Zanosiło się na to, że Rzeźnik dopadnie chłopca, bo w jego oczach była żądza mordu (niesamowity Karl Urban). Przez chwilę wstrzymywało się oddech, do czego może dojść. Ale koniec całego starcia był niespodziewany, bo widzowie doświadczali innych emocji. Nagle Homelandera i Billy’ego połączył ten sam ból straty i jeden cel. To było coś nieoczekiwanego, co zaskakiwało. Butcher jednak postąpił właściwie, wypełniając ostatnią wolę Becki, próbując bronić Ryana. Sytuację uratowała znowu Maeve, która po raz drugi wyrosła, jak spod ziemi i przechyliła szalę zwycięstwa. Szantaż nie był aż tak satysfakcjonującym zwieńczeniem tej konfrontacji bohaterów, bo liczyliśmy na większe „fajerwerki”. Z drugiej strony rozegrało się to wszystko w sferze emocjonalnej. To nie mięśnie zadecydowały o trumfie, lecz serce, rozum i opanowanie. To coś wyjątkowego. Po tylu emocjach przyszedł czas na domknięcie wszystkich wątków. Zupełnie jakby twórcy nie spodziewali się przedłużenia The Boys o kolejny sezon, co też wyszło na dobre, ponieważ zakończenie nie rozczarowywało i było w dobrym tonie. Pożegnania z postaciami były sympatyczne (Francuz i Kimiko), romantyczne (Hughie i Annie) i słodko-gorzkie (Rzeźnik i Ryan). A także zaskakujące nie tylko za sprawą Kolektywu, który pociągał za sznurki, aby osiągnąć swoje cele, ale przede wszystkim przez Victorię Neuman. To ona stała za morderstwami podczas przesłuchania w Kongresie, co szokowało. Twórcom udała się ta niespodzianka w końcówce odcinka. W drugim sezonie wiele uwagi poświęcono manipulacjom ze strony korporacji i kościoła, budowaniu medialnego wizerunku, popularności. W finałowym epizodzie twórcy również nie zapomnieli skłonić widzów do refleksji, zamieszczając na samym jego początku niepokojący film instruktażowy z obrony przed superzłoczyńcą. Nie trudno się domyśleć, że to metafora problemu dostępności broni w USA. Natomiast bardziej zaimponowała mi wypowiedź Stormfront, która powiedziała najmądrzejsze słowa w tym serialu o popularności swoich nazistowskich przekonań i ich toksycznym wpływie na społeczeństwo. Ludzie nie lubią tylko słowa „nazi” – fenomenalny komentarz do współczesnego świata i manipulacji ze strony polityków i mediów. A do tego bardzo odważny. Trzeba powiedzieć, że ten sezon należał do Homelandera, który jest wielowymiarową postacią z problemami. Antony Starr jest kapitalny w tej roli. Twórcy czuwali nad rozwojem tego superbohatera, który ostatecznie pokazał, że najbardziej liczy się dla niego miłość jego fanów, co jest w pewnym sensie tragiczne i smutne. Z kolei ta seria nie należała do Deepa i A-Traina, którzy byli postaciami drugoplanowymi. Na szczęście znalazło się przy nich nieco humoru na osłodę. Finałowy odcinek postawił bardziej na akcję niż na humor, ale kilka żartobliwych momentów, szczególnie przy Kimiko, mogło rozbawić. Dodatkowe chwile radości mieli też fani Nie z tego świata, którzy na pewno zauważyli kilka easter eggów od shworunnera serialu, Erica Kripkego. Ostatni odcinek The Boys był fantastyczny i pełen emocji, jak na finał sezonu przystało. Efekty specjalne nie zawiodły, podobnie jak fabuła. Jedynie można mieć lekki niedosyt po walce ze Stormfront, w której zabrakło postawienia kropki nad i. Wybór lasu, jako miejsce ostatecznej konfrontacji Homelandera z Butcherem też nie był fortunny i nie robił dużego wrażenia. Natomiast drugi sezon był niezwykle makabryczny, szalony, pełen czarnego humoru, a także tematów dających do myślenia. Poznaliśmy również przeszłość głównych bohaterów, co pozwoliło widzom jeszcze bardziej z nimi sympatyzować. Druga seria była nieco lepsza od także świetnego pierwszego sezonu. Oczywiście to nie koniec historii The Boys, ponieważ potwierdzono powstanie trzeciego sezonu. Dzięki zakończeniu wątku zemsty Rzeźnika, który nieco przygasł w tej serii, twórcy mają teraz wiele swobody fabularnej. Mogą pozwolić sobie na znacznie więcej, a inspiracji w komiksie nie brakuje. Jesteśmy gotowi na więcej cynicznego szaleństwa w The Boys!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj