The Expanse: sezon 6, odcinek 2 i 3 - recenzja
Data premiery w Polsce: 3 listopada 2016W The Expanse trwa wojna i w najnowszych odcinkach serialu jest to bardzo odczuwalne. Odsłony mają odpowiednie tempo, są emocje i interesujące sceny akcji. Przez większość czasu towarzyszy nam napięcie i w zasadzie brakuje jedynie zakrojonych na szeroką skalę epickich bitew.
W The Expanse trwa wojna i w najnowszych odcinkach serialu jest to bardzo odczuwalne. Odsłony mają odpowiednie tempo, są emocje i interesujące sceny akcji. Przez większość czasu towarzyszy nam napięcie i w zasadzie brakuje jedynie zakrojonych na szeroką skalę epickich bitew.
Twórcy The Expanse zadbali o to, żeby walka toczyła się praktycznie na każdym froncie. Podczas wojny nie ma miejsca na wytchnienie i relaks, o czym dobitnie przypominają nam wydarzenia z bieżącego sezonu. Takie rozwiązanie świetnie działa w służbie wszechobecnego napięcia i akcji, która rzadko kiedy gubi swój rytm. Ktoś tu odrobił lekcje po niezbyt udanym poprzednim sezonie. Dzięki temu pod względem konstrukcji odcinków wracamy do (chyba najlepszej) trzeciej serii The Expanse. Dysonans wprowadza jedynie bajkowa estetyka Lakonii, co jest oczywiście celowym zabiegiem. Enigmatyczne prologi odcinków mają z pewnością głębszy sens, jednak nie znamy jeszcze ich prawdziwego znaczenia. Ta tajemnica miło łechta naszą ciekawość, zmuszając do dalszego śledzenia wydarzeń.
W drugim i trzecim odcinku wojna toczy się praktycznie wszędzie. W kosmosie trwa walka podjazdowa i partyzancka. Stacje kosmiczne są wykorzystywane przez strony konfliktu, a życie ludzi je zamieszkujących nie ma żadnego znaczenia dla walczących. Politycy rozgrywają swoje partie, wykorzystując media do szerzenia propagandy. Poszczególne armie trawione są wewnętrznymi konfliktami wpływającymi na istotne rozstrzygnięcia, a kluczowi żołnierze zmagają się z traumami krępującymi ich ruchy. Stawką jest los Ziemi i dominacja w galaktyce. To jednak nie wszystko. Jedna ze stron posiada protomolekułę, którą używa, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Wszystko wskazuje, że to właśnie ta kosmiczna substancja odegra najistotniejszą rolę w toczącej się wojnie.
Omawiane odcinki mają bardzo dobrze rozplanowaną konstrukcję. Każdy z wątków jest ważny i dostaje wystarczającą ilość czasu. To istotne, bo w poprzednim sezonie były z tym gigantyczne problemy. Co więcej, poszczególne historie stawiają akcenty w różnych miejscach, dzięki czemu nie ma odczucia powtarzalności. Przykładowo: u Marco Inarosa dostajemy nieco więcej dramatu, a nawet psychologii, podczas gdy na Rocinante pierwsze skrzypce gra akcja. Za kosmopolityczny rys jak zawsze odpowiada Chrisjen Avasarala, dzięki której mamy podgląd na całą strefę wojny. Do serialu powracają dawno niewidziani Praxideke Meng i Anna Volovodov, którzy pokazują reperkusje zbrojnego konfliktu ze społecznej i duchowej perspektywy. Nawet Drummer, która do tej pory traktowana była po macoszemu, znajduje się w istotnym miejscu dla toczących się wydarzeń. To jej taktyczna decyzja może zmienić układ sił na bitewnej planszy.
Twórcy stawiają akcenty na działania strategiczne, ale też nie zapominają o kameralnych wątkach postaci i rozwijaniu łączących ich relacji. Zyskują na tym przede wszystkim Clarissa i Filip, którzy w poprzedniej serii wywoływali mieszane uczucia. Teraz oboje prezentują się dużo lepiej. Ta pierwsza staje się pełnoprawnym członkiem załogi Rocinante. Dzięki wsparciu Amosa i tolerancji pozostałych ma szansę zacząć wszystko od początku i pokazać, kim jest naprawdę. W Wolnej Flocie natomiast powstaje bardzo interesujący rozdźwięk pomiędzy Marco Inarosem i jego synem. Filip zauważa hipokryzję swojego ojca i wreszcie publicznie mu się przeciwstawia. Wcześniej testuje jego moralność i gorzko się zawodzi. Filip, podobnie jak Clarissa, przechodzi przemianę pod wpływem toczących się wydarzeń. Jest to jednak dużo bardziej namacalne i wiarygodne niż wtedy, gdy stanowili jedynie element niezbyt dobrze rozpisanych wątków.
W drugim i trzecim epizodzie finałowego sezonu The Expanse mamy dwie świetne sekwencje akcji. Oczywiście w obu przypadkach należy przymknąć oko na naukową wiarygodność obserwowanych sytuacji – oglądamy przecież serial science fiction, a nie program dokumentalny. Pod względem intensywności i napięcia, zarówno abordaż Bobby i pozostałych na statek Pasiarzy, jak i bitwa Rocinante z armią Inarosa to prawdziwe perełki. Ogląda się to z wielką przyjemnością. To właśnie takie sekwencje są ozdobą The Expanse i bardzo dobrze, że wreszcie powróciły do serialu. To one intensyfikują tempo, sprawiając, że format przemienia się w świetny serial akcji.
The Expanse ponownie jest najlepszym, obecnie emitowanym, serialem science fiction. Został tak okrzyknięty kilka lat temu, ale dwa poprzednie sezony mogły budzić wątpliwości, czy to miano mu się rzeczywiście należy. Teraz nie powinno już być dyskusji i to nie tylko dlatego, że konkurencja na tym polu jest marna. Serial dostarcza z nawiązką wszystko to, co powinien. Podczas seansu piątej serii wielu z nas chciało jak najszybszego sfinalizowania serialu. Jednak z takim The Expanse jak teraz po prostu szkoda się rozstawać.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat