The Walking Dead: Daryl Dixon - sezon 2, odcinek 3 - recenzja
Data premiery w Polsce: 13 października 2024Trzeci odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon przyspieszył tempo wydarzeń i próbował zaskoczyć widzów zwrotami akcji, które w większości nie emocjonowały.
Trzeci odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon przyspieszył tempo wydarzeń i próbował zaskoczyć widzów zwrotami akcji, które w większości nie emocjonowały.
Najnowszy odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon rozpoczął się od retrospekcji Genet. Cofnęliśmy się do wybuchu apokalipsy zombie, podobnie jak w przypadku Isabelle w poprzednim sezonie. Było to równie dramatyczne, ponieważ na oczach bohaterki zginął jej mąż – został pożarty przez chodzącego trupa. Mimo wszystko flashback, który ujawnił, że postać pracowała w Luwrze, niezbyt emocjonował. Był nieco za krótki i prowadzony w zbyt szybkim tempie, aby poczuć zagrożenie i klimat serialu.
Natomiast imponowała miejscówka, w której rozgrywała się akcja. Kręcono to w Luwrze – przy słynnej Piramidzie oraz w środku muzeum, gdzie wisi m.in. Mona Lisa. Naprawdę było to coś wyjątkowego dla serialu i całego uniwersum. Oczywiście już wcześniej widzieliśmy np. zniszczoną za pomocą efektów specjalnych wieżę Eiffla. To było oczywiste, że wykorzystają symbol Paryża do pokazania postapokaliptycznego świata. Duże wrażenie robiła prawdziwa, historyczna lokacja, w której atakowały zombie.
Carol znalazła się w siedzibie grupy Genet, którą kobieta zarządza twardą ręką. Mimo wszystko zmuszenie zachowującego się niegrzecznie mężczyzny do zjedzenia posiłku z ziemi jakoś nie dodawało jej złowrogiej aury. To tyraństwo nie było przekonujące. Przynajmniej rozmowy Carol z Genet były ciekawe, ponieważ przyjaciółka Daryla znowu popisowo mieszała prawdę z kłamstwami. Natomiast zupełnie nie zaskoczyło to, że Remy zdradził bohaterkę, która wypytywała wszystkich o Dixona. Trochę to przykre, że poświęcenie Codrona poszło na marne.
Tymczasem w Gnieździe zorganizowano ceremonię, która miała udowodnić, że Laurent jest wyjątkowy, a zombie go nie ugryzie. Zupełnie nie zaskakiwało to, że Sylvie przemieniła się w szwendacza i wykorzystano ją do tego wydarzenia. A to dlatego, że wcześniej pokazano, jak zginęła w idiotycznej scenie na dziedzińcu, która została również bardzo źle nakręcona. Jej śmierć nie wywołała żadnych emocji, choć była przyjaciółką Isabelle i podróżowała z głównymi bohaterami przez Francję. Twórcy bardzo kiepsko potraktowali tę wrażliwą i delikatną postać. Wątek okazał się bezbarwny i bez polotu, a obok śmierci Sylvie przeszło się obojętnie.
Aby odwrócić uwagę widzów od tego niepotrzebnego chaosu i paniki wywołanej przez „armię” Dixona, pokazano efektowną scenę z Darylem, który po kolei zabijał wszystkich wrogów. Imponował jej montaż, ponieważ łatwo można było uwierzyć, że jest kręcona na jednym ujęciu. Magia kina tu fajnie zadziałała, bo bohater imponował swoimi umiejętnościami w starciu z kilkoma przeciwnikami. Choreografia walki była wzorowa. Ostatecznie musiał się poddać ze względu na przewagę liczebną ludzi Losanga.
Daryl i Isabelle zostali dotkliwie poturbowani i trafili do sąsiadujących „cel”. O ile sama scenografia mogła się podobać, to tym razem kulały dialogi. Twórcy chcieli dodać nieco romantyczno-tragicznego charakteru scenie, ale wyszło sztywno. Bardzo starają się przekonać widzów do tego uczucia między bohaterami. Aktorzy robią, co mogą, ale trochę trudno uwierzyć w romantyzm Daryla. Po prostu mamy w głowie utrwalony obraz tego bohatera, a te zmiany nie pasują do niego.
Twórcy starali się przez cały odcinek wytłumaczyć motywacje Losanga oraz to, co nim kieruje, że chce narazić życie Laurenta na niebezpieczeństwo w imię religii. Nie chcą pokazać go w złym świetle jako szalonego guru kultu, ale argumenty nie były przekonujące. Natomiast coraz wyraźniej widać, że to osoba, która zrobi wszystko, aby utrzymać kontrolę nad ludźmi, co nie czyni go lepszym od Genet.
Epizod skończył się tym, że grupa Genet zaatakuje Gniazdo za pomocą zombie ze wstrzykniętym serum. Jest to dobry cliffhanger, który zachęca widzów do obejrzenia kolejnego odcinka – szczególnie że Carol znalazła się w trudnym położeniu.
Trzeci odcinek był prowadzony w szybkim tempie. Z jednej strony dynamizowało to wydarzenia, więc epizod się nie dłużył ani nie nudził. Ale z drugiej strony spowodowało to, że niektóre wątki nie wybrzmiały należycie. Do tego był nierówny pod względem realizacji – raz serwował ładne ujęcia, a raz irytował trzęsącym się obrazem oraz niechlujnym montażem. Podsumowując: było sporo bałaganu, który wynikał z nagromadzenia wątków oraz przyspieszenia rozwoju wydarzeń, aby szybko dojść do punktu kulminacyjnego, czyli konfrontacji ludzi Genet z pseudoreligijną grupą Losanga. Przekonamy się w kolejnym odcinku, czy było warto tak pędzić.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat