The Walking Dead: sezon 7, odcinek 9 – recenzja
The Walking Dead wraca po kilku miesięcznej przerwie i od razu rzuca bohaterów w wir wydarzeń. Wszystko wskazuje na to, że akcja nabierze tempa.
The Walking Dead wraca po kilku miesięcznej przerwie i od razu rzuca bohaterów w wir wydarzeń. Wszystko wskazuje na to, że akcja nabierze tempa.
Pod koniec ubiegłego roku The Walking Dead wpadło w pewien marazm, kończąc emisję w sposób rozczarowujący. Wydaje się, że pomimo tego 7. sezon na razie trzymał wyższy i równiejszy poziom niż poprzednie. Jest w tym przemyślana historia, której czasem przytrafiają się wpadki obniżające jej jakość. Nowy odcinek to potwierdza, wyrywając serial z tego marazmu. Twórcy tchnęli w opowieść nowego ducha, tak jakby cała fabuła była zależna od stanu emocjonalnego Ricka, który nadaje jej tempa. Wkroczenie na rejony polityki, negocjacji i postawienie pierwszych fundamentów pod plany walki ze Zbawcami to dobre zamysły, które mają szansę wznieść kolejne odcinki na nowe wyżyny. Niby w bieżącym nie dzieje się zbyt wiele, a kierunek rozmów Ricka z Hilltop i Królestwem jest wręcz oczywisty, ale bynajmniej to nie jest wada. Udaje się nadać fabule wyrazisty cel, do którego postawiono pierwszy solidny krok. Twórcy potrafią tym zaciekawić i odpowiednio zaangażować. Tak jak można oczekiwać po dobrym odcinku tego serialu.
Mam tak naprawdę problem z Rickiem, którego przemiana nie jest do końca przekonująca. Wiemy, że punkt kulminacyjny nastąpił w poprzednim odcinku, ale w tym widzimy jedynie starego dobrego Ricka. Brak mi w nim jakichś pozostałości rozbicia, niepewności czy stopniowego odbudowania wewnętrznej siły. Tak jakby twórcy zdecydowali się dokonać dość skrajnej przemiany bohatera, który musi wziąć sprawy w swoje ręce. I być może nie miałbym z tym problemu, gdyby gdzieś zaznaczono to zawahanie i pokazano, że on jest na drodze do odzyskania dawnego wigoru. Zamiast tego po prostu go odzyskał i jest dawnym Rickiem. Nie jest to też szczególna wada, bo brakowało dawnego, twardego Ricka i jego powrót może rozruszać historię. Jednakże po tym, jak Negan go złamał, oczekiwałbym jednak ciekawszego ukazania jego przemiany. Zabieg wywołuje mieszane odczucia.
Zgodnie z zapowiedziami Rick i spółka trafili do Królestwa, gdzie mieli audiencję u króla Ezekiela. Nadal ta społeczność ma w sobie coś intrygującego, co sprawia, że wizyta tam nadaje The Walking Dead ciekawego wyrazu. To całe wyjęcie Królestwa jakby z innej bajki dostarcza też humoru i świeżości, bo nadal jest to coś nietypowego w tym fikcyjnym świecie. Mam nadzieję, że ten atut będzie jeszcze należycie wykorzystywany.
Motyw z materiałami wybuchowymi jest najjaśniejszym punktem odcinka. W końcu dostajemy scenę, która ma w sobie dużą dawkę napięcia, niepewności i zaskoczenia. Z jednej strony plus za przegiętą scenę z „kosiarką” umarlaków, której nie spodziewałbym się po tym serialu. Z drugiej strony minus za ponowny brak konsekwencji w zachowaniu zombie. To jak bez problemu Rick i Michonne przepychają się przez hordę, by dostać się do auta, jest po prostu przesadzone. Trupy w ogóle nie próbują ich atakować, stoją i przeszkadzają. To jest detal, który niestety rzuca się w oczy. Takich scen w tym serialu nie powinno być, bo niweczą dobre pomysły, które je poprzedzają.
Tegoroczna emisja The Walking Dead rozpoczyna się nieźle, solidnie, ale bez szału i szoku. Pod wieloma względami jest to bezpieczny i dobry początek kolejnego etapu historii, który utrzymuje odpowiedni poziom, ale jednocześnie nie zapycha czasu odcinka niepotrzebnymi motywami. Jeśli rozwój fabuły będzie równomierny, a napięcie będzie rosnąć, 7. sezon może koniec końców być najlepszym. Z całą pewnością dobry cliffhanger może być tego obietnicą.
Źródło: zdjęcie główne: Gene Page/AMC
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat