Together - recenzja filmu
Together to brytyjski dramat rozgrywający się wyłącznie między dwójką rozmawiających ze sobą postaci, uziemionych w domu z powodu lockdownu. Niestety, mimo świetnej gry aktorskiej, moim zdaniem nie ma tu na czym zawiesić oka.
Together to brytyjski dramat rozgrywający się wyłącznie między dwójką rozmawiających ze sobą postaci, uziemionych w domu z powodu lockdownu. Niestety, mimo świetnej gry aktorskiej, moim zdaniem nie ma tu na czym zawiesić oka.
Together to brytyjski dramat opowiadający o parze, która zmuszona była spędzić razem długie miesiące w jednym domu. Przyczyną tego stanu rzeczy był krajowy lockdown, wprowadzony w związku z pandemią koronawirusa. Historię tej ekscentrycznej rodziny obserwujemy od samego początku lockdownu i śledzimy przez ponad rok, podczas którego w jej życiu – zarówno partnerskim, jak i zawodowym – wydarzy się naprawdę dużo. W rolach głównych występują James McAvoy i Sharon Horgan, którzy na ekranie grają znakomicie.
Choć opowieść skupia się przede wszystkim na relacji mężczyzny z kobietą, wątki pandemiczne również wyraźnie się tu odznaczają – co jakiś czas postaci mówią o szczepionkach czy przeżywają śmierć kogoś, kogo jeszcze niedawno znali. Momentami trochę jest to wplatane na siłę, chyba tylko po to, by jakoś połączyć fabułę z wirusem – wtrącenia dotyczące służby zdrowia są dość nienaturalne, wymuszone. Tytuł produkcji jest nieco przewrotny – owszem, wskazuje na to, że para jest „razem” (jak w tym przypadku – razem w zamknięciu), jednak nie ma to nic wspólnego z byciem razem w rzeczywistości. On i Ona są od siebie tak odlegli, jak to tylko możliwe – nienawidzą się i nawet nie starają się tego ukryć. Żeby było ciekawiej i nie tak nudno, twórcy łamią zasadę czwartej ściany – widz jest wciągany w kłótnię partnerów, a bohaterowie zwracają się do nas często, robiąc sobie chyba z widza kibica, przekonując o słuszności swojej racji i jednocześnie nastawiając negatywnie do tej drugiej strony. Montażowo wypada to dość ciekawie i świeżo, zwłaszcza w połączeniu z bardzo długimi ujęciami. Czy to jednak wystarczy, by stworzyć dobrą produkcję? Tu pojawiają się moje wątpliwości.
Aby nazwać rzecz po imieniu, należy stwierdzić, że ta opowieść dotyczy dwójki bardzo toksycznych, agresywnych ludzi – końcowa scena sugerująca ostateczne pojednanie nie daje satysfakcji, jakiej można było oczekiwać po toczeniu wojen takiego kalibru. Sceny, które rozgrywają się w tym domu, nie są zabawne, nie są też szczególnie wzruszające czy emocjonalne – mi osobiście włącza się jedynie przerażenie, że można tkwić w czymś tak toksycznym i nie czuć nawet potrzeby, by coś z tym zrobić. Równie niepokojące dla mnie jest to, że twórcy zdecydowali się sportretować coś takiego i przedstawić to po prostu jako taki tam, zwykły kryzys w zwykłym związku. Cały film polega na wzajemnym przekrzykiwaniu się, obrzucaniu obelgami, mówieniu sobie najobrzydliwszych rzeczy, takich na jakie trudno byłoby nawet wpaść. Owszem, aktorzy potrafią doskonale oddać skrajne emocje swoich bohaterów – na tyle dobrze, że w pewnym momencie robi się aż za gęsto, a cała ta hermetyczna przestrzeń jednego domu staje się zbyt mała, by tę złą energię pomieścić. Zapewne taki był cel, ale ostatecznie moim zdaniem nie wynika z tego nic dobrego dla tej produkcji. Miks z wątkami szpitalnymi czy szczepionkowymi wcale temu nie pomaga – robi się jeszcze dziwniej i ostatecznie jako widz zatraciłam gdzieś poczucie, czym ten film w ogóle chce być. Wydaje mi się, że trochę przeholowano tu z tematem i jego psychologicznym ciężarem – dodatkowo dociążonym jeszcze motywem pandemii. Jeżeli miało być to „lekkie” przegadane kino z morałem, to niestety uważam, że zupełnie to nie wyszło.
Together wywołuje we mnie bardzo mieszane uczucia – raczej nie chciałabym do tego filmu wracać. Choć opis tak sugeruje, bynajmniej nie są to „realia zwykłej rodzinki spędzającej razem lockdown”, tylko okrutna opowieść o niedojrzałych emocjonalnie dorosłych ludziach (co gorsza – rodzicach), z której uczyniło się temat na tyle błahy, by zamknąć go w jednostce półtorej godziny i – jak gdyby nigdy nic – przypieczętować happy endem z kapelusza, bez próby wyprowadzenia z tego jakiejś głębszej analizy psychologicznej, o którą aż się tu prosi. Jeżeli twórcy nie oczekiwali, że ktokolwiek weźmie to na poważnie, to nie powinni moim zdaniem podejmować aż tak trudnych tematów, ani tym bardziej traktować ich jako przeplatankę z wątkami obyczajowo-polityczno-pandemicznymi. Mimo bardzo dobrej gry aktorskiej (na której w zasadzie cała ta produkcja się opiera, bo film faktycznie zagrany jest rewelacyjnie), ode mnie za całokształt 4/10 – trochę szkoda, ale naprawdę, mimo chęci, nie znajduję tu żadnego wartościowego przekazu.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat