Torchwood – 04×07
„Torchwood: Miracle Day” rozkręcał się i wzbudzał moją sympatię z każdym kolejnym odcinkiem. Kiedy wydawało się, że serial wchodzi na ostatnią prostą i utrzyma wysoki poziom do końca, Starz wyemitowała siódmy odcinek, o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć.
„Torchwood: Miracle Day” rozkręcał się i wzbudzał moją sympatię z każdym kolejnym odcinkiem. Kiedy wydawało się, że serial wchodzi na ostatnią prostą i utrzyma wysoki poziom do końca, Starz wyemitowała siódmy odcinek, o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć.
Już pierwsze sceny będące retrospekcjami Kapitana Jaka Harknessa były sporym zaskoczeniem, szczególnie po cliffhangerze pozostawionym w poprzednim odcinku. Na szczęście sam odcinek rozpoczął się w tym samym miejscu, gdzie się zakończył, czyli od przerażonej Gwen. Normalnymi scenami długo się cieszyć jednak nie mogłem, bo w epizodzie non stop przeskakiwano do retrospekcji z przeszłości Kapitana Jacka. O szczegółach nie mam zamiaru się rozpisywać, aczkolwiek wygląda na to, że nowy bohater - Angelo jeszcze w serialu się pojawi i odegra ważną rolę.
[image-browser playlist="608837" suggest=""]
W siódmym odcinku niemal wszystkie sceny się dłużyły (jak to mają w zwyczaju epizody będące „zapychaczami”). Wspomnianych retrospekcji momentami nie dało się oglądać, a wycieczka samochodowa Gwen i Jacka dłużyła się niemiłosiernie. Dlaczego po tak fajnym i ciekawym wątku związanym z ośrodkami nadwyżkowymi, po rozwijających się postaciach Oswalda i Jilly (nadal ich nie lubię, ale w tym odcinku zostali kompletnie pominięci), otrzymujemy zapychacz z którego wynikło niewiele. W końcu o tym, że Jack zamieszany jest w tytułowy "Miracle Day" wiedzieliśmy od dawna.
Nigdy nie miałem styczności z „Torchwood”, dlatego też nie pałam wielką sympatią do głównego bohatera. O ile jeszcze szaloną Gwen da się polubić, tak Kapitana Jacka nieszczególnie. Niestety (przynajmniej dla mnie), cud jest w całości związany z jego osobą i to jego wątek będzie nakręcał kolejne odcinki. Szkoda, bo robiło się naprawdę ciekawie. Póki co zmierzamy do… zemsty kochanka. Jeśli w takim kierunku idą scenarzyści to już teraz mogę napisać, że „Miracle Day” będzie dla mnie straconą produkcją.
Ocena: 4/10.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat