Whiskey Cavalier: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Whiskey Cavalier to nowy serial szpiegowski, który może być czymś pozytywnym dla wielu widzów. Czy warto obejrzeć? Oceniam bez spoilerów.
Whiskey Cavalier to nowy serial szpiegowski, który może być czymś pozytywnym dla wielu widzów. Czy warto obejrzeć? Oceniam bez spoilerów.
Whiskey Cavalier pokazuje coś, co rzadko oglądamy w pilotach nowych seriali. Twórcy całkowicie wyklarowali konwencję i tożsamość swojej produkcji na etapie przygotowań. Od razu widać, z czym mamy do czynienia, jakie panują tutaj zasady i dlaczego powinno widzom na tym zależeć. To taka sytuacja, gdy doskonale wiemy od samego początku, że twórcy nie podchodzą śmiertelnie poważnie do siebie i snutej na ekranie opowieści. Dystans w niej budowany pokazuje, że ma być to lekka, dynamiczna rozrywka kompletnie nie na serio. I to okazuje się strzałem w dziesiątkę.
Zatem mamy historię o szpiegach, która pod kątem fabularnym nie mówi nic nowego, ambitnego czy wyszukiwanego. Cała obrana wizja nie na poważnie objawia się w tym, że forma budowy odcinka jest jego najmocniejszą zaletą i napędza zainteresowanie. Mamy bowiem dużo wspomnianego już dystansu, dobrze trafiającego w punkt lekkiego poczucia humoru i dynamiczną akcję. Oparcie dynamiki komediowej i fabularnej na niezwykle wrażliwym agencie FBI i zimnej agentce CIA przywodzi na myśl dużo innych produkcji, w których totalne przeciwieństwa muszą ze sobą ciągle się konfrontować i wcale się nie dogadują, a - co jest oczywiste - ostatecznie będą ze sobą pracować. Sęk w tym, że Whiskey i Frankie są przyzwyczajeni do pracy solo, więc perspektywa ich rywalizacji o przewodzenie podczas kolejnych misji ma w sobie niezwykle zabawny potencjał humorystyczny. Nawet nie przeszkadza, że na tym etapie nie widać na horyzoncie żadnego wątku głównego rozpisanego na cały sezon.
Lauren Cohan i Scott Foley sprawdzają się w głównych rolach lepiej, niż oczekiwałem. Tworzą duet, którego przekomarzanie się można oglądać z uśmiechem i pozytywnymi emocjami. Jakaś chemia pomiędzy nimi jest, a kreacja postaci, choć oparta na oczywistych i prostych zasadach, dobrze komponuje się z całą konwencją historii. To własnie ten duet stanowi o sile serialu i jego potencjalny rozwój może być gwarancją emocji i humoru.
Przygotowana historia jest prosta, klarowna, z dość oczywistymi twistami. To taka rzecz, która nie jest wymagająca i nie udaje niczego poważnego. Ma być lekko, przyjemnie, przy czym widz ma odpocząć, nie myśleć. To nie jest szpiegostwo w stylu Bonda czy Bourne'a. Jakbym miał użyć filmowego porównania, pod kątem konwencji pochodzącej z dystansem do pracy wywiadowczej najbliżej temu do True Lies z lat 90. Jest akcja, jakaś tam prosta intryga i dopełniające całość sceny humorystyczne, których nie łączylibyśmy ze szpiegowskimi serialami. Choćby wszelkie ciut przegięte motywy z wrażliwością tytułowej postaci.
Whiskey Cavalier to pozytywne zaskoczenie, bo dostajemy rozrywkę, którą po prostu ogląda się z przyjemnością. Nie ma znaczenia fabularna prostota, znane motywy czy pewne oczywistości. Liczy się frajda płynąca z ekranu, która daje niemałą przyjemność. A takie seriale też są potrzebne.
Źródło: Zdjęcie główne: ABC/Larry D. Horricks
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat