Wieczór pojedynku
10. odcinek Raya Donovana odznacza się serią pojedynków, które rozgrywają się w różnych sferach życia bohaterów.
10. odcinek Raya Donovana odznacza się serią pojedynków, które rozgrywają się w różnych sferach życia bohaterów.
Ray Donovan realizuje swój plan pozbycia się Mickeya, ale robi to w sposób zaskakująco amatorski. Kompletnie zniesmaczyła mnie scena, w której Ezra przychodzi do domu Raya, przynosząc mu pieniądze na opłacenie mordercy. Czemu twórcy nagle robią z Raya idiotę, który zmienia zasady i niespodziewanie prowadzi interesy w domu? Jest to całkowicie sprzeczne z tym, co dotychczas mówiono o tej postaci. Donovan nie był kształtowany na głupca, ale na inteligentnego profesjonalistę, który nigdy czegoś takiego by nie zrobił, zwłaszcza że napięcie w jego małżeństwie narasta, więc dolewanie oliwy do ognia jest irracjonalne. Ezra raczej nie zna Raya od wczoraj i powinien wiedzieć, jakie są zasady. Brak mi tu konsekwencji ze strony scenarzystów, którzy niszczą to, co stworzyli.
To też owocuje pogłębieniem sporu głównego bohatera z małżonką. I tutaj również razi brak konsekwencji. Wpierw pokazują nam elokwentnego Raya, który słodkimi słówkami i diamentami chce kupić milczenie Abby, by potem dać nam Donovana-milczka, nagle urywającego wszelki kontakt werbalny z żoną. Przypuszczam, że chodzi o wyrzuty sumienia względem rozkazu ubicia Mickeya, aczkolwiek nie zostaje to wyraźnie zaakcentowane. Gdzieś ten emocjonalny rozłam Raya niknie pod naporem niedopracowanego scenariusza i braku konsekwencji w budowaniu postaci. To samo zresztą dotyczy Abby, która siedzi cicho, gdy jej pasuje, by później zadawać za dużo pytań i robić awantury. Dobrym podsumowaniem całego wątku w tym odcinku są słowa Raya skierowanego do Abby o zaufaniu. Nie są małżeństwem od wczoraj, Abby raczej wie, czym się zajmuje jej mąż, biedy nie klepie, więc powinna mu ufać, że wie, co robi, a nie utrudniać życie. Sam fakt, że ona sama kontaktowała się z seniorem wbrew mężowi jest negatywnym zaskoczeniem. Jak ona może to zrobić, wiedząc, ile złego Mickey uczynił jej mężowi? Doskonale zna całą ich historię i dlatego też jej zachowanie mnie nie przekonuje.
[video-browser playlist="635338" suggest=""]
Jon Voight kradnie ten odcinek błyszcząc w każdej scenie. Począwszy od rozmów z kochanką po starcie z Sullym. Ich wspólne rozmowy to najlepsze sceny odcinka, w których nie brak emocji, napięcia i typowej dla tego serialu bezkompromisowości. James Woods również spisuje się na medal, tworząc człowieka bezwzględnego, ale zarazem cynicznego. Woods z Voightem nieźle się tutaj uzupełniają. W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że Mickey jest zaskoczony tym, że Ray kazał go zabić. Czy może mu się dziwić? Od powrotu z więzienia nawet nie próbował załagodzić sporu, co tylko negatywnie wpłynęło na jakiekolwiek uwierzenie w przemianę starego Donovana.
Na minus zaliczyć trzeba także wątek Bunchy'ego, który rozgrywa się nudnym i przewidywalnym torem. Mogło to tak naprawdę rozwinąć się w dwóch kierunkach, a twórcy wybrali ten mniej atrakcyjny, czyli samobójstwo. Mogę jedynie powiedzieć, że ewentualna śmierć Donovana będzie korzystna dla serialu, gdyż ta postać, zamiast dodawać głębi i poruszać w ciekawy sposób poważną tematykę, była nudnym zapychaczem.
Ray się zagubił i utracił kontrolę nad wszystkimi aspektami swojego życia. Przesadna pewność siebie, brak odpowiedniej komunikacji i powierzenie zlecenia komuś, kto może go wyrolować udowadniają nam jego upadek. To powinno wpłynąć na Donovana motywująco i dać nam wiele emocji w finałowych odcinkach. 10. epizod z całą pewnością jest niezły, ale zbyt wiele tutaj braku konsekwencji, abym mógł zaliczyć go do naprawdę udanych. Na szczęście klimat oraz sceny Voighta z Woodsem skutecznie nadrabiają braki.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat