Wirus: sezon 3, odcinek 6 – recenzja
Bitwa o Central Park była jednym z ciekawszych odcinków serialu Wirus. Tradycyjnie jednak nie uniknięto potknięć, by nie powiedzieć – absurdów. Niemniej historia walki ze strigoi nabiera rumieńców i trzeba przyznać, że obecny sezon jest zdecydowanie lepszy od poprzedniego. Przynajmniej na razie.
Bitwa o Central Park była jednym z ciekawszych odcinków serialu Wirus. Tradycyjnie jednak nie uniknięto potknięć, by nie powiedzieć – absurdów. Niemniej historia walki ze strigoi nabiera rumieńców i trzeba przyznać, że obecny sezon jest zdecydowanie lepszy od poprzedniego. Przynajmniej na razie.
Odcinek The Battle of Central Park był pod pewnym względem wyjątkowy w historii serialu The Strain. Po raz pierwszy w całym odcinku nie uświadczyliśmy profesora Setrakiana, co też nie powinno nikogo zaskakiwać – jego obecność była kompletnie zbędna. Bo też wydarzenia skupiły na samej walce z hordą co dla Setrakiana nie jest nawet środkiem do celu, jakim jest zabicie Mistrza. Na pierwszoplanową postać wyrósł tutaj Fet – chyba jedyna postać, co do której widzowie zawsze odczuwali sporą nić sympatii. Tym razem panuje on na scenie niepodzielnie, bo też głównie od niego zależy to, czy ludziom uda się odbić Central Park z rąk strigoi. On też, jako jedyny wie, gdzie znajduje się gniazdo z tysiącami tych stworzeń i co logiczne, jest przewodnikiem dla specjalnego oddziału, który ma tam dotrzeć i zniszczyć potwory.
Jak wiadomo, osiągnięcie celu nie było łatwe, a zwycięstwo tylko połowiczne. Właśnie w tym przypadku twórcy pozytywnie zaskoczyli widzów – gdy już wydawało się, że ludzie osiągają swój pierwszy, poważny sukces, to zwyczajnie wpadli w pułapkę, a ich triumf szybko zmienił się w porażkę. Po raz pierwszy pokazano również jak duża ilość strigoi znajduje się w samym tylko Nowym Jorku. Mało tego, w samym tylko Central Parku. W tym momencie chyba dla wszystkich stało się jasne, że pokonanie takiego przeciwnika, który przerasta swoją liczebnością, jest praktycznie niemożliwe.
Prawdopodobnie to też będzie podstawą fabuły kolejnych odcinków. To i próba osłabienia nie tylko strigoi, ale i mistrza. Szansę na to daje odkrycie dr Ephraima Goodweathera, który znalazł sposób na zagłuszanie komunikacji pomiędzy Mistrzem, a jego armią krwiożerczych stworów. Czy to się uda – trudno ocenić tym bardziej, że wróg nadal trzyma go w szachu przetrzymując jego syna Zacka. Zresztą w tym odcinku wątek z jego synem należał do jednego z najciekawszych. Wszystko za sprawą otrzymania od swojej matki i Eichorsta „zwierzaczka” - dziecięcą wersję strigoi, która jest mu absolutnie posłuszna. Słowo zwierzaczek zostało tu użyte z premedytacją, ponieważ pierwsze co Zack próbuje zrobić, to wytresować posłuszne mu stworzenie. W ten sposób twórcy najwyraźniej chcieli pokazać, że gdzieś w środku strigoi poza instynktem zabijania znajduje się coś więcej, zalążek jakiejś duszy, by nie powiedzieć więzi. Można w ciemno obstawiać, że między chłopcem a potwornym dzieckiem wywiąże się dość bliska relacja, którą zakończy czyjaś śmierć. Pytanie tylko w jaki sposób i kogo twórcy zdecydują się uśmiercić? Możliwości w tej sytuacji mają naprawdę wiele.
Naturalnie szósty odcinek The Strain nie uniknął błędów logicznych w fabule. Związane są one głównie z trasą wiodącą do gniazda strigoi. Odcinek wcześniej dotarcie tam nie zajęło Fet0wi zbyt wiele czasu. Tym razem, choć ruszyli o 5 rano, dotarli na miejsce już po zmroku w międzyczasie... gubiąc się. Fatalnie wypadła zwłaszcza scena, w której sam Fet stwierdza, że nie wie, gdzie jest. Było to jak uderzenie w twarz widza. Na szczęście to ostatecznie nie wpłynęło na całościowy odbiór odcinka, który był jak na The Strain po prostu dobry. Widać, że twórcy naprawdę starają się utrzymywać dobry poziom w tym sezonie i należy mieć tylko nadzieję, że będzie tak do samego końca.
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1969, kończy 55 lat