Yellowstone - sezon 5, odcinek 11 - recenzja
Data premiery w Polsce: 28 listopada 2024Nowy odcinek Yellowstone w końcu nawiązał poziomem jakości do tego, do czego nas ten serial przyzwyczaił. Historia rozgrywająca się w teraźniejszości angażowała, a do tego szokowała w końcówce.
Nowy odcinek Yellowstone w końcu nawiązał poziomem jakości do tego, do czego nas ten serial przyzwyczaił. Historia rozgrywająca się w teraźniejszości angażowała, a do tego szokowała w końcówce.
Jedenasty odcinek Yellowstone zaczął się od retrospekcji, które maglowaliśmy przez ostatnie dwa epizody. Dostaliśmy powtórkę z romantycznych scen Beth i Ripa, a także familijnego wątku Kayce’ego, Moniki i Tate’a. Ten ostatni po raz kolejny upominał rodziców, aby „znaleźli sobie pokój”, co naprawdę irytowało. Wydawało się, że znowu będziemy oglądać te same bezsensowne wątki z rancza, na które traciło się pół epizodu. Nic nie zapowiadało, że w końcu w sezonie 5B akcja ruszy do przodu. Jednak twórcy nagle porzucili te głupoty na rzecz teraźniejszych wydarzeń związanych z konsekwencjami śmierci głowy rodziny Duttonów.
I tak nie powstrzymali się od tego, aby pokazać widzom, jak zamordowano Johna Duttona i upozorowano samobójstwo. Nie jestem przekonana, czy było to potrzebne, skoro w dziewiątym odcinku pojawiła się scena, jak Atwood wynajmowała ludzi do tego „zadania”. Jasno było powiedziane, co się wydarzyło. Poza tym mieliśmy świadomość, że to nie Kevin Costner, a jego dubler. Kayce i Beth mieli poczucie, że coś złego stało się w momencie, gdy ich ojciec zginął – mocno naciągane.
Na szczęście to były tylko złe dobrego początki, bo gdy już skupiliśmy się na wydarzeniach z teraźniejszości, to narracja nabrała odpowiedniego rytmu. Z zainteresowaniem oglądałam się scenę, w której nowy gubernator wypytywał o plany związane z ranczem Yellowstone. Każdy wyjaśnił swoje stanowisko. Przypomnieliśmy sobie, na czym polegał konflikt z Johnem Duttonem. Lynelle stanęła w obronie spuścizny, nie zgadzając się na ustalenia Jamiego z gubernatorem. Z jednej strony można było pomyśleć, że przemawiają przez nią uczucia, które żywiła do Duttona, ale z drugiej strony – była świadoma tego, czego on pragnął dla swojej ziemi. Ochrona Yellowstone przed wpływami władz, turystyką i szkodliwymi inwestycjami była dla niego najważniejsza.
Sprawy w swoje ręce wziął Kayce, który zażądał dokładnej sekcji zwłok swojego ojca. Ten bohater rzadko jest tak stanowczy, ale dobrze było zobaczyć w nim przez chwilę siłę Johna. Krok po kroku twórcy przeprowadzili nas przez oględziny ciała. Kayce cierpiał, gdy patrzył na ojca w takim stanie, ale twardo obstawał przy swoim. Wiedział, gdzie szukać oznak morderstwa. Luke Grimes zagrał w tej scenie bardzo dobrze, dzięki czemu odczuwało się powagę sytuacji. Raport koronerki mógł zmienić wszystko. Szczególnie jego nastawienie do brata.
Sekcja zwłok sprawiła, że Yellowstone na chwilę zamieniło się w serial kryminalny. To dobrze, bo śledztwo wciągało. Gdy Kayce już ustalił fakty, pojechał zobaczyć się z Jamiem. Konfrontacja w biurze miała inny charakter niż ta z Beth, ale i tak nie brakowało w niej emocji. Wykazał się Wes Bentley, który znalazł sposób, abyśmy uwierzyli w to, że też cierpi po stracie ojca. Jamie nieco mijał się z prawdą, ale nie dziwi, że przekonał Kayce’ego, aby ten nie robił mu krzywdy.
Dobra była też scena spotkania Beth z Rainwaterem. Jasno zarysowano tragiczną sytuację rancza, w której nie mają szans zwyciężyć. Każda opcja wiąże się ze stratą ziemi. To była rozmowa pokonanych, zrezygnowanych ludzi, którzy przegrali wojnę. Pod względem scenariusza i dialogów było tak, jak za najlepszych czasów. Różnica jest kolosalna w porównaniu do ostatnich odcinków. Scena była wartościowa, choć nic się w niej istotnego nie wydarzyło.
Sytuacja Jamiego uległa pogorszeniu, gdy ogłoszono w mediach, że jego ojciec nie popełnił samobójstwa. Ku jego zaskoczeniu nakazano mu odsunięcie się od sprawy morderstwa, co w pewnym sensie podważało jego autorytet, jako prokuratora generalnego. Następnie zaciekła kłótnia z Atwood emocjonowała, bo doszło do rękoczynów. Tym razem to Dawn Olivieri pokazała kawał aktorskiego talentu, gdy jej wzburzona, ale opanowana bohaterka wytłumaczyła, że mimo trudnego położenia wszystko ma pod kontrolą i to ona ponosi największe ryzyko.
Końcówka była szokująca! Atwood została zamordowana w samochodzie przez wynajętych zabójców, którzy w ten sposób pozbyli się głównego świadka. Twórcy zaszaleli takim obrotem sprawy, choć trzeba przyznać, że nie pierwszy raz zdobyli się na tak odważny czyn. Podobnie wyglądał zamach na Johna w końcówce 3. sezonu. Wes Bentley znakomicie zagrał przerażonego i zrozpaczonego Jamiego, który słyszał wszystko przez telefon.
11. odcinek w końcu zaczął przypominać solidne Yellowstone z dobrze napisanym scenariuszem, porządną pracą kamery i wyjątkową grą aktorską. Oczywiście wciąż trochę brakuje do najlepszych czasów, ale skok jakościowy jest widoczny. Może decyzje fabularne są dyskusyjne i kontrowersyjne, ale przynajmniej wywołują emocje. Ciekawe, w jakim kierunku rozwiną się poszczególne wątki. Czy jeszcze czekają nas jakieś zaskoczenia?
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1964, kończy 60 lat