Zadzwoń do Saula: sezon 3, odcinek 10 (finał sezonu) – recenzja
W poprzednich latach finałowe odcinki Better Call Saul pozostawiały lekki niedosyt, ale tym razem twórcy naprawdę się postarali. Ostatni epizod trzeciego sezonu wciągał od pierwszych minut, a emocje rosły aż do dramatycznej końcówki. Nie ma mowy o żadnym rozczarowaniu.
W poprzednich latach finałowe odcinki Better Call Saul pozostawiały lekki niedosyt, ale tym razem twórcy naprawdę się postarali. Ostatni epizod trzeciego sezonu wciągał od pierwszych minut, a emocje rosły aż do dramatycznej końcówki. Nie ma mowy o żadnym rozczarowaniu.
Ostatni odcinek trzeciej serii Better Call Saul był godny finału sezonu, ponieważ obfitował w wiele ważnych wydarzeń dla rozwoju fabuły. Choć jak zwykle akcja rozgrywała się w swoim spokojnym, płynnym i charakterystycznym tempie żaden z przedstawianych wątków nie nudził. W poprzednich epizodach pierwsze skrzypce grał Jimmy, ale tym razem każdego z bohaterów potraktowano jednakowo, nikogo nie faworyzując. Tak wyrównano istotność postaci, że aż zabrakło miejsca dla Mike’a! Co prawda jego brak był nieodczuwalny, ale mimo wszystko w serialu odgrywa niebagatelną rolę, więc szkoda, że nie został uwzględniony w finale.
Poprzedni odcinek wywołał dużo emocji, a także pozostawił niesmak po nieuczciwym zachowaniu Jimmy’ego wobec staruszki. Ale wypadek Kim podziałał na niego jak kubeł zimnej wody i znowu mogliśmy go oglądać, jak naprawia szkody, które wyrządził. Można było się nabrać, kiedy dał się „przyłapać” podczas wyznawania prawdy Erin. Co ciekawe bardziej od pomysłowego sposobu przyznania się do winy zaskoczyło to, że Jimmy postanowił ponieść konsekwencje swoich działań. Nie tylko obrócił seniorów przeciwko sobie, ale też później otrzyma pieniądze z ugody, a także tym samym zamknął sobie jedną z możliwości zarobku w przyszłości. Swoją własną bronią ukarał się za niegodziwe zachowanie, co trochę ociepliło jego wizerunek w oczach widzów. Twórcy umiejętnie żonglują naszymi emocjami względem Jimmy’ego, ale dzięki temu nikt nie jest obojętny wobec tego bohatera.
Niewątpliwie to postępowanie miało związek z bardzo nieprzyjemną rozmową z Chuckiem, który w dosadnych i bolesnych słowach podsumował charakter Jimmy’ego. Nie raz już oglądaliśmy poważne kłótnie między nimi, ale ta była najbardziej wstrząsająca i przykra. Starszy McGill raczej nie był szczery mówiąc bratu, że niewiele dla niego znaczył, ale wyczuwało się, że to może być ich ostatnia rozmowa. Twórcy idealnie zbudowali niepokojącą i smutną atmosferę, a aktorzy znakomicie odegrali tą gorzką scenę.
O ile w tym odcinku potraktowano na równi każdą z postaci, to jednak wątek Chucka okazał się najmocniejszy w całej historii. Rozmowa z Jimmym emocjonowała, ale również konfrontacja z Howardem miała swoją dojmującą stronę. Teoretycznie wygrał tę bitwę, ponieważ otrzymał część pieniędzy, ale moralnym zwycięzcą okazał się Hamlin. Wszystkie te wydarzenia spowodowały, że Chuck zaczął popadać w obłęd, co zamanifestowało się w uporczywym poszukiwaniu źródła elektryczności. Wyglądało to zatrważająco. Sekwencja dziurawienia ścian domu przy tej niepokojące muzyce w tle budowała napięcie. Im dłużej to trwało, tym bardziej mu współczuliśmy, a także utwierdzało nas w przekonaniu, że może dojść do tragedii. Warto też zauważyć, jak twórcy sprytnie za pomocą świecącej lampy spięli klamrą cały odcinek. Na początku oglądaliśmy, jak Chuck czyta Jimmy’emu książkę przy lampie gazowej, aby pod koniec znowu ją zobaczyć, jak powoduje pożar. W Better Call Saul nie ma przypadkowych scen i każda ma swoje znaczenie, nawet jeśli tylko symboliczne. To imponuje.
Oczywiście najważniejsze pytanie odcinka brzmi – czy Chuck rzeczywiście zginął? Dopóki nie zobaczymy martwego ciała (może lepiej nie?) lub nagrobka, jeszcze nie można wszystkiego przesądzać. Jednak wiele na to wskazuje, że tak się stało, biorąc pod uwagę szybko rozprzestrzeniający się ogień oraz stan McGilla, który był niezdolny do ewentualnej ucieczki. Mimo to takie niedopowiedzenie lekko irytuje, bo jest to zbyt tani chwyt jak na Better Call Saul, aby zachęcić do powrotu do oglądania serialu. Drugą intrygująca kwestią jest też to czy była to próba samobójcza, czego nie można wykluczyć widząc, jak Chuck spalił za sobą wszystkie mosty i został zupełnie sam. A może to tabletki spowodowały otępienie i brak świadomości tego, co robi. I tak czy siak był to poruszający i bardzo smutny widok, bez względu na to czy lubiliśmy tę postać czy nie.
Z kolei w wątku baronów narkotykowych w końcu doszło do przełomowego momentu. Trudno ocenić, czy to właśnie po tym incydencie Hector trafił na wózek inwalidzki, ale twórcy bez ceregieli i zbędnego przedłużania przeszli do ataku serca Salamanci. Mark Margolis znowu zagrał brawurowo, ale można było oczekiwać po tej scenie nieco większych emocji. Ona była nieunikniona i do przewidzenia, ale nie czuło się, że dokonała się ważna rzecz dla całej historii. Można wręcz powiedzieć, że bardziej niepokoi los Nacho, którego przejrzał Gus, niż samego Hectora. Z drugiej strony wątek Fringa i Salamanci jest tylko jednym z czynników w rozwoju tytułowego bohatera, więc umniejszenie rangi tego wydarzenia wcale nie musi być taką kiepską decyzją, zważywszy na tragiczną końcówkę epizodu.
Z bardzo pozytywnej strony w tym odcinku pokazała się Kim. Moment, w którym zamarła i postanowiła odpuścić sprawę był świetny i niesamowicie skupiał naszą uwagę na bohaterce. Przez chwilę aż wstrzymywało się oddech, co zadecyduje. Takiej mądrej, rozsądnej i świadomej swojej sytuacji postaci chce się kibicować i dobrze życzyć. A to może wywołać jeszcze większe emocje w przyszłości, jeśli w dalszej części historii Jimmy w jakiś sposób wpłynie negatywnie na jej karierę zawodową. W każdym razie Kim z McGillem zrezygnowali z biura, co też stanowiło pewnego rodzaju pożegnanie, ale jest też równocześnie początkiem nowego etapu w ich życiu.
Do tej pory finałowe odcinki Better Call Saul nie spełniały wysokich oczekiwań widzów, ale epizod Lantern mógł się podobać, ponieważ zakończył się wyjątkowo mocnym akcentem. Zresztą cały trzeci sezon został doskonale skonstruowany, gdzie nie brakowało emocji. Cieszyły również znajome twarze z Breaking Bad, które śmiało wkroczyły do przedstawianej historii. Poprzednie serie zawsze pozostawiały po sobie spory niedosyt, ale teraz nie ma mowy o rozczarowaniu. Better Call Saul z sezonu na sezon staje się coraz lepszy, a pod pewnym względami nawet zaczął przebijać Breaking Bad. Jeszcze nie ogłoszono, czy powstanie czwarta seria, ale to tylko kwestia czasu, ponieważ trudno się oprzeć wrażeniu, że to co najlepsze w tym serialu wciąż jest przed nami.
Źródło: zdjęcie główne: Michele K. Short/AMC/Sony Pictures Television
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat