Szczerze przyznam, że dopóki Brody'ego w tym sezonie nie było, to praktycznie nie odczuwałam jego nieobecności i Homeland oglądałam z równą przyjemnością co i przedtem. Po najnowszym odcinku swoje zdanie muszę zweryfikować, bo Brody serialowi zrobił różnicę. Dynamika między nim a Carrie zawsze była punktem, wokół którego kręciła się główna oś fabularna. Scenarzyści udowodnili, że jej moc nie znikła, a wręcz przeciwnie - stała się jeszcze większa. Napięcie, które pojawia się w ich każdej wspólnej scenie, jest gęste, namacalne i sprawia, że zapomina się o oddychaniu. Tak właśnie oglądało się ten epizod - na bezdechu.
Peany pochwalne na cześć Clarie Danes nikogo już nie dziwią. Aktorka wcielająca się w rolę Carrie jest fantastyczna i swoją postać kreuje bezbłędnie, o czym świadczy chociażby tegoroczna statuetka Emmy. Nie przypuszczałam, że przyjdzie dzień, w którym okaże się, że lepszy od niej będzie Damian Lewis! Postać Brody'ego zawsze odgrywana była przyzwoicie, a Lewis miał swoje momenty. Nigdy jednak nie był najlepszym aktorem w tym serialu. Teraz trzeba mu to oddać - przeszedł samego siebie, udowadniając, jak potrafi grać w momentach, gdy naprawdę ma coś do zagrania. Najnowszy odcinek pokazał, że Brody Lewisa to mocna, ostra i bardzo surowa kreacja człowieka złamanego, zrozpaczonego i pozbawionego nadziei. Chylę czoła.
Choć momenty Carrie i Brody'ego były w odcinku najlepsze i to od początku tego sezonu Homeland, odcinek w całości został przemyślany i poprowadzony praktycznie bezbłędnie. Napięcie cały czas stopniowano, a gęsty klimat ani na chwilę nie znikał z ekranu. Ton, w którym go zaprezentowano, był bardzo cichy i naturalistyczny, co idealnie współgrało z wydarzeniami oraz postawami bohaterów. Zupełnie wyzbyto się ozdobników narracyjnych, postawiono na prostotę i cały scenariusz zbudowano na czystych emocjach, co sprawdziło się doskonale.
[video-browser playlist="633636" suggest=""]
Plan Saula, choć bardzo prosty, jest też jednocześnie genialny, mimo że jego wykonanie może stanowić niemały problem. Rozegranie tego będzie teraz dla Homeland wyzwaniem, bo ważne jest, żeby nie popadło w tendencyjność i utarte klisze, które zazwyczaj pojawiają się w momencie Najważniejszych Wydarzeń dla fabuły serialu. Na razie idzie mu całkiem nieźle. Nawet obowiązkowy wątek Dany wypadł zaskakująco przekonująco i prawdziwie, choć obietnica, którą złożył sobie Brody, jest już pójściem o krok za daleko. Z kolei jakże sugestywne były słowa, które powiedział o powrocie z Iranu, a które kierowane były do Carrie.
Zgrabnie potraktowano wątek ciąży Mathison, który nie jest w ogóle przez scenarzystów eksploatowany, a nieliczne przypomnienia w ogólnie nie irytują. Raczej nakręcają spiralę, która w końcu musi eksplodować. Tutaj można postawić sobie pytanie: jak i kiedy? Cokolwiek twórcy Homeland dla swojej bohaterki zaplanowali, wydaje mi się, że jest warte czekania. Choć prawdopodobnie poczekać będziemy musieli aż do następnego sezonu.
Nie wiem, czy to był najlepszy odcinek Homeland w ogóle, ale na pewno plasuje się w ścisłej czołówce. Ten sezon jest zupełnie inny od dwóch poprzednich, a jednak nadal tak samo dobry. Wszyscy ci, którzy przestawali powoli w serial wierzyć, powinni jeszcze zrewidować swoje przekonania. Jest bardzo, bardzo dobrze. A może będzie jeszcze lepiej.
Poznaj recenzenta
Katarzyna KoczułapDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat