Alan Moore jakiego (mniej) znacie. Przeczytajcie początek powieści Wielkie Kiedy
Powieść Wielkie Kiedy otwiera literacki projkt legendarnego twórcy Alana Moore'a, czyli serię Długi Londyn. Przeczytajcie początek powieści.
Powieść Wielkie Kiedy otwiera literacki projkt legendarnego twórcy Alana Moore'a, czyli serię Długi Londyn. Przeczytajcie początek powieści.

Chrząknął na znak potwierdzenia, zaparzył im obojgu herbaty z mlekiem i dwiema kostkami cukru, po czym z filiżankami w rękach przeszedł do sklepu, łokciem otwarłszy dzielące go od niego drzwi. Na szczęście jego chlebodawczyni zdążyła się już ubrać: miała na sobie okropny różowy szlafrok przewiązany w pasie. Na wpół wypalony park drive plain tkwił już przyklejony w kąciku jej wykrzywionych ust. Kaszląca Kostucha zawsze tak właśnie wyglądała. To był jej strój służbowy.
Zmierzyła parującą filiżankę beznamiętnym spojrzeniem i podniosła wzrok na kulącego się odruchowo ekspedienta. Tęczówki jej oczu, obsypane szarymi i zielonymi cętkami, wyglądały jak zatopione w wodzie szklane kulki skolonizowane przez glony.
– Pięknie, kurwa. Pięknie. Połowa wylądowała na spodeczku, w dodatku wygląda na to, że krowa zdechła, ale, khe, khe, khe, będzie mi to musiało wystarczyć.
Czyli za mało mleka, ale poza tym ujdzie. Więcej nawet: całkiem nieźle. Dennis przepraszającym wzruszeniem ramion zamaskował swoją ulgę i zapytał, czy Ada życzy sobie dzisiaj jego pomocy w sklepie. Sącząc herbatę, przeszyła go pogardliwym spojrzeniem na wskroś.
– Psiakrew, Dennis, skarbie ty mój, gdybym nie była zdesperowana i bliska śmierci, nie życzyłabym sobie twojej obecności w moim sklepie ani dzisiaj, ani w żaden inny dzień. Nie mogę znieść twojego widoku. Khe, khe, khe, khe. Dzisiaj pójdziesz na Charing Cross, jest tam taka gówniana księgarenka, Harrison’s Books. Słyszałam, khe, khe, że mają trochę Arthura Machena, który jakoś im się nie sprzedaje.
Odstawiła spodeczek z filiżanką na ladę i zaczęła obchodzić sklep, szurając kapciami, które były albo kraciaste, albo wyjątkowo intrygująco poplamione. Zwrócona plecami do Dennisa, cmokając z dezaprobatą, przywracała zbłąkane książki na przynależne im miejsca, przetarłszy wcześniej okładkę brudnym mankietem szlafroka. Na czubku czaszki powleczonej cienką jak pergamin skórą sterczało coś, co w przeszłości musiało być fryzurą, zanim dziesięciolecia zaniedbań upodobniły ją do brudnobiałego rogu nosorożca.
– A kto to jest ten Machen? – zaryzykował pytanie Dennis i natychmiast tego pożałował.
Ada oderwała się od swojego zajęcia, odwróciła się powoli i zmierzyła go spojrzeniem, jakim można by obrzucić psie gówno. Kręcąc jednocześnie głową i zasuszonym kłębem tego, co kiedyś było jej włosami, wróciła do przekładania książek, zanim raczyła odpowiedzieć.
– Był porządnym pisarzem. – Od tonu jej głosu mleko mogłoby skwaśnieć. – W niczym nie przypominał Hanka Jansona, więc nie dziwota, że o nim nie słyszałeś. Khe, khe, khe, khe. Przyjechał z Walii, zwariował na punkcie Londynu i w latach dziewięćdziesiątych publikował tu niewąskie makabreski. Zmarł rok albo dwa lata temu, gdzieś niedaleko Buckingham. Pod koniec zdarzały mu się z lekka faszystowskie odchyły, ale miał naprawdę diabelnie, khe, khe, khe, khe, lekkie pióro.
Przez okno od frontu wpadały wąskie ukośne smugi światła, w których drobinki kurzu popisywały się jak primabaleriny. Ulicą przechodziło już trochę ludzi, głównie mężczyzn w drodze do pracy, co znaczyło, że dochodzi ósma i Ada wkrótce otworzy antykwariat. Słońce, niewidziane od wielu dni, przemykało ukradkiem po wytartych grzbietach i złoconych nazwiskach nieżyjących pisarzy, składając lśniące czcionki w miedzianym mauzoleum niechcianych zdań. Dennis dopiero teraz przypomniał sobie, że powinien zamieszać herbatę, a ponieważ zdążył już wypić trzy czwarte filiżanki, reszta zgęstniała w cukrzycowy muł. Postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o czekającej go misji ratunkowej.
– Myśli pani, że to przez ten faszyzm tamten gość chce się pozbyć dzieł Machena?
Ada znieruchomiała na granicy działów „Medycyna” i „Duchy”, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Nie – odparła. – Nie wydaje mi się. Napisał tylko jedną taką książkę, w latach trzydziestych, kiedy każdy pisarz usiłował wcisnąć publice swoje trzy grosze na temat wojny domowej w Hiszpanii. Wtedy, khe, khe, poparł Franco. Przypuszczam raczej, że dzisiaj Machen po prostu nikogo nie interesuje. Domyślam się, że książki stały się niesprzedawalne. Nie nadają się nawet na, khe, khe, khe, khe, zasraną darowiznę dla sierocińca.
Na wpół zatarty szkic ulicy za oknem przedstawiał dwóch lub trzech ewentualnych klientów, którzy mrużyli oczy i przez lekko zabrudzoną szybę oglądali lekko sprośne książki ilustrujące strategię handlową Ady: Walter: moje sekretne życie, Źródło samotności, Porwany lok. Stanąwszy po drugiej stronie szyby w drzwiach, dobrodziejka Dennisa zmierzyła potencjalnych nabywców przeciągłym spojrzeniem niemrugających oczu, które mówiło wyraźnie, że owszem, wie o ich obecności, ale nie, nie zamierza wpuścić ich do środka przed wybiciem godziny ósmej, ponieważ jej się nie podobają.
Zajrzawszy w głąb filiżanki, gdzie herbaciane fusy zataczały senne kręgi w glukozowej brei, niepocieszony Dennis ostrożnie zagadnął, dlaczego właściwie Adzie zależy na zapomnianych dziełach walijskiego faszysty, które – jak sama przecież utrzymuje – są absolutnie niesprzedawalne.
Gdzieś w poturbowanej dali ocalały zegar zaczął wybijać godzinę, ale Ada z przyjemnością zatrzymała się w swojej niespiesznej dreptaninie w stronę wejścia, by jednocześnie udzielić odpowiedzi swojemu ekspedientowi i zagrać na nerwach drżącym z zimna przyszłym czytelnikom za drzwiami.
– Dlatego, że, khe, khe, khe, wiem, co to znaczy dobra inwestycja, psiakrew. Ten tuman z Charing Cross Road sam twierdzi, że to białe kruki, w dodatku z autografami. Z czasem będą warte, khe, khe, fortunę. Zobaczysz. Z tym okultystycznym badziewiem zawsze tak jest: niby nikt go nie chce, ale ci, którzy chcą, najchętniej wyrwaliby ci je razem z ręką, w której je trzymasz. A większość z nich, khe, khe, śpi na pieniądzach.
Odwróciła wyblakłą tabliczkę z MKNIĘTE na WARTE, po czym udała, że nie wie, który klucz z pęku otwiera drzwi, i próbowała każdego po kolei. Jej podkrążone oczy łyskały złowrogą satysfakcją na widok krótkiej kolejki na dworze, z której powoli wyciekała wola życia. Dennis uważał, choć nigdy nie mówił o tym głośno, że Kaszląca Kostucha prawdopodobnie jest Draculą karmiącym się ludzkim zakłopotaniem. W końcu drzwi zostały WARTE Ada, niby w przerwanym napadzie złości, przywitała klientów nieprzyjazną gestykulacją, ponaglając ich z irytacją, by weszli do środka i zagłębili się w wilgotny tuman jej miazmatów płucnych. Tym sposobem kwartet mężczyzn w średnim wieku, sprowadzonych do roli żywego inwentarza, bez entuzjazmu poczłapał do wybranych półek, Ada zaś – w pończochach marszczących się przy kostkach jak blacha falista, cały czas usiłując palić mimo targającego nią kaszlu – wycofała się w stronę lady i kulącego się przy niej podwładnego. Tężejące oczy budyniowej barwy zbadały krystalizującą masę w jego filiżance, zanim ostentacyjnie zamieszała swoją herbatę, siorbnęła ją głośno i otworzyła osadzoną na sprężynie szufladę kasy. Wyjęła z niej dwa piątaki i garść banknotów jednofuntowych.
– Harrison, khe, khe, khe, khe, uważa, że te jego Macheny są warte dwie dychy. Ja też tak sądzę, ale niech się, khe, khe, khe, goni. Daję ci tu piętnaście funtów. Jeżeli uda ci się utargować coś więcej, możesz, khe, khe, khe, zatrzymać resztę.
- 1
- 2 (current)
Źródło: Echa



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1991, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1985, kończy 40 lat
ur. 1986, kończy 39 lat

