Kwestia sumienia: przeczytaj fragment klasyki SF Jamesa Blisha
Kwestia sumienia to kolejna powieść wydana w ramach Wehikułu czasu, czyli serii przypominającej klasykę SF. Mamy dla was początek tej książki.
Kwestia sumienia to kolejna powieść wydana w ramach Wehikułu czasu, czyli serii przypominającej klasykę SF. Mamy dla was początek tej książki.
Rezultaty tego odkrycia były osobliwe z punktu widzenia Ziemian. Lithyjczycy, dwunastostopowe jaszczury, zbudowali kilka wielkich elektrostatycznych generatorów i całe dziesiątki małych, ale nie mieli niczego, co można by uznać za telefon. Wiedzieli wiele o praktycznym znaczeniu elektrolizy, lecz położenie drutu, który przewodziłby prąd na sporą odległość — powiedzmy, milę — uważane było za triumf techniki. Nie mieli niczego, co człowiek uznałby za silnik elektryczny, a jednak dokonywali lotów transkontynentalnych na odrzutowcach napędzanych statyczną elektrycznością. Cleaver twierdził, że rozumie, na czym polega ta sztuka, Ruiz-Sanchez jednak nie pojmował niczego (a po opowieści Cleavera o elektronowo jonowej plazmie podgrzewanej falami radiowymi na zasadzie indukcji był już zupełnie zdezorientowany).
Mieli wspaniale, cudownie wręcz działającą sieć radiową, zapewniającą między innymi obejmujący całą planetę „żywy” system nawigacyjny, skoncentrowany (i to był zapewne najlepszy przykład lithyjskiego talentu do paradoksów) wokół drzewa. Nigdy jednak nie zbudowali standaryzowanej komory próżniowej, a ich wizja atomu pozostała na poziomie spekulacji podobnych do teorii Demokryta!
Wszystkie te paradoksy dawały się oczywiście wyjaśnić niedostatkiem różnych surowców. Jak każda wielka obracająca się masa, Lithia posiadała własne pole magnetyczne, ale wobec niemal zupełnego braku żelaza było ono nadzwyczaj trudno wykrywalne. Zjawisko radioaktywności, niemożliwe do zaobserwowania na powierzchni, nieznane było do czasu przybycia Ziemian i to tłumaczyło tak małe zaawansowanie teorii atomowej. Podobnie jak Grecy, Lithyjczycy odkryli, iż dzięki pocieraniu jedwabiu i szkła wytwarza się jakiś rodzaj energii, a dzięki pocieraniu jedwabiu i bursztynu jeszcze inny jej rodzaj; doszli w ten sposób do generatorów van de Graaffa, elektrochemii i owych odrzutowców. Nie posiadając metali, nie byli jednak w stanie wytworzyć prawdziwych wysokoenergetycznych baterii, więc zaczęli jedynie prowadzić nieśmiałe badania nad elektrycznością.
W dziedzinach, do których mieli swobodny dostęp, odnieśli znaczące postępy. Pomimo nieustannego zachmurzenia i lokalnych mżawek rozwinęli wspaniałą astronomię opisową, dzięki istnieniu małego księżyca, który dość wcześnie przyciągnął ich uwagę. To z kolei stało się bodźcem do postępów w optyce, w związku z czym byli obecnie mistrzami w obróbce szkła. Ich chemia opierała się w pełni na zasobach mórz i lądów. Pierwsze dostarczały agaru, jodyny, soli, metali rzadkich i rozmaitego pożywienia. Drugie — żywic, gumy, drewna o wszelkich stopniach twardości, olei jadalnych i przemysłowych, masła roślinnego, lin i innych włókien, owoców i orzechów, taniny, farb, leków, korka, papieru. W rzeczy samej nie polowali jedynie na zwierzęta leśne i trudno było powiedzieć dlaczego. Jezuita skłonny był z początku przypuszczać, że dzieje się tak z przyczyn religijnych — jednakże Lithyjczycy nie mieli religii i bez żadnych skrupułów spożywali wiele stworzeń żyjących w oceanach.
Ruiz-Sanchez opuścił kombinezon na kolana i westchnął, chociaż zniekształcony ząbek zamka nie został jeszcze doprowadzony do pierwotnego kształtu. Za oknem Lithia rozpoczynała swój wieczorny koncert. Przesycona wilgocią ciemność rozbrzmiewała osobliwym, w jakiś niejasny sposób dodającym chęci życia i niemilknącym ani na chwilę brzęczeniem obejmującym niemal całe spektrum wychwytywane przez ludzkie ucho. Były to miriady owadów. Wiele z nich wykonywało drżącą, zagmatwaną pieśń, zupełnie jak ziemskie ptaki, na dodatek do typowo owadziego cykania, skrobanie i cmokania. W pewnym sensie było to fortunne, bo na Lithii w ogóle nie żyły ptaki.
Czy takie właśnie dźwięki rozbrzmiewały w raju, zanim wkradło się do niego zło? Ruiz-Sanchez często zastanawiał się nad tym. W końcu jego ojczyste Peru nie znało takich pieśni… Zasadniczym powodem jego pobytu na tej planecie było coś o wiele istotniejszego od taksonomicznych labiryntów biologii,
które niemal beznadziejnie zagmatwały się na Ziemi, zanim jeszcze loty kosmiczne dodały nowe poziomy wiedzy o każdej planecie i nowe wymiary wiedzy o każdej gwieździe. On przybył tu w związku z wyrzutami sumienia. Dość ciekawe dlań było to, iż Lithyjczycy są dwunożnymi istotami inteligentnymi, rozwiniętymi w drodze ewolucji z gadów, posiadającymi torby typowe dla torbaczy i system krążenia pteropsidów. Przede wszystkim jednak interesował się tym, czy mają wyrzuty sumienia.
Rzucił okiem na kalendarz z fotografiami „artystycznymi”, który Cleaver na samym początku wyciągnął z walizki. Dziewczyna na zdjęciu mimo woli wyglądała bardzo skromnie pod wielkimi plamami pomarańczowej pleśni na ścianie. Był 19 kwietnia 2049 roku. Prawie Wielkanoc — święto jak żadne inne przypominające o życiu duchowym i przemijalności ciała. Dla Ruiza-Sancheza najważniejszy był jednak rok, gdyż rok 2050 ogłoszony został Rokiem Świętym.
Kościół powrócił do dawnego zwyczaju, po raz pierwszy wprowadzonego oficjalnie w 1300 roku przez Bonifacego VIII, ogłaszania wielkiego odpustu tylko dwa razy na stulecie. Jeśli Ruizowi-Sanchezowi nie uda się dotrzeć w przyszłym roku do Rzymu, Drzwi Święte nie otworzą się już po raz drugi za je go życia.
Szybciej, szybciej! — szeptał mu w głowie jakiś osobisty demon. A może był to głos sumienia? Czyżby grzechy jego były już tak liczne i tak ciężkie, że konieczne stało się odbycie pielgrzymki, choćby nawet sam o tym nie wiedział? A może była to tylko pomniejsza pokusa, grzech pychy?
Tak czy owak, w tej pracy pośpiech nie był wskazany. On i wszyscy przebywający obecnie na Lithii ludzie mieli zdecydować, czy ta planeta może zostać wykorzystana jako port tranzytowy bez ryzyka zagrożenia życia i zdrowia tak ludzi, jak i Lithyjczyków. Pozostali trzej członkowie Komisji, podobnie jak Ruiz-Sanchez, byli przede wszystkim naukowcami; on wiedział jednak, że jego ostateczny werdykt zależeć będzie nie tyle od taksonomii, ile od sumienia.
A sumienia, tak jak aktu stworzenia, nie można poganiać.
Nie można nawet wyznaczać mu terminów.
Z zaciętą twarzą wpatrywał się w niezreperowany wciąż kombinezon, aż usłyszał jęk Cleavera. Wtedy wstał i wyszedł, zostawiając pokój posykującym z cicha płomieniom.
Źródło: Rebis
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1970, kończy 54 lat