Miecz Kaigenu: przeczytaj fragment orientalnego fantasy
Przeczytajcie fragment powieści Miecz Kaigenu i przenieście się do tej fascynującej opowieści fantasy.
Przeczytajcie fragment powieści Miecz Kaigenu i przenieście się do tej fascynującej opowieści fantasy.
Wydawnictwo Vesper udostępniło fragment swojej niedawnej premiery, czyli młodzieżowej powieści fantasyM.L. Wang pod tytułem Miecz Kaigenu.
Miecz Kaigenu to powieść fantasy amerykańskiej pisarki M.L. Wang, w której przenosi czytelników do świata inspirowanego kulturą dalekowschodniej Azji. Na tym tle rozgrywa się historia bohaterów rzuconych w wir historii, ludzi dla których tradycja, honor, lojalność mają znaczenie. Muszą porzucić swoje dotychczasowe, spokoje życie i raz jeszcze stanąć w obronie tego, co dla nich najważniejsze.
Pod opisem i okładką książki znajdziecie początek Miecza Kaigenu w przekładzie Iwony Michałowska-Gabrych i Patrycji Zarawskiej. Miłej lektury!
Miecz Kaigenu - opis i okładka
Matka usiłująca zapomnieć o krwawej przeszłości.
Syn starający się podążyć ścieżką wojownika.
Ojciec niedostrzegający niebezpieczeństwa grożącego im wszystkim.
Czy rodzina Matsuda znajdzie siły, by obronić swoje Imperium, gdy wichry wojny dotrą na ich terytorium? A może sami przyspieszą własny upadek, zanim prawdziwi wrogowie dotrą do brzegów półwyspu?
Wysoko w zboczach góry leżącej na samym skraju Imperium Kaigenu mieszkają najpotężniejsi wojownicy na świecie, obdarzeni nadludzką mocą, dzierżący lodowe ostrza i zdolni do manipulowania poziomem mórz. Przez setki lat wojownicy z Półwyspu Kusanagi powstrzymywali wrogów Imperium, dzięki czemu ten zamarznięty skrawek lądu zyskał miano „Miecza Kaigenu”.
Mamoru, czternastoletni członek legendarnej rodziny Matsuda, od urodzenia miał tylko jeden cel: zostać doskonałym wojownikiem i bronić ojczyzny. Kiedy obcy przybysz ujawnia mu sekret, Mamoru nabiera podejrzeń, że Imperium, do obrony którego został wychowany, zbudowane jest na kłamstwach i zdaje sobie sprawę, że nie ukończy szkolenia…
Misaki pragnie zamknąć pewien rozdział swojego życia. Wychodzi za mąż i stara się zapomnieć o brutalnej przeszłości. Ukrywa miecz i wszystko co łączy ją ze wspomnieniami wojowniczki, którą dotąd była. Zdeterminowana, by stać się dobrą matką i gospodynią, postanawia już nigdy nie uciekać się do przemocy. Kiedy jednak jej dorastający syn zaczyna zadawać pytania o życie poza Półwyspem Kusanagi, i kiedy dostrzega groźbę zbliżającej się inwazji, Misaki budzi w sobie uśpionego wojownika i ponownie chwyta za miecz.
Miecz Kaigenu - fragment książki
Rozdział 1
Chłopak z północy
Góra Takayubi, półwysep Kusanagi
Prowincja Shirojima
Imperium Kaigenu
Planeta Duna
rok 5369 o.z.
Wspinaczka do akademii była istnym koszmarem. Osiemset dwadzieścia jeden stopni! Pewnego razu Mamoru je policzył, co nie jest łatwe, kiedy jednocześnie musisz uważać, żeby nie spaść w przepaść. Dla większości czternastoletnich wojowników kręta droga pod górę była prawdziwą próbą nerwów i sprawności, ale on ze swym sprężystym krokiem i niewyczerpaną energią każdego ranka cieszył się na to wyzwanie.
– Mamoru! – wydyszał przyjaciel, który został daleko w dole. – Zwolnij trochę!
Itsuki i Yuuta nie mieli innej możliwości dostania się do szkoły, jak tylko strome schody, jako że mieszkali w Zachodniej Osadzie, położonej jeszcze niżej na zboczu. Posiadłość rodu Mamoru leżała dość wysoko, by mógł korzystać z łatwiejszej drogi, ale Matsudowie nigdy nie szli na łatwiznę. Codziennie więc chłopak wstawał przed świtem przy wtórze cykania świerszczy i okrężną drogą schodził do Zachodniej Osady, by następnie wraz z przyjaciółmi podjąć wspinaczkę.
– Jesteście zbyt powolni! – odkrzyknął. – Spóźnimy się!
– Wcale nie! – dobiegł zza mglistej zasłony rozżalony głos Itsukiego. – Zaczekaj, proszę!
– No dobrze. – Mamoru przysiadł na skalnej półce i zwiesił nogi nad przepaścią.
Gdy rozpoczęli wspinaczkę, było jeszcze ciemno, teraz jednak przez biały welon przedarł się poranek i bladym pędzlem wydobywał z nicości zbocze góry. Pogoda rzadko pozwalała zobaczyć ze schodów Kumono podnóże Takayubi. Także tym razem pod nogami Mamoru na skałę ciężkimi falami napierała mgła, powoli rozpraszana przez wschodzące słońce.
Gdy Itsuki i Yuuta wreszcie dowlekli się do półki, na której odpoczywał, z szerokim uśmiechem zerwał się na równe nogi.
– Nareszcie! Mam nadzieję, że teraz już dotrzymacie mi kroku?
– Żartujesz sobie? – wysapał Yuuta, pochylając się, by złapać oddech.
– Jesteś okrutny! – zawtórował mu Itsuki.
Mamoru poklepał ich po plecach.
– Widzimy się w szkole! – rzucił wesoło i popędził w górę.
Jego palce znały każde zagłębienie i każdy wystający kamień, mógł więc szybko i pewnie pokonywać największą stromiznę, przeskakując po sześć stopni naraz. Przyhamował dopiero za ostatnim zakrętem, na widok skulonej we mgle postaci z całych sił trzymającej się skały i spazmatycznie łapiącej oddech. Nie zastanawiałby się nad tym zbytnio – każdego ranka wspinały się tą drogą dziesiątki uczniów – gdyby nie rzuciło mu się w oczy nietypowe ubranie. Zamiast tradycyjnego kumońskiego błękitu chłopak miał na sobie nowocześnie wyglądający czarny mundurek, jakiego Mamoru nigdy wcześniej nie widział.
– Dzień dobry – powiedział, podchodząc do nieznajomego powoli, by go nie przestraszyć, bo wtedy mógłby spaść.
– …dobry. – Chłopak uniósł na powitanie dłoń, po czym przyłożył ją do piersi. Miał twardy akcent i wciąż ciężko oddychał.
– Jesteś…? – zaczął Mamoru, po czym przeszedł na kaigeński, oficjalny język cesarstwa. – Jesteś nowym uczniem?
Chłopak skinął głową.
– Kwang Chul-hee – przedstawił się. – Miło mi cię poznać.
Nazwisko wskazywało, że pochodzi z północy. A więc nie przeniesiono go z sąsiedniej prowincji, lecz ze znacznie dalszych stron. Takie mundurki, skrojone w stylu jammańskim na wzór wojskowych bogolanów, noszono w dużych miastach półwyspu Jungsan.
– Matsuda Mamoru – przedstawił się z tradycyjnym ukłonem Mamoru.
– Matsuda Mamoru – odwzajemnił chłopak. – Jak daleko jeszcze do tej przeklętej szkoły?
– Już prawie jesteś na miejscu – odparł ze śmiechem Matsuda. – Możemy pójść razem.
– Nie boję się, że się zgubię – z lekką irytacją tłumaczył Kwang. – Tylko że spadnę.
– Po upadku z tych schodów nikt jeszcze nie zginął.
Poniżej skłębionej mgły wszystkich spadających nieszczęśników bezpiecznie łapało zasilane źródlaną wodą niezamarzające jezioro.
– Słyszałem – przyznał Kwang – ale na pewno i tak boli.
– Owszem. – Swego czasu, w pierwszym roku nauki, Mamoru skoczył ze schodów, bo chciał sprawdzić, jak to jest latać. Gorzko tego pożałował, gdy uderzył o taflę wody, nigdy jednak nie zapomniał ryku wiatru w uszach, tak głośnego, że czuł się jak na otwartym oceanie.
– Nie przejmuj się – pocieszył nowego. – Wchodziłem po tych schodach ze sto razy. Wiem o wszystkich zdradliwych miejscach, więc jeśli się potkniesz, złapię cię.
– Taki jesteś szybki? – Kwang nie wyglądał na przekonanego.
Trudno, stwierdził Mamoru. Niech sobie myśli, co chce.
– W Takayubi ceni się szybkość – wyjaśnił. – Tu wszyscy są wojownikami.
– Widzę. – Kwang ruchem głowy wskazał drewniany miecz ćwiczebny wystający z plecaka Mamoru.
– Potrafimy też walczyć wręcz – zapewnił go chłopak – choć wolimy tradycyjną walkę na miecze.
– Ty też się na niej znasz?
– Nazywam się Matsuda.
– Nie mam pojęcia, co to znaczy.
– To znaczy „tak” – rzekł Mamoru. – A jaki styl walki jest popularny w twoim regionie? – zapytał ciekaw, jakiego rodzaju wojownikiem jest nowy.
– Jaki styl walki? – Kwang uniósł brwi. – Gry wideo.
Mamoru się roześmiał.
– Tutaj raczej nie grywamy w nie.
– Dlaczego? Chyba mi nie powiesz, że nie używacie info-komów?
Mamoru pokręcił głową.
– Jak to?! – Kwang zrobił wielkie oczy.
– Burmistrz chyba ma coś takiego. Jesteśmy dość tradycyjną społecznością.
– Zauważyłem.
Na ostatnim odcinku schodów dogonili ich Itsuki i Yuuta.
– Jestem Mizumaki Itsuki – przedstawił się chłopak z Zachodniej Osady, bezrefleksyjnie używając dialektu shirojimskiego, w którym chłopcy rozmawiali na co dzień. – A to Yukino Yuuta.
– Ja jestem Kwang Chul-hee. – Nowy dzielnie próbował zmierzyć się z dialektem. – Yoroshiku onegashimasu.
– Chciałeś powiedzieć „o-ne-ga-i” – poprawił go Mamoru. – Onegaishimasu. Tyle że „su” wymawiają jedynie małe dzieci.
– Oj.
– Bez obaw! – pocieszył go Mamoru. – Wiele lekcji prowadzonych jest po kaigeńsku. – Tak to wyglądało w całym cesarstwie.
Zanim dotarli do szkoły, chłopak z miasta znów ciężko dyszał. Najpierw z mgły wyłoniły się majestatyczne kolumny, których czarną powierzchnię pokrywała rosa. Po nich ukazał się wygięty gliniany dach. Większą część Akademii Kumono wykuto w skale, z której wystawała jedynie misternie zdobiona fasada z lakierowanego drewna. Utrzymujące ją kolumny i belki trzeszczały na wietrze, lecz od stu lat zapewniały budynkowi bezpieczeństwo.
Kwang przystanął na schodach szkoły i mocno uczepił się rzeźbionej poręczy. Wyglądał, jakby lada chwila miał zwymiotować we mgłę.
– Dlaczego szkołę wybudowano w takim miejscu? – zapytał ze zgrozą.
– Początkowo Kumono nie było szkołą, tylko klasztorem – wyjaśnił Yuuta.
– Och. To wiele tłumaczy – zrozumiał Kwang, przypatrując się strzegącym wrót groźnym posągom świętych falleizmu ryuhon.
– Kiedy mnisi fina wybudowali nową świątynię w Zachodniej Osadzie u podnóża zbocza, wynieśli się stąd – kontynuował Yuuta.
– I ktoś postanowił otworzyć tu szkołę? – wciąż nie dowierzał Kwang.
– Nie byle jaką szkołę – zauważył Mamoru, wchodząc po schodach do genkanu. – To elitarna akademia wojowników koro z Takayubi. Starszyzna uznała, że jeśli ktoś chce należeć do elity, powinien się trochę pomęczyć.
Wśród drewnianych ścian Kumono zawsze pachniało kadzidłem. Jego znajoma woń otoczyła czterech chłopców, gdy dołączyli do sennych kolegów przy półkach na buty i przyklękli, by rozwiązać tabi. Mamoru przyglądał się Kwangowi, który wciąż drżącymi dłońmi majstrował przy swoim obuwiu. Zamiast tabi miał ciężkie, lśniące sportowe buty w stylu jammańskim, zamykane wokół kostek na magnesy. Nikt w Shirojimie takich nie nosił; Mamoru widział je tylko w telewizji.
– Nie wyobrażam sobie codziennie się tak wspinać – stęknął Kwang, wciskając wielkie buty w wolne miejsce na półce.
– Jeśli chcesz mieć łatwiejszą drogę, możesz się przenieść do publicznego gimnazjum w Takayubi – zaproponował Itsuki.
– Daj spokój! – parsknął Kwang. – Ilekroć się przeprowadzamy, ojciec koniecznie musi mnie zapisać do najlepszej szkoły w regionie.
– A często się przeprowadzacie? – zapytał Yuuta.
Chłopak przytaknął.
– Tata jest przedstawicielem handlowym firmy komunikacyjnej, więc jeździmy po całym kraju, a czasem i za granicę.
– Za granicę? – zdumiał się Itsuki. – Na przykład dokąd?
– Hmm… – zastanowił się Kwang. – Kilka razy byliśmy w Jammie i Kudazwe, raz w Sizwe, przez parę tygodni…
– Chłopcy! – rozległ się głos. – Skoro zdjęliście już buty, dlaczego nie jesteście w klasie?
– Sensei Yukino! – wykrzyknął Itsuki i wszyscy się ukłonili. – Przepraszamy!
Yukino Dai był najlepszym szermierzem w prowincji, choć niektórzy stawiali go na drugim miejscu. Spierano się, czy potrafiłby pokonać w pojedynku ojca Mamoru, Matsudę Takeru, albo jego stryja, Matsudę Takashiego. Klan Yukinów nie opanował techniki, która u Matsudów przechodziła z pokolenia na pokolenie, ale Yukino Dai nauczył się świetnie władać bronią białą.
– Sensei, przyszedł nowy uczeń – wyjaśnił Mamoru. – Nie wie, do której sali ma pójść.
– Rozumiem. – Sensei Yukino przeniósł wzrok na bogolański mundurek nowego chłopca. – Ty pewnie jesteś Kwang Chul-hee?
– Tak, panie nauczycielu. – Kwang ukłonił się i wyrecytował starannie: – Yoroshiku onegaishimasu.
Słysząc jego akcent, mistrz nieprzekonująco powściągnął uśmiech.
– Witaj w Akademii Kumono – rzekł po kaigeńsku. – Jak ci poszła pierwsza wspinaczka?
– Bez problemu, panie nauczycielu– zełgał mimo zaróżowionych policzków chłopak. – Nie mogę się doczekać kolejnej.
Sensei Yukino obdarzył go szerokim uśmiechem.
– Podobasz mi się, Kwang. Chodź ze mną do biura po swój plan lekcji. Matsuda-san – zwrócił się do Mamoru. – Biegnij do magazynu i znajdź dla niego mundurek. Twój rozmiar powinien pasować.
– Tak jest. – Mamoru ukłonił się i ruszył spełnić polecenie.
Szybko i zwinnie przemieszczał się wąskimi korytarzami, nie zważając na kołysanie podłogi chwiejącego się na podporach budynku.
– Witaj, Mamoru-kun! Dzień dobry, Matsuda-senpai! – pozdrawiali go koledzy, a on odkłaniał się każdemu z uśmiechem.
Drzwi magazynu nie miały zamka. Zarówno szkoła, jak i miasteczko Takayubi były tak małe, że nikt nie obawiał się kradzieży. Niby gdzie złodziej miałby ukryć skradzione rzeczy? Gdzie miałby je sprzedawać? Wszyscy się tu znali.
Żeby dotrzeć do regału z nowymi mundurkami, Mamoru musiał się wspiąć na skrzynię z uszkodzonymi mieczami i stos manekinów. Utrzymanie się na nogach nie jest proste, gdy podłoga się rusza, a manekiny usuwają się spod nóg, lecz cóż byłby z niego za Matsuda, gdyby zwalił go z nich jakiś nędzny wietrzyk? Po kolejnym podmuchu manekiny przesunęły się w stronę regałów, a on pochylił się, zdjął z półki mundurek w rozmiarze „4” i zeskoczył ze stosu, nim ten się rozsypał.
Raz jeszcze sprawdził rozmiar, po czym pognał do gabinetu senseia Yukina.
– Dziękuję, Matsuda-san – powiedział nauczyciel, gdy chłopak podał mu ubranie. – Kwang jest w drugiej klasie, więc będziecie chodzili na wszystkie zajęcia razem. – Mamoru kiwnął głową. Jako bardziej ekskluzywne z dwóch gimnazjów w regionie Akademia Kumono miała tylko po jednej klasie w każdym roczniku. – Oddaję go pod twoje skrzydła. Zaopiekuj się nim pierwszego dnia.
– Tak jest, sensei.
– Na początek zaprowadź go do szatni. Tylko się pospieszcie, bo za kilka siiranu zaczyna się lekcja.
Kwang przebierał się w nowy mundurek dłużej, niż przewidywał Mamoru, który teraz niecierpliwie przechadzał się po skrzypiącej podłodze przed drzwiami szatni. Gdy nowy w końcu stamtąd wyszedł, wciąż wiązał pasek, jakby mieli mnóstwo czasu.
– Zabawne – powiedział, wymachując szerokimi niebieskimi rękawami – czuję się jak w jakimś starym filmie o samurajach.
Mamoru zmarszczył brwi.
– Dla nas to zwykły szkolny mundurek.
– Dziwaczne miejsce.– Kwang przesunął dłonią po rękawie i rozejrzał się po misternie rzeźbionym holu. – Mam wrażenie, że cofnąłem się w czasie.
Mamoru czuł narastającą irytację, choć nie do końca rozumiał jej powód. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nim zdążył się odezwać, stary świątynny dzwon wydał pojedynczy dźwięk, który poniósł się echem po całym budynku, tak jak to czynił przez ostatnie sto lat. Zaczynały się lekcje.
- 1 (current)
- 2
Źródło: Vesper
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat