Odzyskanie czasu: przeczytaj początek chińskiej powieści SF
Odzyskanie czasu to sidequel do trylogii science fiction Wspomnienie o przeszłości Ziemi chińskiego pisarza Cixina Liu. Przeczytajcie fragment tej książki.
Odzyskanie czasu to sidequel do trylogii science fiction Wspomnienie o przeszłości Ziemi chińskiego pisarza Cixina Liu. Przeczytajcie fragment tej książki.
Trylogia Cixina Liu pt. Wspomnienie o przeszłości Ziemi zdobyła uznanie na całym świecie, ale autor nadal najbardziej popularny jest w swoim kraju, czyli Chinach. Jego książki budzą takie emocje, że powstają do nich fanfiki.
I właśnie tak oryginalnie powstało Odzyskanie czasu. Jego autor, kryjący się pod pseudonimem Baoshu, napisał tę książkę zaraz po przeczytaniu zakończenia trylogii. Spotkała się ona z uznaniem rzeszy czytelników, ale także samego Cixina Liu, który wyraził zgodę na jej książkową publikację.
Odzyskanie czasu ukaże się nakładem Rebisu już 19 maja. Mamy dla was do przeczytania prolog i pierwszy rozdział w tłumaczeniu Andrzeja Jankowskiego. Miłej lektury!
Prolog
Pierwszy rok ery schyłkowej, godz . 0.0:0, koniec wszechświata
Dawno, dawno temu w innej galaktyce…
Gwiazdy wciąż świeciły jasno, galaktyka wciąż wirowała jak potężna rzeka, a za każdym słońcem wciąż kryły się niezliczone formy życia, oddzielone od siebie bezmiarem kosmosu. Chowały się w odległych zakamarkach galaktyki, powstawały, rozwijały się, walczyły o przetrwanie i zabijały; rytm życia i jęki śmierci wypełniały tę nieznaną galaktykę tak jak wszystkie inne części wszechświata.
Jednak ten stary i rozległy wszechświat zbliżał się do końca swego istnienia.
W sferze o promieniu dziesięciu miliardów lat świetlnych gwiazdy umierały jedna po drugiej w niewyobrażalnym tempie. Znikały cywilizacje, gasły galaktyki… i wszystko wracało do próżni, jakby nigdy nie istniało.
Niezliczone formy życia w tej galaktyce nie wiedziały jeszcze, że wszystkie ich zmagania i porażki, ukrywanie się i zabijanie, straciły znaczenie. W tej części wszechświata miała wkrótce zajść straszna, nieprzewidywana zmiana. Ich byt miał się obrócić w niebyt.
Tę leżącą na uboczu galaktykę oświetlały słabe fotony docierające przez bezkresny mrok przestrzeni kosmicznej z martwych już, odległych o miliardy lat świetlnych innych galaktyk niczym litery bez odbiorców, opisujące minione legendy tych, którzy przeminęli.
Jeden z tych promieni wydobywał się z ledwie zauważalnego zakątka wszechświata zwanego niegdyś „Drogą Mleczną”. Był tak nikły, że nie mogły go dostrzec oczy większości żywych istot, ale niósł niezliczone legendy, które kiedyś poruszały niebo i ziemię, wstrząsały wiarą i rozumem.
Ye Wenjie, Mike Evans, Ding Yi, Frederick Tyler, Zhang Bei hai, Bill Hines, Luo Ji, Thomas Wade…
Baza Czerwony Brzeg, Ruch na rzecz Ziemskiej Trisolaris, program Wpatrujących się w Ścianę, program Klatka Schodowa, Dzierżyciele Miecza, program Schron…
Te starożytne opowieści pozostawały tak żywe, jakby przedstawione w nich wydarzenia rozegrały się wczoraj; postacie bohaterów i świętych wciąż mrugały między gwiazdozbiorami. Zniknęła jednak wiedza o nich i nie został nikt, kto zauważyłby, że przeminęli. Opadła kurtyna i aktorzy zeszli ze sceny, publiczność rozwiały wiatry, dawno temu runął nawet sam teatr.
Trwało to, aż…
W bezkresnej ciemności kosmosu, w zapomnianym zakątku odległym od jakiejkolwiek gwiazdy, z nicości wyłonił się duch.
Słabe lśnienie gwiazd rysowało kształt z grubsza przypominający stworzenie zwane niegdyś „człowiekiem”. Duch wiedział, że w promieniu miliardów lat świetlnych od tego miejsca nie ma żadnej innej istoty, która mogłaby rozpoznać ludzki kształt. Jego świat i rodzaj, do którego należał, zniknęły bez śladu dawno temu. Ten rodzaj stworzył niegdyś cywilizację, która rozświetliła galaktykę, podbiła miliardy światów, zniszczyła niezliczonych wrogów i stworzyła wspaniałe eposy, ale zatonął w rzece dziejów, która z kolei wpadała do oceanu czasu. Teraz miał wyschnąć nawet ten ocean.
Ale pod koniec wszechświata, w chwili, gdy czas miał przestać płynąć, ten duch uparcie pragnął nadal pisać opowieść, która już się zakończyła.
Unosząc się w ciemności, duch wyciągnął kończynę – nazwijmy ją ręką – i rozprostował pięć palców. W jego dłoni znajdowała się mała srebrna świetlna plamka.
Gdy patrzył na tę srebrną plamkę jak pogrążony we wspomnieniach, w jego oczach odbijały się niezliczone gwiazdy. Świetlna plamka tańczyła nad jego dłonią niczym robaczek świętojański, tak mała, że w każdej chwili mogła zgasnąć, ale przy tym, podobnie jak w osobliwości przed narodzinami wszechświata, zawierały się w niej wszystkie możliwości. Była miniaturowym tunelem w czasoprzestrzeni, połączonym z wielką czarną dziurą w jądrze galaktyki, i mogła wyzwolić tyle energii co cała ta galaktyka.
Po jakimś czasie – nie wiadomo jak długim, ponieważ w pobliżu nie było nikogo, kto zmierzyłby jego upływ – duch wydał polecenie. Jasna plamka przemieniła się w srebrzystą nić ciągnącą się w dal niczym nieskończona oś czasu. W następnej chwili z nici powstała biała płaszczyzna. Gdy płaszczyzna ta pofałdowała się i pogrubiała, pojawił się trzeci wymiar, ale jej grubość była znikoma w porównaniu z długością i szerokością. Duch rozwinął ogromny arkusz czystego papieru rysunkowego i teraz unosił się nad nim.
Rozpostarł ręce i poszybował. Jego ruch wywoływał lekki powiew i z niczego zmaterializowała się atmosfera. Arkusz papieru pod jej powłoką zdawał się reagować na ten powiew, tworząc zmarszczki i fale, które zakrzepły w góry, wzgórza, wąwozy i równiny.
Potem pojawiły się ogień i woda. Z czystej energii powstawały wodór i tlen i łączyły się ze sobą w huku wybuchów w płomienie, które zlewały się w morze ognia. Wytworzone w wyniku tej reakcji cząsteczki wody zbijały się w krople, te z kolei w mgły i chmury, z których potem lunął na nowo narodzoną ziemię rzęsisty deszcz. Ulewa zalała równiny, zamieniając je w rozległe oceany.
Duch przeleciał nad wodami niczym gigantyczny ptak i siadł na pustej plaży. Wyciągnął ręce, jedną w stronę fal, drugą w stronę wzgórz, i jednocześnie obie podniósł. Zgromadzone w jego ciele brontobajty danych, czerpiąc energię z otoczenia, nabrały kształtów – w wodzie i na ziemi pojawiło się życie, jakby przeniesione tam przez cyklon. Nad fale wyskakiwały ławice ryb i wieloryby, by oddać cześć swemu stwórcy, z ziemi wyrosły trawy i kępy drzew, a między nimi przemykały zwierzęta biegające i pełzające. Po niebie fruwały stada ptaków. Ten nowy świat był pełen zgiełku życia, a gdy zmaterializowały się stworzenia, powstały też lasy, sawanny, jeziora i pustynie.
Po wykonaniu tych zadań duch wciąż odnosił wrażenie, że na tym świecie brakuje czegoś ważnego. Patrzył w zamyśleniu na ciemne niebo, aż w końcu uświadomił sobie, czego tam nie ma. Palcem wskazującym nakreślił na czarnym aksamicie firmamentu koło. Potem, cofnąwszy dłoń, pstryknął tym palcem i kciukiem i w koło strzeliła iskra, zamieniając je w ognisty krąg. Ponownie pojawiło się znane słońce, a przynajmniej tak się wydawało. Gdy jego promienie przeniknęły przez atmosferę, cały świat pojaśniał. Niebo, czyste i gładkie jak lustro, uzyskało lazurowy kolor, ciemnobłękitne morze skrzyło się i lśniło.
Duch skąpał się w świetle, któremu przywrócił istnienie. Zauroczony podniósł delikatnie głowę.
„Jest jak w dawno minionym złotym wieku…” – pomyślał. Promienie słońca padały na jego skórę i włosy, tworząc sylwetkę typowego człowieka. Teraz stało się oczywiste – a przynajmniej stałoby się, gdyby był tam ktoś, kto by to obserwował – że owa istota nie jest duchem, lecz osobą, mężczyzną z istniejącego dawno temu świata, zwanego niegdyś „Ziemią”.
I ten nowy świat, podobnie jak mityczna Ziemia, przyzywał go, wabiąc poczuciem swojskości.
Był to cień rzucany pod koniec wszechświata przez tę starą planetę długo po zniszczeniu zarówno jej, jak i niezliczonych ludzkich cywilizacji, które ją zamieszkiwały.
Duch wiedział, że w porównaniu ze wspaniałym wszech światem, który kiedyś istniał, a nawet z rzeczywistą Ziemią, ten sztuczny świat jest mały, nieprawdziwy i nieistotny. Ale i tak go stworzył, by kosmiczna epopeja, która już się zakończyła, mogła potrwać odrobinę dłużej. Nawet jeśli jego dzieło nie by ło prawdziwą kontynuacją, czyż zanurzenie się jeszcze na kilka chwil w tym wirtualnym świecie i poczucie ciepła bijącego od dogasających szczątków imitacji słońca, podczas gdy wszechświat nieodwołalnie znikał, nie było rozkoszą?
– Zmierzch wszechświata – mruknął.
Źródło: Rebis
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat