Pamiętnik karła: przeczytaj fragment kryminału w dniu premiery
Pamiętnik karła dzisiaj trafił do sprzedaży. Przeczytacie początek powieści Joanny Jodełki w dniu premiery.
Pamiętnik karła dzisiaj trafił do sprzedaży. Przeczytacie początek powieści Joanny Jodełki w dniu premiery.
Uchyliła szybę, by wpuścić trochę powietrza i ochłonąć. Wtedy na skraju parku zobaczyła jakiś ruszający się cień. Po sekundzie przemieszczającej się smugi już nie było. Rozpłynęła się albo zniknęła gdzieś za zaroślami. Angelina zamierzała ruszyć dalej, nawet zjechała z krawężnika i pokonała kilka metrów, ale cień nie dawał jej spokoju. Była prawie pewna, że jej się przywidziało. Wrzuciła wsteczny bieg, w ostatniej chwili przekierowując lusterko z twarzy na tylną szybę. Zatrzymała się tak, by mieć przed oczami lukę między zaroślami. Początkowo nic nie widziała, po chwili jednak zamajaczył zarys postaci, która odwróciła się na chwilę, po czym ruszyła w kierunku stawu. Zazwyczaj spacerowali tutaj ludzie, ale za dnia i do późnej nocy, a nie przed świtem. Przynajmniej tak się jej wydawało. Chociaż z drugiej strony, skąd mogła wiedzieć. Może ludzie karmią kaczki o świcie? Po parkowym stawie pływały nawet łabędzie. Może ktoś wyprowadza psa cierpiącego na bezsenność? Takie wytłumaczenie byłoby satysfakcjonujące, gdyby nie to, że mimo odległości zauważyła, iż poruszająca się sylwetka jest bardzo mała. Próbowała znaleźć jakiś punkt odniesienia, gdy postać przycupnęła w miejscu. Wyglądała teraz jak kropka. Angelina wyciągnęła głowę pod sam sufit auta.
Może się załatwia? – pomyślała, wzdrygając się z obrzydzeniem, i już chciała ruszyć, gdy drobna sylwetka się podniosła. Zdjęła marynarkę albo kurtkę i położyła obok na trawie.
Teraz Angelina widziała doskonale czarne spodenki i białą koszulę. Niewielki rozmiar! Tego była już pewna.
– To dziecko! – krzyknęła, widząc, jak nieznajomy ściąga buty i kieruje się wprost do stawu.
Wyłączyła silnik samochodu i wybiegła. Nim to zrobiła, dziecko było już po kolana w wodzie. Najkrótsza droga prowadziła przez krzewiaste zarośla. Rzuciła się między zielone badyle. Szeroka spódnica zaplątała się między gałęziami. Chwilę się szarpała, ciągnąc ją z każdej strony, w końcu się udało, choć naciągnięta gumka boleśnie strzeliła ją w plecy. Jęknęła tylko i pobiegła w kierunku dziecka, które było już po pas w wodzie. Chciała jak najszybciej ominąć dwa drzewa, gdy wpadła stopą w jakiś dołek i wywróciła się idealnie na płasko. Podniosła się szybko, strzepując w biegu źdźbła świeżo ściętej trawy, które oblepiły jej twarz, ale zobaczyła już tylko głowę wystającą nad taflą.
– Czekaj! – wrzasnęła. W tym samym momencie uszy dziecka znikły pod wodą. Widziała tylko czubek głowy. – Dżizas! – syknęła, rozglądając się wokół w nadziei, że ktoś jeszcze to widzi, ale nikogo nie było.
No nie!
Skrzywiła się, patrząc na rozciągające się przed nią bajoro. Dlaczego ja! Nie cierpiała jezior ani żadnych zarośniętych zbiorników. Do wody wchodziła tylko wtedy, gdy na dnie widziała niebieską glazurę, a w powietrzu roznosił się zapach chloru.
– Nie! Tylko nie to! – jęknęła, zrzuciła buty i weszła do stawu. Głowa dziecka była już pod wodą, drogę wskazywały jej powoli niknące fale. Grzęznąc stopami w mule, szła ich śladem i patrzyła przed siebie z odrazą i przerażeniem. Uszła dosyć daleko, a woda sięgała jej ledwo do bioder. Spódnica unosiła się wokół niej jak balon. Głębokość była taka, że szło się ciężko, ale płynąć też było bez sensu. Woda była ciemna i mętna. Co chwilę coś przylepiało się jej do nóg, ale nie miała czasu się schylić. Fale wyznaczające ślad powoli znikały. Poza tym ona sama, miotając się, robiła większe. Na oko powinna być już prawie w miejscu, gdzie schowała się głowa, choć woda sięgała jej trochę powyżej pasa. Zaczęła chaotycznie machać rękami przed sobą i wokół siebie. Kręciła się w kółko, mącąc wodę. Nic nie widziała.
– Ratunku! – wrzasnęła. – Niech mi ktoś pomoże – jęknęła bezradnie. Nagle, gdy rozglądała się wokół, poczuła, że coś ciągnie ją za spódnicę. Wrzasnęła jeszcze głośniej, chciała to coś strzepnąć z siebie, zobaczyła jednak pod wodą małe ręce. Przeleciała jej przez głowę myśl, że topielec może pociągnąć za sobą ratującego go człowieka, ale ona przecież stała i miała wodę pod biustem. Namierzyła palce. Chwyciła za nadgarstek i zaczęła ciągnąć.
– Już dobrze, dzieciaku! Już dobrze – powtarzała. Wymacała pod wodą ramiona, chwyciła pod nie. – Już dobrze. – Unosiła ciało, oddychając z ulgą na widok czubka głowy i ciemnych włosów. Wyciągała dalej. Kosztowało ją to sporo wysiłku. Zamknęła oczy i otworzyła je dopiero wtedy, gdy poczuła dobrze chwycony ciężar. A gdy otworzyła, krzyknęła wniebogłosy.
Miała przed sobą mokrą, pomarszczoną twarz. Wielkie, wystraszone oczy i mięsiste usta chwytające po wietrze niczym karp. To nie było dziecko! To starszy mężczyzna! Po sekundzie paraliżującego odrętwienia odrzuciła go z powrotem w wodę. Najdalej jak potrafiła.
Chwilę trwało, nim ochłonęła i znowu pociągnęła za wystające z wody ręce. Już nie próbowała położyć sobie topielca na piersiach, tylko chwyciła pod ramiona od strony pleców. Szła tyłem. I tak wytargała go z sołackiego stawu.
– Nie wierzę! Nie wierzę! – powtarzała pod nosem, kręcąc głową.
Opadła na trawę, zostawiając obok ciągle krztuszącego się mężczyznę. Mógł mieć pięćdziesiąt lat albo i więcej. Twarz miał okrągłą i pomarszczoną. Nie patrzył w jej stronę, tylko drobnymi palcami przeczesywał mokrą grzywkę. Po chwili podkulił nogi i schował głowę między kolana. Wychodząc ze stawu, miała w planie nawrzeszczeć na niego za to, że zmusił ją do brodzenia w obleśnej wodzie, ale na ten żałosny widok zmieniła zdanie, jeszcze zanim uspokoiła oddech. Machnęła ręką i popatrzyła po sobie.
– Jesssu, jak ja wyglądam – jęknęła.
Do utytłanej spódnicy w kilku miejscach przylepiły się jakieś wodorosty. Zgniłe źdźbło długiej trawy odlepiła też od koszuli i gołego ramienia. Westchnęła i spojrzała na parę butów równiutko ustawionych nad brzegiem stawu. Skórzane, brązowe, wyjątkowo eleganckie i dziecięcego rozmiaru. Na zamówienie czy od komunii? – przebiegło jej przez myśl.
– Dlaczego pan to zrobił? – zapytała po chwili, patrząc na skulone, mokre nieszczęście.
Spojrzał na nią spode łba.
– Pewnie miałem jakiś powód – stwierdził, wzruszając ramionami.
– Pewnie tak – zgodziła się i spojrzała na zegarek. – Odwiozę pana do domu.
– Nie, nie chcę – zaprotestował raptownie. – Poradzę sobie – dodał, opuszczając głowę między kolana.
Angelina się podniosła.
Źródło: Rebis
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat