Poczwarki: przeczytaj początek klasycznej powieści science fiction
Od kilku dni w sprzedaży znajduje się nowe wydanie Poczwarek Johna Wyndhama. Mamy dla was obszerny fragment tej powieści.
Od kilku dni w sprzedaży znajduje się nowe wydanie Poczwarek Johna Wyndhama. Mamy dla was obszerny fragment tej powieści.
Możesz znać na pamięć nakazy i zakazy, które wpojono ci w dzieciństwie, lecz niewiele one znaczą, dopóki nie znajdziesz się w sytuacji, której dotyczą — a i wtedy musisz się zorientować, że to ta sytuacja.
Tak więc siedziałem cierpliwie, obserwując, jak skręcona noga jest obmywana, jak nakłada się na nią zimny okład oraz bandażuje, i nie widziałem związku między tym wszystkim a twierdzeniem, które słyszałem prawie każdej niedzieli mojego życia:
— I Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. I Bóg oznajmił, że człowiek powinien mieć jedno ciało, jedną głowę, dwie ręce i dwie nogi; że każda ręka powinna mieć dwa stawy i jedną dłoń; że każda dłoń winna mieć cztery palce i jeden kciuk, a każdy palec ma być zakończony płaskim paznokciem…
I tak dalej, aż do:
— I Bóg stworzył kobietę, również na swój obraz i podobieństwo, lecz z następującymi różnicami, zgodnymi z jej naturą; jej głos powinien być wyższy niż głos mężczyzny; nie powinna mieć brody; powinna mieć dwie piersi…
I tak dalej.
Widziałem to wszystko, co do słowa — a jednak widok sześciu palców Sophie nie przywołał niczego z mej pamięci. Widziałem tę stopę spoczywającą na podołku matki. Patrzyłem, jak jej matka spogląda na nią przez chwilę, bierze w ramiona i delikatnie całuje, a potem unosi głowę ze łzami w oczach. Było mi przykro, że tak się zmartwiła, że Sophie cierpi i boli ją noga — ale nic poza tym.
Gdy noga została zabandażowana, zaciekawiony rozejrzałem się po pokoju. Ten dom był o wiele mniejszy od mojego, właściwie był chatką, ale podobał mi się bardziej. Panowała w nim przyjazna atmosfera. I choć matka Sophie była zaniepokojona i zmartwiona, nie miałem wrażenia, że jestem przykrym i niepożądanym czynnikiem zakłócającym ich skądinąd uporządkowane życie, jakie większość ludzi wiedzie w domu. Sam pokój też wydawał mi się lepszy, bo na ścianach nie było napisów, które ludzie mogliby pokazywać innym z dezaprobatą. W ich miejscu w tym pokoju było kilka rysunków koni, które bardzo mi się podobały.
W końcu Sophie, opatrzona, z buzią otartą z łez, pokusztykała do krzesła przy stole. Mimo że bolała ją noga, odzyskała rezon i z powagą gościnnie spytała mnie, czy lubię jajka.
Później pani Wender kazała mi zaczekać i zaniosła ją na górę. Po kilku minutach wróciła i usiadła przy mnie. Wzięła moją dłoń w swoje i przez długą chwilę spoglądała na mnie z poważną miną. Wyraźnie wyczuwałem jej niepokój, chociaż z początku nie było dla mnie jasne, czym się tak niepokoi. Zaskoczyło mnie to, ponieważ wcześniej nie okazywała tego po sobie. W myślach próbowałem ją uspokoić i zapewnić, że nie musi się mnie obawiać, ale ta myśl do niej nie dotarła. Nadal spoglądała na mnie błyszczącymi oczami, podobnie jak Sophie, gdy powstrzymywała płacz. Gdy na mnie patrzyła, jej myśli były niespokojne i ulotne. Ponownie spróbowałem, lecz nie zdołałem ich uchwycić. Potem powoli pokiwała głową i powiedziała:
— Jesteś dobrym chłopcem, Davidzie. Byłeś bardzo miły dla Sophie. Chcę ci za to podziękować.
Poczułem się nieswojo i spojrzałem na swoje buty. Nie pamiętałem, żeby ktokolwiek wcześniej nazwał mnie dobrym chłopcem. Nie wiedziałem, co powinienem na to powiedzieć.
— Jesteś jak Sophie, prawda? — ciągnęła, wciąż na mnie patrząc.
— Tak — odrzekłem. Po czym dodałem: — I myślę, że ona jest strasznie dzielna. To musiało ją bardzo boleć.
— Czy dochowasz tajemnicy… ważnej tajemnicy… ze względu na nią? — zapytała.
— Tak, oczywiście — zapewniłem, ale odrobinę niepewnym tonem, bo nie wiedziałem, co to za tajemnica.
— Czy… widziałeś jej stopę? — spytała, uważnie mi się przyglądając. — Jej palce?
Kiwnąłem głową.
— Tak — potwierdziłem.
— No cóż, to właśnie ta tajemnica, Davidzie. Nikt inny nie może się o tym dowiedzieć. Jesteś jedyną osobą, która o tym wie, poza jej ojcem i mną. Nikt inny nie może się o tym dowiedzieć. Nikt — i nigdy.
— Tak — zgodziłem się i znów poważnie skinąłem głową. Zamilkła — a przynajmniej przestała mówić, lecz jej myśli biegły dalej, jakby „nikt” i „nigdy” odbijały się smutnym, nieszczęśliwym echem. Potem się zmieniły i były pełne napięcia, gniewu i strachu. Nie zdołałem przesłać jej myśli, więc spróbowałem niezręcznie przekazać jej słowami, że naprawdę tak uważam.
— Nigdy i nikt — zapewniłem ją szczerze.
— To bardzo, bardzo ważne — nalegała. — Jak mam ci to wyjaśnić?
Jednak wcale nie musiała tego wyjaśniać. Jej gwałtowne poczucie ważności tej sprawy było oczywiste. Słowa miały o wiele mniejszą moc.
— Gdyby ktoś się dowiedział, oni… — rzekła — oni byliby dla niej bardzo niedobrzy. Musimy zadbać, żeby to się nigdy nie zdarzyło. — Jej niepokój jakby zmienił się w coś tak twardego jak żelazny pręt.
— Bo ona ma sześć palców? — spytałem.
— Tak. I nikt oprócz nas nie może o tym wiedzieć. To musi być naszą tajemnicą — powtórzyła z naciskiem. — Obiecasz mi, Davidzie?
— Obiecuję. Mogę przysiąc, jeśli pani chce — zaproponowałem.
— Wystarczy mi obietnica — powiedziała.
Była to tak poważna obietnica, że postanowiłem nie wyjawić jej nikomu — nawet mojej kuzynce Rosalind. Choć w głębi duszy dziwiła mnie jej ważność. To, że tak mały paluszek wywołał tak wielki niepokój. Jednak dorośli często robili mnóstwo zamieszania z nieproporcjonalnie małych powodów. Tak więc uchwyciłem się najważniejszego — potrzeby dochowania tajemnicy.
Matka Sophie spoglądała na mnie ze smutną, lecz nieobecną miną, aż poczułem się nieprzyjemnie. Zauważyła mój niepokój i uśmiechnęła się. Był to miły uśmiech.
— Zatem dobrze — powiedziała. — Zachowamy to w tajemnicy i nigdy więcej nie będziemy o tym mówić?
— Tak — potwierdziłem.
W drodze do drzwi przystanąłem i odwróciłem się.
— Czy mogę wkrótce przyjść i znów zobaczyć Sophie? — zapytałem.
Zawahała się, zastanawiając się nad tym, po czym odparła:
— Dobrze, ale tylko jeśli będziesz pewny, że możesz przyjść tu tak, żeby nikt się o tym nie dowiedział.
* * *Dopiero kiedy dotarłem do nasypu i szedłem po nim w stronę domu, skojarzyłem monotonne niedzielne nakazy z rzeczywistością. Połączyły się z niemal słyszalnym kliknięciem. Definicja człowieka sama przyszła mi do głowy: „i każda noga będzie miała dwa stawy i jedną stopę, a każda stopa pięć palców i każdy z nich zakończony paznokciem…”. I tak dalej, aż w końcu: „I każde stworzenie wyglądające jak człowiek, lecz nieuformowane w ten sposób nie jest człowiekiem. Nie jest mężczyzną ni kobietą. Jest bluźnierstwem wobec prawdziwego obrazu Boga nienawistnym dla Jego oczu”.
Nagle bardzo mnie to zaniepokoiło — a także zaciekawiło. Bluźnierstwo, co wystarczająco często mi powtarzano, było czymś przerażającym. Jednak w Sophie nie było niczego przerażającego. Była zwyczajną małą dziewczynką — chociaż o wiele rozsądniejszą i dzielniejszą niż większość. Jednak zgodnie z tą definicją…
Najwyraźniej gdzieś tu musiał być błąd. Przecież jeden dodatkowy paluszek — no dobrze, dwa bardzo małe paluszki, gdyż zapewne przy drugiej stopie miała taki sam — z pewnością nie czynią jej „nienawistnym dla Jego oczu”?
Zaprawdę niezbadane były drogi tego świata…
Źródło: Rebis
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat