Przedostatnia pułapka - przeczytaj fragment przedostatniej powieści z Serii Niefortunnych Zdarzeń
Seria Niefortunnych Zdarzeń zbliża się powoli do końca... ale jeszcze się nie skończyła. Mamy dla Was fragment przedostatniego tomu cyklu Lemony'ego Snicketa.
Seria Niefortunnych Zdarzeń zbliża się powoli do końca... ale jeszcze się nie skończyła. Mamy dla Was fragment przedostatniego tomu cyklu Lemony'ego Snicketa.
Kiedy ktoś narzeka na zawrót głowy, znaczy to często, że nie może ogarnąć natłoku myśli. Baudelaire’owie z całą pewnością mieli prawo uskarżać się na zawrót głowy w tym sensie, gdy słuchali osoby, która informowała ich pospiesznie o tarapatach podzielonej tajnej organizacji, cytując sentencje wielkich ludzi na temat zła i w zawrotnym tempie kierując taksówką zmierzającą do celu, którym była bliżej niewyjaśniona sekretna misja. Zdarza się jednak, choć niezmiernie rzadko, że określenie „zawrót głowy” mówi całkiem dosłownie o sytuacji, gdy głowa człowieka wiruje. Tak też się stało, ledwie Kit wypowiedziała słowa „biznes lunch”. Jednocześnie bowiem, zacisnąwszy dłonie w rękawiczkach na kierownicy, skręciła tak gwałtownie, że taksówka, wirując, zjechała z drogi. Głowy dzieci – a także całe ich ciała – zawirowały razem z samochodem, który mknął w obrotach ku gęstym zielonym krzakom na poboczu. Nie przestając wirować, wbił się w ich gęstwinę, tak że przez parę sekund dzieci widziały tylko kołującą smugę zieleni, słyszały tylko chrzęst gałązek szorujących o karoserię samochodu i czuły tylko ulgę na myśl, że nie zapomniały pozapinać pasów bezpieczeństwa, aż nagle zawrót głowy się
skończył, a roztrzęsione, lecz całe i zdrowe sieroty Baudelaire stwierdziły, że taksówka stoi na spadzistym zboczu po drugiej stronie krzaków. Kit zgasiła silnik i odetchnęła głęboko, opierając czoło o kierownicę.
– Nie powinnam chyba robić takich sztuk – powiedziała. – W moim stanie...
– Stanie? – powtórzyło Słoneczko.
Kit uniosła głowę i odwróciła się do Baudelaire’ów po raz pierwszy, odkąd wsiedli do samochodu. Twarz miała sympatyczną, ale jej czoło przecinały zmarszczki zatroskania i wyglądała, jakby od dłuższego czasu nie wyspała się porządnie. W jej długich, potarganych włosach tkwiły dwa wbite pod dziwnym kątem ołówki. Czarny, elegancki płaszcz miała zapięty pod samą szyję, ale w klapie kołnierza nosiła kwiatek, który pamiętał lepsze czasy, co tutaj znaczy: „utracił większość płatków i zwiądł żałośnie”. Gdyby Baudelaire’owie mieli zgadywać, w jakim stanie znajduje się Kit, powiedzieliby zapewne, że wygląda jak kobieta po ciężkich przejściach. Patrząc na nią, zadawali sobie pytanie, czy ich ciężkie przejścia równie mocno odbiły się na ich twarzach i ubraniach.
– Jestem przybita – powiedziała Kit, używając słowa, które tu oznacza: „smutna i nieszczęśliwa”. Otworzyła drzwi taksówki i westchnęła raz jeszcze. – Jestem przybita i jestem w ciąży.
Odpięła pas bezpieczeństwa i wysiadła z samochodu, a wówczas Baudelaire’owie przekonali się, że mówiła prawdę. Pod płaszczem zaznaczało się niewielkie, lecz wyraźne zaokrąglenie brzucha, które zwykle widać u kobiet spodziewających się dziecka. Kobieta w takim stanie powinna unikać stre-
su, co tutaj znaczy: „wysiłku fizycznego mogącego zagrozić jej samej lub przyszłemu potomkowi”. Wioletka z Klausem pamiętali, jak ich mama była w ciąży ze Słoneczkiem: cały wolny czas spędzała wówczas leżąc na największej kanapie w bibliotece Baudelaire’ów, a tata przynosił jej lemoniadę i grzanki z pumpernikla albo poprawiał poduszki, żeby było jej wygodnie. Od czasu do czasu nastawiał płytę z którymś z ulubionych utworów mamy, a wówczas ona wstawała z kanapy i tańczyła niezdarnie, podtrzymując coraz większy brzuch i strojąc śmieszne miny do Wioletki i Klausa, którzy przyglądali się temu od progu, jednak najczęściej trzecia ciąża pani Baudelaire była okresem spokojnego wypoczynku. Sieroty Baudelaire były pewne, że ich mama podczas ciąży nigdy nie szarżowała taksówką przez krzaki, i żal im było Kit Snicket, która w swoim stanie nie mogła uniknąć podobnego stresu.
– Zabierzcie wszystkie swoje rzeczy, Baudelaire’owie – powiedziała Kit. – Niestety, muszę was poprosić, żebyście ponieśli także moje. To tylko trochę książek i papierów z przedniego siedzenia. Nigdy nie należy niczego zostawiać w taksówce, bo inaczej można się z tym pożegnać na dobre. Pospieszcie się, proszę. Nasi wrogowie mogą w każdej chwili się cofnąć i znaleźć nas tutaj.
Kit odwróciła się od Baudelaire’ów i ruszyła szybkim krokiem w dół zbocza. Dzieci spojrzały po sobie oszołomione.
– Kiedy przybyliśmy na Piaszczystą Plażę – powiedziała Wioletka – i, zgodnie z wiadomością, czekała tam na nas taksówka, myślałam, że znajdziemy w końcu odpowiedzi na wszystkie pytania. A tymczasem mam teraz więcej pytań niż kiedykolwiek.
– Ja też – przyznał Klaus. – Czego chce od nas ta Kit Snicket?
– Co miała na myśli, mówiąc o przebieraniu się
za bojów hotelowych? – spytała Wioletka.
– Co miała na myśli, mówiąc o podjęciu roli tajnych agentów? – spytał Klaus.
– Dlaczego taki ważny jest biznes lunch? – spytała Wioletka.
– Skąd wiedziała, że spotkaliśmy w górach tych dwoje łotrów? – spytał Klaus.
– Gdzie jest Quigley Bagienny? – spytała Wioletka, wspominając młodego człowieka, którego darzyła szczególną sympatią i który wysłał do nich trojga zaszyfrowaną wiadomość.
– Ufać? – spytało cicho Słoneczko.
I było to najważniejsze pytanie. Mówiąc: „ufać”, Słoneczko komunikowało coś w sensie: „Czy Kit Snicket wygląda na osobę godną zaufania, której powinniśmy się trzymać?”, a takie pytanie, niezależnie do kogo się odnosi, zawsze oznacza ryzyko. Decyzja o tym, czy zaufać danej osobie, czy też nie, przypomina decyzję dotyczącą wspięcia się na drzewo: z jednej strony można liczyć na wspaniały widok z najwyższej gałęzi, a z drugiej strony można tylko upaćkać się żywicą, dlatego właśnie niejeden człowiek woli siedzieć samotnie w domu, gdzie trudniej wbić sobie drzazgę. Baudelaire’owie nie za wiele wiedzieli o Kit Snicket i dlatego trudno im było przewidzieć, jaki los ich czeka, jeśli podążą za nią po trawiastym stoku ku tajemniczym misjom, o których wspomniała.
– W krótkim czasie naszej znajomości – rzekła Wioletka – Kit Snicket wpakowała taksówkę w zarośla. Normalnie nie ufałabym zanadto takiej osobie, ale...
– Plakat – wpadł jej w słowo Klaus, gdy urwała w pół zdania. – Pamiętam ten plakat. Mama mówiła, że kupiła go w przerwie spektaklu, na pamiątkę. Mówiła, że było to jej najciekawsze wyjście do opery i nie chciałaby go nigdy zapomnieć.
– Na tym plakacie był pistolet – przypomniała sobie Wioletka – z którego lufy snuł się dym, tworząc napis – tytuł opery.
– La Forza del Destino – dokończyło Słoneczko.
Wszyscy troje spojrzeli na trawiasty stok. Kit Snicket znacznie się już oddaliła, nie sprawdzając wcale, czy dzieci idą za nią. Baudelaire’owie bez słowa sięgnęli na fotel dla pasażera po jej rzeczy: dwa tomiki poezji, które zauważyli już wcześniej, i kartonową teczkę wypchaną papierami. Zebrawszy je, ruszyli w dół po trawie. Zza krzaków w górze dobiegł ich słaby dźwięk, ale nie byli pewni, czy to odgłos zawracającej taksówki, czy tylko szelest wiatru w gęstwinie.
„La forza del destino” znaczy po włosku „siła przeznaczenia”, a „przeznaczenie” to słowo budzące wiele kontrowersji wśród tych, którzy go używają. Niektórzy twierdzą, że przeznaczenie to coś nieuniknionego, jak śmierć albo zeschły sernik – jedno i drugie okazuje się, prędzej czy później, nieuchronne. Inni są zdania, że przeznaczenie to konkretny moment w życiu, na przykład chwila, gdy człowiek staje się dorosły albo gdy musi pilnie zbudować kryjówkę z poduszek kanapy. A jeszcze inni sądzą, że przeznaczenie to niewidzialna siła, w rodzaju grawitacji albo lęku przed wycinankami z papieru, która każdego prowadzi przez życie, czy to podczas podejmowania tajemniczej misji, czy w chwili popełniania zdrady, czy wtedy, gdy dochodzimy do wniosku, że książka, którą czytamy, jest zbyt straszna, aby doczytać ją do końca. W operze La Forza del Destino postacie kłócą się, zakochują, pobierają w sekrecie, uciekają do klasztorów, wyruszają na wojnę, ślubują zemstę, wdają się w pojedynki, upuszczają na ziemię rewolwer, który wypala i przypadkiem kogoś zabija, całkiem (cóż za niesamowity zbieg okoliczności) jak w rozdziale dziewiątym naszej książki, i przez cały czas usiłują ustalić, czy ich perypetie są skutkiem przeznaczenia. Tak dziwią się i dziwią nieszczęsnym przypadkom swojego życia, że gdy wreszcie opada kurtyna, nawet publiczność nie jest już pewna, co miały znaczyć wszystkie te niefortunne zdarzenia. Sieroty Baudelaire nie miały pojęcia, co im grozi, gdy schodziły za Kit Snicket po trawiastym zboczu, lecz zastanawiały się – tak jak i ja zastanawiałem się owego pamiętnego wieczoru sprzed lat, gdy wybiegałem z gmachu opery, zanim zdołała mnie spostrzec pewna kobieta – czy całą ich historią rządzi siła przeznaczenia, czy też może coś jeszcze bardziej tajemniczego, niebezpiecznego i niefortunnego.
Źródło: HarperCollins Polska
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat