Filmy dla dużych dzieci
Gdy postaci filmowe starzeją się razem z nami, tym łatwiej jest się z nimi utożsamiać. Gdy zaś prezentują sytuacje czy cechy, które wyglądają jak kalka z naszego życia i dostrzegamy tę egzystencjalną, dramaturgiczną drugą warstwę, to wiadomo, że oglądamy film nie tylko dla dzieci.
Gdy postaci filmowe starzeją się razem z nami, tym łatwiej jest się z nimi utożsamiać. Gdy zaś prezentują sytuacje czy cechy, które wyglądają jak kalka z naszego życia i dostrzegamy tę egzystencjalną, dramaturgiczną drugą warstwę, to wiadomo, że oglądamy film nie tylko dla dzieci.
Lata 90. i początki dwutysięcznych to czas VHS-ów. Pod choinkę czy urodziny dostawało się wymarzone filmy, by jako dziecko wałkować je w kółko, aż nauczymy się mimowolnie każdego dialogu. Tak było z Toy Story, Epoka lodowcową, Gdzie jest Nemo? czy masą innych kreskówek lub animacji komputerowych, które właśnie uczyły się, jak prostą rozrywkę zamieniać w coś iście kultowego. Przygody Chudego i Buzza Astrala wielu z nas pamięta doskonale do dziś, a dylemat pomiędzy tym, co "stare-dobre-sprawdzone", a tym, co "nowoczesne-modne-niepraktyczne", pozostaje wciąż jak najbardziej aktualny. Filmy animowane posiadają tę wspaniale bezpretensjonalną cechę, iż mogą skrywać najpoważniejsze i najgłębsze wartości przykryte woalką groteskowej, często slapstickowej komedyjki. Oko dziecka nie wychwyci drugiego dna; oko rodzica zapatrzy się nieco głębiej, zatrzyma się w refleksji.
Potwory i spółka, które Pixar pokazał światu w 2001 roku, do dziś są zaskakująco pomysłową komedią dla każdego członka rodziny niezależnie od wieku. W kinach tymczasem można zobaczyć kontynuację będąca prequelem, która doskonale zamyka (otwiera?) historię Mike’a Wazowskiego i Jamesa Sullivana. Tak, jak w przypadku Toy Story 3, dało się odczuć dość wyraźnie, dla kogo ten film był tworzony – najlepiej bawili się na nim z pewnością ci, którzy właśnie wtedy mieli kilka w porywach do kilkunastu lat i doskonale utożsamiali się w postaciami. Na pewno sami nie raz zastanawiali się: "co się dzieje w pokoju, gdy z niego wychodzę?". Trzecia część Toy Story jest przepełniona analogiami nawiązującymi do części pierwszej. W wielu przypadkach są to bardzo trudne do wychwycenia szczegóły, ale jednak umieszczone zostały w filmie nie bez powodu. Kto zauważył, że kształt chmur na niebie w "trójce" jest dokładnie taki, jak w "jedynce" wyglądała tapeta na ścianach w pokoju Andy’ego? Podobnych przykładów można wymieniać bez liku. Mamy więc nieco inne podejście do animacji, skierowane do starszego widza, który przyszedł na film nie tylko z wizualnego powodu. Tutaj protoplastą na podobny akord był Shrek, ale twórcy Toy Story 3 lub Uniwersytetu potwornego byli zainteresowani zdecydowanie innym targetem.
W trzeciej odsłonie historii o zabawkach Andy’ego jest wiele smutku, nostalgii, mroku, a nawet psychodelii. Postaci z przedszkola "Słoneczko" są wilkami w owczej skórze - bezwzględnymi hedonistami, prowadzą ustrój polityczny oparty na terrorze. Kilkulatek pomyśli tylko "a to zły miś", dorosły widz zaś dostrzeże odniesienia do polityków czy dyktatorów. Tak głębokie osobowości pojawiały się już w niejednej animacji, ale seria Toy Story jest idealnym przykładem, by z autopsji zobaczyć rozwój własnego światopoglądu - tego, jak na przestrzeni lat otwierają się nam oczy. Pojawia się w głowie pytanie: czy część pierwsza też miała tyle znaczeń? Sęk w tym, że nie. Mimo iż dowcip był ostry, fabuła spójna, dialogi i obsada doskonałe, to twórcy animowanego kina również stali się odważniejsi, bardziej precyzyjni wobec poruszanych tematów. Dzisiaj chowają w swoich filmach znacznie więcej odniesień do współczesnych wydarzeń czy postaci.
Pomimo nieporozumień między Pixarem a Walt Disney Pictures i odłożeniu Toy Story 3 na jakiś czas na półkę, projekt w końcu został zrealizowany i stał się pierwszą animacją, która zarobiła miliard dolarów. Zrozumiałe jest, że ten miliard w ogromnym stopniu wpłynął od widzów wiedzionych do kin oczywiście ciekawością, ale przede wszystkim sentymentem. Monsters University opiera się na takim samym schemacie. Bezsprzecznie zaskakująca jest pomysłowość twórców: gdy jeszcze w historii o gadających zabawkach wszystko dzieje się chronologicznie, linearnie, tak autorzy filmu o straszących potworach postawili na prequel. Wszystko dzieje się w czasie, "kiedy Sully poznał Mike’a", czyli na etapie życia dość bliskim wszystkim tym, którzy w 2001 roku byli wciąż dzieciarnią. Genialny zabieg odmładzający, wywołujący lekka nutkę nostalgii i wspomnień za łatwiejszymi, szalonymi czasami. Dodając do tego możliwości, jakie niesie za sobą świat, którym postaci Potworów i Spółki oraz Uniwersytetu Potwornego egzystują, dostajemy na ekranie potężną dawkę pozytywnej energii, humoru i odniesień do swoich przeżyć poukrywanych w detalach. Brzmi jak przepis na sukces kasowy w kinie.
W tym świecie animacji dla dużych dzieci pierwsze skrzypce gra Mike Wazowski. Jego wielkie, niesamowicie wymownie grające oko, osadzone w ciałku wielkości arbuza, jest uosobieniem kłopotu z asymilacją, z którym wiele z nas się borykało. Jego niestygnący zapał, który napędzą cały ciąg wydarzeń w filmie, jest inspirujący i godny podziwu. Upór, z jakim dąży do swoich celów, dokonuje cudów. Część pierwsza była raczej ukierunkowana na Sully’ego – Mike zawsze był tym, którego zasłaniało logo kanału telewizyjnego, kod kreskowy z okładki magazynu czy po prostu nie dosięgał do kadru. Pomimo wyraźnych kłód, jakie los rzucał mu pod nogi, nigdy nie traci pogody ducha i motywacji. To jego wyników walk i zmagań oczekujemy najbardziej, jego kompromitację odczuwamy najboleśniej. Na dodatek do końca nie możemy być pewni, jaki będzie rezultat. Kibicujemy, ale przeżywamy podobne rozterki i zwątpienia, co jego współtowarzysze przygody. Mike całe życie boryka się z byciem niestrasznym, co działa absolutnie na niekorzyść jego marzeniu – bycia straszakiem. Imponującym zapałem zakrywa nierealność spełnienia swojego celu, a samo dążenie do niego unaocznia inną jego cechę: to, jak doskonałym jest trenerem i nauczycielem, czy jakbyśmy to współcześnie nazwali – coachem. Pojedynek między Mikiem, kujonem, któremu na drodze stanąć może brak fizycznej predyspozycji, a Sullym, samcem alfa, luzakiem z szanowanym nazwiskiem, jest walką sprawiedliwości z losem, gdzie trudno obstawiać wygranego. Jeden ma szanse, bo to przecież "bajka" i wszystko powinno się dobrze skończyć, a drugi, bo… znamy życie i często to właśnie tacy, jak James P. Sullivan, zostawiają tych grających fair daleko w tyle.
Film o potworach porusza niezwykle dojrzałe tematy, których nie trzeba daleko szukać w codziennym życiu: asymilacja, nepotyzm, poszukiwanie celu i tożsamości. Nie zapomina przy tym, by wnieść morał: dobro zwycięża, nauka popłaca, wszyscy szczęśliwi, wszystko dobrze się kończy, Bóg złapany za nogi. Nie ma w tym krztyny infantylności, jest natomiast to, czego oczekiwaliśmy – pogodna, błyskotliwa komedia z niezłym tempem, fantastycznymi postaciami i potężnym ładunkiem sentymentu. Zakończenie Toy Story 3 było nieco bardziej słodko-gorzkie. Nieodwracalność czasu i jego niezmienny wektor są czymś, o czym myśli każdy z nas. Pokazanie dorastania z perspektywy rzeczy, z których wyrośliśmy, jest szalenie obrazowym sposobem, by raz kolejny uświadomić sobie przemijanie.
Na szczęście zawsze można powspominać dzieciństwo, studia lub popatrzeć na jakiegoś szkraba nadającego drugie życie ulubionemu wozowi strażackiemu. A następnie z nim jeszcze raz zajrzeć do świata gadających zabawek i potworów.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat