KRONIKA POPKULTURALNA: Żegnamy Alana Balla, „Pan Am” i dobre filmy [05/12]
Komentujemy, co wydarzyło się w ciągu ostatniego tygodnia w świecie seriali, filmów, gier, książek i szeroko pojętego showbiznesu.
Komentujemy, co wydarzyło się w ciągu ostatniego tygodnia w świecie seriali, filmów, gier, książek i szeroko pojętego showbiznesu.
Król wampirów odchodzi. Alan Ball miał już dość pracy tylko w nocy, ciągłego zapachu czosnku i natykania się na zaostrzone drewniane kołki - po piątym sezonie Czystej krwi opuści pozycję showrunnera i pozostanie jedynie producentem wykonawczym. Oczywiście fani bronią odejścia twórcy, twierdząc że zmiana wyjdzie na dobre, a samemu serialowi przyda się powiew świeżości. Choć niewątpliwie jest w tym trochę racji, to trudno mi pozostać w równie optymistycznym nastroju. Supernatural między piątym a szóstym sezonem przeżyło podobną zmianę i na wielkich oczekiwaniach i obietnicach się skończyło.
Czysta krew zresztą ma coraz więcej wspólnego z serialem o braciach Winchester - z każdym kolejnym sezonem dołącza do produkcji HBO kilka nowych rodzajów kreatur. Dziwne, że w tym luizjańskim Bon Temps jeszcze oni wszyscy się mieszczą. Może rzeczywiście przydaliby się tam łowcy.
Potterowe gwiazdy znów na ekranach. J.K. Rowling wciąż pracuje nad Pottermore, ale fani filmowych przygód mają teraz nie lada gratkę - w kinach Daniel Radcliffe mierzy się z zaszufladkowaniem w "Kobiecie w czerni", a zupełnie inne oblicze w Awake pokazuje Jason Isaacs.
Harry Potter tym razem zostaje nie czarodziejem, a notariuszem. Jako Arthur Kipps wyjeżdża do domu swojej zmarłej klientki, w którym naturalnie - jak przystało na horror - straszy. I to całkiem nieźle trzeba przyznać, bo "Kobieta w czerni" to film grozy w starym stylu czyt. film, podczas którego rzeczywiście można się bać. Przeszkadza jedynie fakt, że Radcliffe nijak nie wygląda wystarczająco dojrzale na ojca małego dziecka. Zakrawa to trochę na ironię, bo przez cały seans "Insygniów śmierci" wydawało mi się, że aktor jest już za stary na granie nastolatka.
Isaacsowi trafiła się za to perełka pod względem świeżości. Awake porywa już samym nowatorskim konceptem, który zaintryguje każdego bez wyjątku. Przypomina mi to pod pewnym względem świetny (choć niedoceniony przez amerykańską publiczność) serial Day Break - w nim również fabuła polegała na nadprzyrodzonym, niewyjaśnialnym zjawisku, które zaczęło rządzić życiem głównego bohatera. Mam tylko nadzieję, że twórcy nowego serialu NBC nie pokuszą się o jasną odpowiedź, która rzeczywistość jest prawdziwa bądź co powoduje tę "przypadłość" bohatera granego przez Isaacsa. Już we FlashForward wykpiono się sztampowym eksperymentem naukowym, udowadniając, że czasami niewiedza jest błogosławieństwem.
Błagam o nową płytę Adele. Nie dość, że w każdym możliwym radiu co godzinę usłyszeć można o przewracaniu się w głębi, o mającej to plotce i kimś takim jak ty, to jeszcze NBC funduje nam je w Smash. Te utwory rzeczywiście są genialne, ale przesyt nimi zacząłem odczuwać już jakieś dwa miesiące temu.
Musical z NBC zaczyna mi jednak coraz bardziej się podobać. Dalej idzie w stronę twardego realizmu, przeciwnie niż dążące cały czas ku cukierkowatości Glee. Szkoda, że ta surowa rzeczywistość może dopaść sam serial, bo jeśli nie ustabilizuje swoich wyników oglądalności możemy nie doczekać się drugiej serii… a Katherine McPhee występu jako Marylin.
Po Oscarach nie powróciło Pan Am. Paniom w niebieskich strojach dziękujemy za wszystkie czternaście podróży, jakie odbyły z nami w tym sezonie. Były wzloty i upadki, choć niestety przez większość czasu lot odbywał się na niepokojąco niskim pułapie.
Nawet tak mocna firma jak Pan Am nie przetrwa mieszania faktów historycznych, drewnianej gry aktorskiej, czy kuriozalnego wątku szpiegowskiego. Klimatu lat 60-tych też w późniejszych odcinkach trzeba było się doszukiwać - całe szczęście, że niedługo wraca Don Draper.
Sezon oscarowy za nami, teraz czas na ten ogórkowy. Dawno nie było takiej suszy w kinach. Nie dość, że obrazy nominowane do Akademii w większości nie zachwycały, to teraz nawet nie ma czym zatrzeć o nich pamięci. Jak nie Borys Szyc w trójwymiarze w "Kac Wawie", to Nicholas Cage ponownie w tej samej roli, którą gra od 10 lat, tyle że w filmach z różnymi tytułami.
I mam nieodparte wrażenie, że prędzej upoluje mnie Katherine Heigl, niż "John Carter" okaże się filmem wartym tego ogromnego, 250-milionowego budżetu.
Czytaj także: KRONIKA POPKULTURALNA: Gra o przetrwanie, tron i Oscary [4/12]
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 72 lat