Lenovo Legion Go - potężny pod każdym względem. Sprawdzamy, czy duży faktycznie może więcej
Lenovo Legion Go to przenośny PC z Windowsem na pokładzie. Spore rozmiary idą w parze z równie sporymi możliwościami.
Lenovo Legion Go to przenośny PC z Windowsem na pokładzie. Spore rozmiary idą w parze z równie sporymi możliwościami.
Choć próby stworzenia gamingowych pecetów w formie przypominającej przenośne konsole podejmowano od dawna (z różnym skutkiem) – np. Razer Switchblade czy Smach-Z – to na dobrą sprawę dopiero wypuszczony w 2021 roku Steam Deck spopularyzował tego typu urządzenia i rozpoczął na nie modę. Ogromne zainteresowanie sprzętem Valve sprawiło, że coraz więcej producentów zaczęło marzyć o przejęciu części rynku. Do tego swoistego wyścigu zbrojeń dołączyło również Lenovo, a ich Legion Go to moim zdaniem jedna z najciekawszych propozycji – chociażby ze względu na formę, która przypomina Nintendo Switcha w wersji "max". Mamy tu bowiem do czynienia ze sporym tabletem o przekątnej 8,8 cala, do którego przyczepiane są dwa kontrolery. Całość działa na systemie Windows 11, który większości odbiorców jest z pewnością dobrze znany. Niestety, jak to bywa w przypadku takiego handhelda, ma on wiele zalet, ale też i wad.
Miałem styczność między innymi ze Steam Deckiem ("klasycznym" i OLED), kilkoma modelami Switcha, PlayStation Portal, Vitą i PSP, GamePadem z Wii U, 3DS-em czy klasycznym GameBoyem, a także kilkoma bardziej egzotycznymi wynalazkami. Chcę uświadomić Was, że widziałem już wiele i myślałem, że jestem przygotowany na wszystko. Błąd. Nie byłem gotów na to, jak wielkim sprzętem jest Legion Go. To prawdziwy kolos, a w parze z rozmiarami idzie równie pokaźna waga, która wynosi około 850 g. To niemal 200 g więcej niż Steam Deck OLED i... dwukrotnie więcej niż Nintendo Switch OLED. Na szczęście – choć mogłoby się wydawać, że granie na prawie kilogramowym klocu nie będzie komfortowe – jest całkiem znośnie. Producent zadbał o wygodne kontrolery, a także możliwość zabawy w trybie "tabletop". Centralną część możemy rozstawić na przykład na stole lub biurku, korzystając z solidnej, stabilnej nóżki, a kontrolery chwycić w dłonie. W ten sposób nawet dłuższe sesje obędą się bez nieprzyjemności.
Same kontrolery są zaskakująco lekkie, zwłaszcza w zestawieniu z ciężarem centralnej części. Poza tym trudno im cokolwiek zarzucić. Choć mogą kojarzyć się z Joy-Conami, to nie są płaskie. Wypukłości i teksturowana powierzchnia z tyłu sprawiają, że wygodnie trzyma się je w dłoniach, a palce naturalnie lądują na najistotniejszych, pełnowymiarowych przyciskach. A tych jest sporo, bo Lenovo dorzuciło kilka dodatkowych. Zadbało nawet o... rolkę. Jest też trackpad i... to w zasadzie wszystko, co mogę na jego temat powiedzieć. Daleko mu do tego, co można znaleźć w Steam Decku. Gdy liczyła się precyzja, wolałem korzystać z ekranu dotykowego.
Z kontrolerami mam na dobrą sprawę tylko jeden zgrzyt związany z ulokowaniem przycisków wywołujących nakładki Lenovo. Jeden z nich znalazł się tuż obok lewej gałki analogowej, a drugi wylądował w pobliżu ABXY, czyli... dokładnie tam, gdzie odruchowo szukam "Start" i "Select". Naprawdę nie jestem w stanie zliczyć, ile razy zdarzyło mi się pomylić i otworzyć nie to menu, które chciałem.
Początkowo dość dziwnym pomysłem wydawał mi się "tryb FPS", czyli możliwość przekształcenia prawego kontrolera w prowizoryczną "myszkę". Byłem przekonany, że to coś, co wygląda ciekawie na materiałach marketingowych, ale w praktyce szybko się o tym zapomni. Muszę przyznać się do błędu. Wymaga to chwili przyzwyczajenia, ale później sprawdza się zaskakująco dobrze. I to nie tylko w przypadku pierwszoosobowych strzelanek, ale też w innych gatunkach kojarzonych przede wszystkim z PC, na przykład strategiami czasu rzeczywistego czy przygodówkami point and click. Sam w ten sposób ogrywałem fantastyczne The Case of Golden Idol (polecam zapoznać się z tą niepozorną grą, jeśli nie mieliście jeszcze okazji!).
W centralnej części w oczy natychmiast rzuca się wielki (jak na standardy handheldów) wyświetlacz o przekątnej 8,8 cala. Producent zadbał nie tylko o spory rozmiar, ale też o imponującą rozdzielczość, odświeżanie i maksymalną jasność (wynoszące odpowiednio: 1600p, 144 Hz i 500 nitów). Jakość wyświetlanego obrazu jest bardzo dobra, choć nie jest to oczywiście poziom ekranów OLED. Warto natomiast zaznaczyć, że choć 1600p i 144 Hz działają na wyobraźnię, to o zabawie w takiej rozdzielczości i ponad 100 klatkach na sekundę w nowszych i bardziej wymagających tytułach można zapomnieć. Takie wyniki są do osiągnięcia w starszych i mniej "intensywnych wizualnie" tytułach, ale i tam nie zawsze ma to sens, bo wiąże się z krótszym czasem pracy na baterii. Pojemność 49,2 Wh na papierze jawi się całkiem przyzwoicie, ale w praktyce przy bardziej wymagających zastosowaniach da się wykorzystać ją w około 1,5 – 2 godziny. Na szczęście ładowanie jest szybkie i bezproblemowe, a kabel możemy podłączyć zarówno z dołu, jak i z góry – to pomocne zwłaszcza przy korzystaniu z trybu tabletop.
Nie oznacza to, że Legion Go jest sprzętem słabym. Wręcz przeciwnie! Pod względem oferowanej mocy to ścisła czołówka przenośnych pecetów, dzięki zastosowaniu ośmiordzeniowego procesora AMD Ryzen Z1 Extreme z wbudowaną grafiką RDNA3 i 16 GB pamięci RAM LPDDR5X o taktowaniu 7500 Mhz. Potencjał drzemiący w tych podzespołach jest spory i nawet w dość wymagających produkcjach, jak Cyberpunk 2077 czy Ghost of Tsushima, można wyciągnąć stabilne 60 klatek, choć trzeba mieć świadomość, że pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Czasami będziemy musieli zejść w dół z rozdzielczością czy detalami lub liczyć się z koniecznością trzymania zasilacza w pogotowiu. No i nie ma też żadnych niesamowitych, magicznych sztuczek, które pozwoliłyby obejść fatalną optymalizację niektórych gier. Przy takim Senua's Saga: Hellblade II, Returnal czy No Rest for the Wicked po prostu pogodziłem się z 30 klatkami.
Skłamałbym, gdybym napisał, że absolutnie wszystko działa tutaj lepiej niż na Steam Decku. Najciekawszym przykładem okazał się Ratchet & Clank: Rift Apart, który na Legionie Go nie chciał się uruchomić, podczas gdy na konkurencji Valve nie tylko działa "ot tak", ale też jest w stanie osiągnąć 60 klatek, korzystając z FSR w wersji 3.1 i generowania klatek. Oczywiście ostatecznie udało się uruchomić ten tytuł i na sprzęcie Lenovo, ale wymagało to chwili na zdiagnozowanie problemu i poszukanie rozwiązania w sieci. Na szczęście na Reddicie i w innych zakątkach Internetu da się znaleźć wiele cennych wskazówek.
Najbardziej dyskusyjnym elementem tego handhelda jest system, który znalazł się na jego pokładzie. Windows 11 w teorii to dobre i bezpieczne rozwiązanie. Wielu odbiorców korzysta z niego na co dzień i dobrze go zna, w związku z czym odpada konieczność uczenia się czy przyzwyczajania do czegokolwiek. Niestety, jak wspomniałem już przy teście ASUS ROG Ally, oprogramowanie Microsoftu na tego typu sprzęcie wypada w najlepszym razie... średnio. Nawigowanie za pomocą ekranu dotykowego, trackpada czy przycisków nie jest najwygodniejsze i momentami trzeba sporo się naklikać, by dotrzeć do interesujących nas opcji. Moim zdaniem warto rozważyć podłączenie do Legiona Go klawiatury i myszy choćby raz, by zainstalować wszystkie interesujące nas launchery, pobrać gry, sterowniki, aktualizacje i pobawić się ustawieniami. Dzięki temu będziemy mieli spokój, przynajmniej na jakiś czas.
Problemy Windowsa niejako równoważy uniwersalność tego systemu. W odróżnieniu od SteamOS bezproblemowo skorzystamy tutaj z innych launcherów, w tym z aplikacji Xbox, która (nie licząc chmury) na sprzęcie Valve po prostu nie działa. I muszę przyznać, że dla mnie perspektywa zakupu Lenovo Legion Go jako swoistej "maszynki do Game Passa" jest naprawdę bardzo atrakcyjną wizją.
To jednak nie tak, że Lenovo zainstalowało Windowsa i zostawiło użytkowników bez żadnej "pomocy". Mamy nakładkę Legion Space, a w niej dostęp między innymi do sklepu, ustawień kontrolera, oświetlenia czy też biblioteki, która zbiera nasze produkcje z różnych launcherów. Nawigacja po tej wirtualnej przestrzeni jest znacznie przyjemniejsza, choć nie wszystko przypadło mi do gustu i pewne opcje są moim zdaniem poukrywane w dość niefortunnych i niezbyt intuicyjnych miejscach.
Oprócz tego, korzystając z drugiego przycisku funkcyjnego, umieszczonego na prawym kontrolerze, możemy otworzyć boczny panel z szybkimi opcjami. Z jego poziomu zmienimy rozdzielczość, plan zasilania, a także skorzystamy ze skrótów klawiaturowych i umieścimy na ekranie informacje dotyczące liczby klatek na sekundę, temperatury czy stanu baterii.
Te dwa tygodnie, które spędziłem z Lenovo Legion Go, uświadomiły mi dwie rzeczy. To świetny sprzęt, ale... chyba nie dla mnie. Wystarczy mi styczność z Windowsem w godzinach pracy. Później cenię sobie prostotę Steam Decka czy Nintendo Switch. I choć nie wszystkie tytuły tam uruchomię, to w razie czego mam też dość przyzwoitego, gamingowego peceta.
Jeśli jednak nie wyobrażacie sobie funkcjonowania bez Windowsa (i jesteście w stanie przymknąć oko na związane z tym niedociągnięcia), macie pokaźną bibliotekę gier rozsianą po wielu launcherach lub też szukacie "handhelda do Game Passa", to Legion Go moim zdaniem jest jedną z najciekawszych propozycji. Nie tylko ze względu na podzespoły, ale też odpinane kontrolery i kilka innych pomysłowych rozwiązań. No i nie sposób pominąć istotnej kwestii – ceny. O ile premierowe 3799 zł było naprawdę sporą kwotą, o tyle obecna cena, czyli około 2899 zł, jest już zdecydowanie bardziej atrakcyjna.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat