Najlepsze dramaty ostatnich lat
Nie tylko efekciarskimi blockbusterami kinoman żyje. W ostatnich latach pojawiła się masa dramatów, które zachwycają kreacjami aktorskimi, wywołują emocje i zapadają w pamięć. W niniejszym artykule przybliżymy Wam niektóre takie tytuły.
Nie tylko efekciarskimi blockbusterami kinoman żyje. W ostatnich latach pojawiła się masa dramatów, które zachwycają kreacjami aktorskimi, wywołują emocje i zapadają w pamięć. W niniejszym artykule przybliżymy Wam niektóre takie tytuły.
"Pay It Forward"
Był taki czas, kiedy Haleya Joela Osmenta uważano za świetnie zapowiadającego się aktora. Dziś już prawie nikt o nim nie pamięta, ale na szczęście zdążył w czasach świetności zagrać w kilku wartych uwagi filmach. „Podaj dalej” to prosta historia o chłopcu, który jako pracę domową wymyśla łańcuszek, w ramach którego należy pomóc trzem osobom. Łańcuszek zdaje się żyć własnym życiem, a tymczasem chłopiec musi zmagać się z matką-alkoholiczką i szkolnymi prześladowcami. Jest w tym filmie dużo oddechu i miejsca na humor, ale konkluzja i tak złamie Wam serce.
[video-browser playlist="730648" suggest=""]
"Transamerica"
Osobiście nie wyobrażam sobie, jak dramatyczne musi być odkrycie, że człowiek urodził się w złym ciele. Filmy o transseksualistach to rzadkość w kinie, nawet tym niszowym. Duncan Tucker podjął się trudnego tematu, ale na szczęście przedstawił go z wrażliwością i szczyptą humoru. To w dużej mierze film drogi, a jak wiadomo, amerykańskie autostrady sprzyjają dywagacjom o życiu, odnajdywaniu siebie oraz porozumieniu pokoleń. Tym razem jednak sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana, bo Tobey nie zdaje sobie sprawy, że podróżująca z nim pani w średnim wieku to jego biologiczny ojciec. Jak można się domyślić, wyjdzie z tego niemały ambaras, ale już nie takie dramaty widziały amerykańskie autostrady. W głównej roli świetna Felicity Huffman.
[video-browser playlist="730655" suggest=""]
"Control"
Joy Division zdecydowanie nie należy słuchać, kiedy za oknem pada deszcz, a człowiek jest w smętno-nostalgicznym nastroju. Może to skutkować chęcią przejechania sobie żyletką po nadgarstku. Ian Curtis był oszczędnie wesoły i nie miał w życiu z górki, co miało ujście w jego muzyce. Nic więc dziwnego, że biograficzny film o Curtisie jest utrzymany w tym samy tonie co utwory zespołu: niepokojący, surowy, dotykający drażliwe struny, o których istnieniu wolelibyśmy nie wiedzieć. Nie jest to typowa biografia muzyka, bo i artysta nietypowy; nie znajdziecie tu blichtru wielkiej sceny, tabunu groupies czy wokalisty zachłyśniętego sławą. Jest to historia Iana. Po prostu.
[video-browser playlist="730658" suggest=""]
"Jeździec wielorybów"
Jak piękna jest Nowa Zelandia, pokazał Peter Jackson w trylogii „Władca Pierścieni”. Ale żeby dowiedzieć się o jej bogactwie duchowym i maoryskich tradycjach, trzeba sięgnąć po mały wielki film Niki Caro. To nie tylko piękna opowieść o poszanowaniu pradawnej kultury i zwyczajów, ale też ukazanie starcia pokoleniowego i zapowiedź koniecznych zmian.
[video-browser playlist="730661" suggest=""]
"The Perks of Being Wallflower"
Największą wadą tego filmu jest jego polski tytuł. Na pierwszy rzut oka „Charlie” to nieskomplikowana historia o wrażliwym nastolatku, który jakoś usiłuje przetrwać liceum, ale liczne retrospekcje i wyjątkowa introwersja Charliego sprawiają, że podskórnie wyczuwa się, iż jest w tej historii jakieś drugie dno. Odkrycie tej tajemnicy sprawia, że widz czuje się, jakby właśnie ktoś go zdzielił obuchem. Odnoszę wrażenie, że „Charlie” to mało znany film, a wielka szkoda, bo jest po prostu doskonały.
[video-browser playlist="730664" suggest=""]
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat