Netflix kontra telewizja i kino. Kto wygra?
Nie ma na rynku idealnego medium strumieniującego treści wideo, gdyby jednak szukać namiastki doskonałości, to musielibyśmy zwrócić nasze oczy, a właściwie uszy w kierunku Spotify, które zrewolucjonizowało rynek muzyczny. Wyobraźcie sobie podobną usługę wideo, będącą wielką cyfrową piaskownicą, w której wpływy od abonentów byłyby rozdysponowywane według statystyk wyświetleń filmów, seriali i programów rozrywkowych. Rozwiązanie pełne, demokratyczne i - co najważniejsze - niesłychanie determinujące spadek piractwa.
Nie ma na rynku idealnego medium strumieniującego treści wideo, gdyby jednak szukać namiastki doskonałości, to musielibyśmy zwrócić nasze oczy, a właściwie uszy w kierunku Spotify, które zrewolucjonizowało rynek muzyczny. Wyobraźcie sobie podobną usługę wideo, będącą wielką cyfrową piaskownicą, w której wpływy od abonentów byłyby rozdysponowywane według statystyk wyświetleń filmów, seriali i programów rozrywkowych. Rozwiązanie pełne, demokratyczne i - co najważniejsze - niesłychanie determinujące spadek piractwa.
Teraz o tym zapomnijcie, bo największe wytwórnie filmowe wolą zostać przy leciwym i krótkowzrocznym modelu licencjonowania swoich produkcji, starając się zarabiać na tym samym produkcie kilkukrotnie: najpierw wyświetlając film w kinie, później udostępniając go w PPV oraz na twardych nośnikach, a ostatecznie udzielając licencji platformom VOD i telewizji. Pokracznie ścigają pojedynczych użytkowników sieci BitTorrent i zamykają pirackie serwisy VOD, choć na miejsce jednego wyrastają trzy kolejne - często prężniejsze i lepiej zakamuflowane.
Czytaj także: Najlepsze seriale dokumentalne w streamingu
U zarania Internetu podnosiły się krzyki, że najpierw piractwo płytowe, a później sieciowe zabije kinematografię. Jednak mamy 2016 rok i nic takiego się nie stało. Rozgarnięci przedsiębiorcy dokonali konwersji swoich dóbr na język Sieci - jedni w całości, drudzy częściowo. Ci, którzy nie pogodzili się z nową rzeczywistością, najpewniej są obecnie na zasłużonej emeryturze. Piraci nie tylko nie zniszczyli X muzy, ale też zyski panikujących przedsiębiorstw rokrocznie rosną. Dziś filmów i seriali produkuje się więcej niż kiedykolwiek w historii kinematografii. Górnolotnie można rzec, że stały się dobrami pierwszej potrzeby.
Wiedzą to właściciele platform streamingowych, jednak z uwagi na ograniczone środki, które mogą poświęcić na zakupy i odnawianie licencji, wolą postawić na oryginalne produkcje, które nie tylko odróżniają ich od konkurencji, co zawsze zostają w domu. Z jednej strony widz opłacający abonament dostaje unikatowy produkt jako pierwszy, wygodnie, w wysokiej jakości i przede wszystkim legalnie. Z drugiej mamy tu do czynienia z pęczniejącą z każdym tygodniem alternatywą dla produkcji kinowych i linearnej telewizji. Coraz częściej w ramach abonamentu - sprowadzającego się do jednego wyjścia do kina - dostajemy filmy, których wyświetlania nie powstydziłyby się tradycyjne ekrany projekcyjne.
W zeszłym roku dostaliśmy od Netflixa Beasts of No Nation z Idris Elba. Jednak patrząc na budżet filmu Cary Fukunaga, wynoszący zaledwie 6 mln dolarów, możemy mówić co najwyżej o przedsmaku tego, co nas jeszcze czeka. Prawdziwą finansową bombą będzie Bright David Ayer. Budżet filmu z Will Smith w roli głównej wyniesie aż 90 mln dolarów, co jest kwotą dotąd niespotykaną w kategorii filmów telewizyjnych. 30 mln dolarów mniej ma kosztować War Machine z Brad Pitt. Dlatego istnieje spore prawdopodobieństwo, że już niedługo będziemy oglądali nowości nie tak często w kinie, jak w domowym zaciszu. Bo chociaż chcielibyśmy zakląć rzeczywistość, mówiąc - całkiem słusznie zresztą - iż każde wyjście do kina to święto i filmy ogląda się tam najlepiej, to o ile przeniesienie kinowego hitu do Netflixa, Hulu czy Amazon Video nie jest problem, o tyle działanie w drugą stronę jest mniej prawdopodobne.
Gra o tron w streamingu
Już teraz coraz rzadziej czekamy na ulubiony serial w telewizji, woląc obejrzeć go w najdogodniejszym czasie w aplikacji streamingowej, bez dziesiątek wybijających z rytmu reklam, na ulubionym urządzeniu. Tradycyjna telewizja już nie tyle czuje oddech konkurencji, co widzi się na przegranej pozycji i próbuje jak najszybciej odrabiać straty. Koronnym tego przykładem jest HBO. Time Warner budował pozycję filmowego lidera w płatnej telewizji kablowej od 1972 roku, jednak w ojczyźnie obu usług HBO już w 2013 roku musiało oddać palmę pierwszeństwa Netflixowi, działającemu w tym czasie od zaledwie sześciu lat.
Obecnie pomiędzy największymi rywalami toczy się gra o bycie pierwszym na świecie. Stacja Warnera posiada dookoła globu bazę abonencką w granicach 135-140 mln subskrybentów. Netflix raportował w kwietniu, że ma ich 81 mln. Trzeba mieć na uwadze, iż polityka zagraniczna koncernu z Los Gatos była do tej pory prowadzona ostrożnie. Co roku wchodzili na kilka co ciekawszych rynków, a w roku bieżącym doprowadzili do ogólnoświatowej ekspansji, co zelektryzowało media, giełdę i dotychczasowych użytkowników.
Współzałożyciel i prezes Netflixa, Reed Hastings, mówił niedawno, że na nowych rynkach trwają dopiero przymiarki do tego, co zobaczymy w przyszłości. Powoli lokalizują i uzupełniają poszczególne biblioteki, a na podstawie zasięgu sprawdzają opłacalność tworzenia lokalnych produkcji i kampanii reklamowych. Jeśli Polska okaże się wystarczająco opłacalna, to dostaniemy własne Narcos jak widownia hiszpańskojęzyczna, Japończycy Atelier tudzież niedawno Francuzi Marseille.
Czytaj także: Netflix zyskuje użytkowników i traci na giełdzie
HBO już jest mocno zakorzenione na świecie, czego przykładem są rodzime produkcje pokroju Wataha, Pakt czy Bez tajemnic. Jednak nie można zapominać o tym, iż narzekamy na niedostateczną ofertę raczkującego Netflixa, a płatna telewizja, która jest na polskim rynku od 1996 roku, traktuje nas po macoszemu. Brakuje wielu oryginalnych seriali, ciekawych programów rozrywkowych (jak Project Greenlight) czy lwiej części filmów dokumentalnych wyprodukowanych przez HBO.
W Polsce nie mamy również HBO Now, które daje dostęp do oferty HBO przez streaming w oderwaniu od tradycyjnego abonamentu. W przypadku usługi dostępnej wyłącznie w Stanach Zjednoczonych Time Warner wydawał się być skazany na sukces, jednak w praniu wyszło zupełnie inaczej. Relatywnie wysoki abonament, sztucznie zawężona oferta programowa oraz rozproszenie kilku usług - to wszystko naraz doprowadziło do porażki, którą można wyrazić w liczbach, czyli niespełna 900 tys. abonentów po roku działania.
HBO Now miało możliwość zawojowania rynku. HBO i Cinemax posiadają nie tylko świetne seriale pokroju Game of Thrones, The Sopranos, Banshee czy przełomowego miniserialu dokumentalnego The Jinx: The Life and Deaths of Robert Durst - to również siostrzane marki, żeby wyróżnić najważniejsze: CNN, Cartoon Network, The CW (50% udziałów) i DC Comics. Niestety nie postanowiono zrobić z nich użytku i jesteśmy skazani wyłącznie na ofertę stacji premium oraz wytwórni filmowej Warnera.
Nie tylko Netflix
W odmienną skrajność popadają inne koncerny medialne, które nie tylko nie koncentrują swojej oferty w jednej usłudze, ale też tworzą kilka naraz. I tak Sony nieśmiało rozwija Crackle, oferując ekskluzywnie filmy z serii Dead Rising: Watchtower oraz seriale, w tym ciekawie zapowiadający się StartUp. Jednocześnie oferuje serial Powers na wyłączność w Playstation Network. Brak pełnej oferty AXN i Animax w jednej z platform jest już zupełnie niezrozumiały. CBS Corporation proponuje widzom osobne streamingi CBS All Access i Showtime. 21st Century Fox posiada bogatą strukturę własnościową, złożoną m.in. ze stacji z rodziny FOX, FX, National Geographic i częściowo brytyjskiego Sky, oraz ma udziały w firmach produkcyjnych Endemol i Shine TV - jednak koncern woli postawić na Fox Now i FXNow, zamiast budować mocną odpowiedź na streaming z Los Gatos. Streaming, który według najnowszej analizy ARK Investment Managment LLC osiągnie bazę abonencką na poziomie 175 mln użytkowników do 2020 roku.
Innym przykładem tego, że wielkie koncerny nie zawsze wiedzą, co robią, jest Hulu - buńczuczna odpowiedź na YouTube przeradzająca się na naszych oczach w bezpośredniego konkurenta Netflixa. Konsorcjum złożone z medialnych gigantów - NBCUniversal Television Group, Fox Broadcasting Company, Disney–ABC Television Group - nie było zadowolone z przychodów na internetowym rynku reklamowym, więc postanowiono otworzyć platformę, która udostępniałaby treści dostarczane przez wielką trójkę, konsumując przychody z lepszych kontraktów i braku pośrednika w postaci Google. Co się poniekąd udało. Hulu okazało się sukcesem gromadzącym olbrzymi ruch sieciowy w Stanach Zjednoczonych, jednak reklama w Internecie ciągle jest bardzo rozproszona, a wykrojenie części przychodów z tortu zarezerwowanego dla Netflixa okazało się bardziej kuszące. Tym samym coraz mniej nowości zobaczymy za darmo z reklamami, a coraz więcej treści jest dostarczane wyłącznie abonentom, którzy w bieżącym roku wreszcie zaczęli dostawać ciekawe oryginalne seriale. Jesteśmy właśnie po premierach The Path i 22.11.63, a w przyszłości zobaczymy seriale Chance, Shut Eye, Citizen i The Handmaid's Tale. Nowa polityka Hulu widocznie się opłaca, bo platforma zgromadziła już 12 mln płacących użytkowników.
- 1 (current)
- 2
Źródło: różne / Ilustracja główna: Alexander Wells
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat